W rozprawie „Z genealogii moralności”, Friedrich Nietzsche stawia tezę, iż dawne przedchrześcijańskie rozróżnienie „dobry – lichy” ustąpiło w ciągu stuleci nowemu „dobry – zły”, stanowiącemu kamuflaż dla resentymentu. W zamierzchłej przeszłości dobro utożsamiane było z siłą, przewagą, dominacją, z jawnym ich okazywaniem. To, co liche, uchodziło zaś za synonim słabości, uległości, poddańczości. Niewolnicy podnieśli jednak bunt przeciwko panom. Odwołali się do spreparowanych przez siebie argumentów religijnych oraz moralnych. Tendencje egalitarne starły się z porządkiem arystokratycznym. W konsekwencji dobro zaczęto utożsamiać ze współczuciem i litością, natomiast zło – z zachowaniami agresywnymi i ekspansywnymi oraz z brakiem jakichkolwiek skrupułów wobec ludzi słabych. Natura została ujarzmiona, a hierarchia wartości odwrócona. To wszystko – twierdzi filozof – świadczy o triumfie wrogiej wobec życia mentalności niewolniczej, która szczególnie wyraźnie doszła do głosu w chrześcijaństwie, moralności mieszczańskiej i socjalizmie.
Tu drobna uwaga: nietzscheańskie oskarżenia pod adresem chrześcijaństwa mijają się z prawdą, bo przecież w nauczaniu Kościoła katolickiego żywienie jakiegokolwiek resentymentu jest grzechem. Przebaczenie i miłosierdzie to nie są jakieś pogrążające w iluzjach, uniemożliwiające korzystanie z pełni życia, ckliwe gesty słabeuszy, lecz owoce ludzkich nawróceń. Tam, gdzie nie ma walki duchowej, owoców takich próżno szukać.
Jest dla mnie czymś zastanawiającym, że Nietzsche stał się kultowym filozofem ideologów resentymentu. Rozmaici postmoderniści, dekonstrukcjoniści, hermeneuci podejrzeń traktują go od dziesięcioleci jako swojego mistrza. Bo - według nich - obnażał głęboko skrywane, a zarazem fałszywe dogmaty cywilizacji sokratejsko-chrześcijańskiej. Tyle że demaskatorska pasja Nietzschego działa w drugą stronę. Kiedy rozmaite "autorytety moralne" walą przy nadarzającej się okazji pałami tolerancji po głowach tych, którzy się nie mieszczą w ich wizji świata, to warto dostrzec resentyment schowany za emblematami miłości do człowieka. W gruncie rzeczy są to słabi ludzie (ich słabością nie są bynajmniej wiotkie muskuły, lecz resentyment jako motor działania), którzy hasłami tolerancji zasłaniają albo brak własnych przekonań ("Tolerancja jest cnotą ludzi bez przekonań" - G.K.Chesterton) albo przekonania bardzo wyraziste, tyle że na tyle konfrontacyjne, iż nie mogą tego ujawnić. Znakomity przykład może stanowić grupa osób, które swoją histeryczną kampanią przeciwko stawianiu pomnika Romana Dmowskiego w Warszawie doprowadziły do profanacji monumentu przywódcy endecji (Marek Edelman stwierdził nawet w aprobującym tonie, że swastyki na pomniku są - cytuję z pamięci - "dopuszczalną formą protestu"). Można przypuszczać, że słabi ludzie (szkoda, iż w ich szeregach znalazł się bohater powstania w warszawskim getcie, autor słów wypowiedzianych w kontekście wojny w Iraku: "Pacyfiści to podnieceni idioci") nie mogą darować Dmowskiemu, iż w przeciwieństwie do nich on dla Polski coś uczynił i w dodatku uczynił sporo. Ale to już jest zupełnie inny temat.
Publicysta magazynu tygodnik.tvp.pl. Poza tym mąż i ojciec, mol internetowy, autsajder, introwertyk.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka