Filip Memches Filip Memches
172
BLOG

Cywilizowana rusofobia

Filip Memches Filip Memches Polityka Obserwuj notkę 12

„Patrz na istotę rzeczy, a nie na jej przedstawienie” – mówi Wielki Szu (Jan Nowicki) w kultowym peerelowskim filmie lat 80. Tyle że postpolityka tak daleko zabrnęła, że już nie odróżniamy PR-u czy jak kto woli propagandy od rzeczywistości. Zwłaszcza, że ów rozdźwięk dotyczy wszystkich partii (nie tylko w Polsce), które liczą się w walce o głosy wyborców.

Jakieś ugrupowanie może siebie prezentować jako reprezentanta klasy przedsiębiorców i obiecywać w związku z tym usuwanie ograniczeń biurokratycznych, a tak naprawdę mając władzę pogłębia etatyzm, który okazuje się środkiem obrony interesów grup oligarchicznych. Inna siła będzie głośno krzyczeć na temat „wartości chrześcijańskich”, a kiedy co do czego przyjdzie, zrobi unik w sprawie konstytucyjnego zapisu o ochronie życia od poczęcia do naturalnej śmierci, bo przecież aspirując do co najmniej 30 procent poparcia społecznego, nie można sobie pozwolić na dorobienie gęby „fundamentalistów”.
Słowa Wielkiego Szu przypomniały mi się w kontekście wypowiedzi pewnego hołubionego przez salon polityka po uroczystościach na Placu Czerwonym 9 maja. Otóż zażartował on sobie, że Polacy byli już w Moskwie 400 lat temu. Wypowiedź ta – nawiązująca do historycznego zdobycia przez polską załogę Kremla – wywołała w niektórych środowiskach głosy oburzenia. Przy okazji padł argument, że gdyby coś takiego padło z ust polityka nie lubianego przez mainstream, to by go oskarżono o kolejny przejaw rusofobii.
Tymczasem rusofobia… niejedno ma imię. Przytoczę w tym miejscu opinię znanego filozofa rosyjskiego, Aleksandra Dugina, jaka padła swego czasu w mojej rozmowie z nim. Jego zdaniem, Polska, spełniając pewne geopolityczne warunki (odwrócenie się od Waszyngtonu w kierunku trójkąta Paryż – Berlin – Moskwa), „mogłaby nawet zachować swoją rusofobię jako część własnej tożsamości. To byłaby umiarkowana, demokratyczna, europejska rusofobia, która może i dla Rosjan jest przykra, ale w świetle bolesnej historii stosunków rosyjsko-polskich powinna być zrozumiała”.
Mamy więc rusofobów „cywilizowanych” (czytaj: koncesjonowanych) i „dzikich”. Ktoś, kto dowcipkuje sobie na temat polskich zdobyczy na terenie Rosji, może uchodzić za rusofoba „cywilizowanego” – zresztą nie tylko w oczach Dugina, ale także kremlowskich notabli. Jeśli realizuje kremlowską strategię „pojednania polsko-rosyjskiego”, to wygłaszanie rusofobicznych kawałków może go nawet uwiarygodniać jako polskiego patriotę o antykomunistycznej przeszłości. Chyba, że będziemy patrzeć na istotę rzeczy, a nie na jej przedstawienie. Wtedy możemy ujrzeć coś zgoła odmiennego.

Publicysta magazynu tygodnik.tvp.pl. Poza tym mąż i ojciec, mol internetowy, autsajder, introwertyk.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Polityka