Chrześcijaństwo nie jest religią „pokolenia JP2”. Nie jest też religią „moherowych beretów”. Nie jest niczyją religią, bo religią w ogóle nie jest. Nie jest także teologią ani moralistyką. Czym zatem jest?
Wołaniem. Błaganiem. Skandalizowaniem. Pytaniem o to, czy musi tak boleć, czy może być inaczej, dlaczego ja itd. A jeśli kogoś dopadnie łaska Boga, to i wiarą w Niego. Ale to On decyduje kogo Jego łaska ma dopaść.
O chrześcijaństwie krótko i zwięźle, ale jakże trafnie mówi Krzysztof Michalski, wybitny polski filozof-tischnerysta, sam snujący refleksję nad religią na zewnątrz Kościoła: więcej bólu, nie mniej. A zatem to nie psychoterapia, Jezus nie jest słodki, jak sugeruje pewna modlitwa.
Może chrześcijaństwo to tak naprawdę wyższa forma ateizmu, czego dobitnym świadectwem mogą być słowa wypowiedziane na krzyżu: Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?.
Świat zostaje odczarowany. Pogańskie bożki okazują się dziecięcą iluzją. Poza Bogiem Jedynym nikogo nie ma. Ale Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba zachowuje się tak, że można mieć poczucie Jego nieobecności. Może jednak swoje istnienie potwierdza On właśnie przez swoją nieobecność. Zwłaszcza w Wielki Piątek. Czy da się więc w Niego wierzyć?
Publicysta magazynu tygodnik.tvp.pl. Poza tym mąż i ojciec, mol internetowy, autsajder, introwertyk.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości