Wybory 2010 są dowodem na zwycięstwo pomarańczowej rewolucji – twierdzi Roman Szporluk w rozmowie, jaką przeprowadziłem z nim dla najnowszej (lutowej) „Europy” (dodatek do „Newsweeka” 6/2010). Ten wybitny historyk ukraiński, mieszkający i wykładający od półwiecza w USA, jest zdania, że światowa opinia publiczna miała zbyt wysokie oczekiwania jeśli chodzi o wydarzenia sprzed pięciu lat. Ukraina nie stała się za prezydentury Juszczenki zachodnią demokracją mlekiem i miodem płynącą. Co innego Szporluk uważa za wielki sukces – to, iż Ukrainie od roku 1991 udało się przetrwać w dotychczasowych granicach.
Według Szporluka, czy to się komuś podoba czy nie, dzisiejsza Ukraina jest geopolitycznie spadkobiercą Ukrainy sowieckiej. Fakty historyczne przemawiają brutalnie: gdyby w roku 1920 powstało sprzymierzone z Polską niepodległe państwo ukraińskie nie rozciągnęłoby się we wszystkie strony do swoich obecnych granic. Lwów, Charków, Donieck, Odessa, Jałta pozostałyby poza jego terytorium. Ukrainę w jej dzisiejszym kształcie geograficznym stworzyli jej wrogowie: Lenin, Stalin i Chruszczow. Na tym polega ironia dziejów – zauważa Szporluk.
Trzeba przyznać, że to jednak odwaga głosić coś takiego w przypadku historyka, który uchodzi za autorytet w oczach swoich narodowo zorientowanych rodaków.
Publicysta magazynu tygodnik.tvp.pl. Poza tym mąż i ojciec, mol internetowy, autsajder, introwertyk.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka