O filmie „Mgła” napisano już bardzo wiele. Tak wiele, że mogę napisać już tylko kilka zdań. Film ten jest dla niektórych tylko czysto dokumentalnym zapisem zdarzeń i emocji pracowników kancelarii prezydenta, dla innych dodatkowym źródłem informacji, a dla bardzo wielu z nas jest przede wszystkim powtórnym przeżyciem tych tragicznych kwietniowych dni.
Ale jest coś, czego w tym filmie zabrakło.
Ze wszystkich dramatycznych chwil, jakie przeżywaliśmy w tych trudnych dniach, nie istnieje nic bardziej wzruszającego jak widok samotnej Casy startującej z lotniska na Okęciu w ostatnią podróż pary prezydenckiej.
Gdy samolot podrywa się w powietrze, a pilot pięknym gestem lotników żegna w imieniu Marii i Lecha Kaczyńskich ich ukochaną Warszawę, łzy same cisną się do oczu.
I jeżeli ktoś kiedyś jeszcze nakręci film o naszej wspólnej tragedii narodowej – a wierzę, że tak będzie – niech nie zapomni o tej scenie. Niech będzie ona pamiątką dla nas, naszych dzieci i wnuków. Pamiątką o prezydencie, jego małżonce i wielu szlachetnych Polakach, którzy nie wahali udać się w swoją najtrudniejszą podróż – podróż w jądro ciemności.
Inne tematy w dziale Polityka