Alef-1 Alef-1
833
BLOG

Edmund Klich – sprawa czysto polityczna

Alef-1 Alef-1 Polityka Obserwuj notkę 8

 

Pułkownik Klich po wirtualnym zderzeniu z ziemią, niestety dalej jeszcze nie powrócił do rzeczywistości. I chyba już nie powróci. Jego wywiad dla WP jest przygnębiający. I to z dwóch powodów:

- po pierwsze po raz kolejny pojawia się sugestia, że rozmowa braci Kaczyńskich przez telefon satelitarny mogła mieć wpływ na katastrofę,
- po drugie Edmund Klich wykazuje całkowity brak logiki w rozumowaniu.

O pierwszej sprawie napisał już kokos26, nie będę więc rozwijał tego wątku, druga sprawa pokazuje, że akredytowany Klich nie powinien zajmować się badaniem czegokolwiek – w szczególności katastrof lotniczych.

Na pytanie o hipotezę sztucznej mgły Klich odpowiada:

- To kuriozum. Ktoś, kto tak się wypowiada traktuje naszych pilotów jak kompletnych idiotów. Na pokładzie samolotu są takie urządzenia, że w każdej chwili załoga, która umie odczytywać wskazania urządzeń powinna wiedzieć, gdzie znajduje się w przestrzeni. W głowie załogi musi być obraz w jakiej samolot jest sytuacji – łącznie z prędkością, stanem mechanizacji, położeniem względem przeszkód czy urządzeń radiolokacyjnych w tym szczególnie w stosunku do pasa lądowania.

 Z jego wypowiedzi wynika, że rzeczą naganną jest sugestia, jakoby piloci nie potrafili wylądować we mgle, szczególnie gdy mgła jest sztuczna. Należy podejrzewać, że w związku z tym mgła naturalna nie stanowiłaby również problemu. Nie usłyszeliśmy jednak odpowiedzi na pytanie – jak to się stało, że pomimo posiadania na pokładzie samolotu „takich urządzeń” samolot nie doleciał do pasa lotniska Siewiernyj.

Klich dodaje:

- Wątku sztucznej mgły nie biorę pod uwagę, bo nie sądzę, by Rosjanie chcieli spowodować wypadek swojego samolotu, który przed tupolewem dwukrotnie podchodził do lądowania, bo już wtedy była mgła.

Wygląda więc na to, że tylko sztuczna mgła może spowodować katastrofę -  Rosjanie nie chcieli rozbić swojego samolotu, więc  jej nie rozpylili.

W innej części wypowiedzi, w której Klich neguje wiarygodność zeznań pilotów Jaka-40  czytamy:

Dziwię się dlaczego po wylądowaniu nie powiadomili Warszawy, że pogoda jest do kitu, że nie ma sensu lecieć. Powinni alarmować, podzielić się informacjami z kolegami, którzy wieźli przecież prezydenta… Mówiąc krótko, piloci Jaka nie są dla mnie wiarygodni. Najbardziej obiektywne informacje można odczytać z rozmów na wieży, które odbyły się przed katastrofą. Tam nie było mowy o żadnym manipulowaniu wypowiedziami i z nich wyłania się prawdziwy obraz.

Ale w kontekście rozbieżności w ustaleniach strony polskiej i rosyjskiej dodaje:

- Oprócz kwestii kontrolerów jest ich już niewiele. Abyśmy mieli jednak pełny obraz tego, co działo się na wieży potrzebujemy dokumentów, których nie dostaliśmy mimo wielu próśb. Jeśli tego nie mamy, możemy mówić jedynie o głupocie, braku wyobraźni, lekceważenia zasad bezpieczeństwa czy zaniedbaniach.

Edmund Klich już wcześniej zaznaczał, że rozmowy kontrolerów z wieży wyjaśniają prawie wszystko. Okazuje się jednak,  że bez rosyjskich dokumentów-  których zresztą nie otrzymujemy - niewiele możemy wyjaśnić.

Wiara Klicha w rosyjskie dokumenty jest zatrważająca.

Konwencja mówi o akredytowanym m. inn.:
5.25 Uczestniczenie w badaniu pozwala na udział we wszystkich etapach badania pod nadzorem Przewodniczącego Komisji Badania Wypadków , a w szczególności do:
a) oględzin miejsca zaistnienia wypadku ,
b) badania szczątków, (…)

Obowiązkiem Klicha było uczestniczenie w badaniach i oględzinach, a nie słuchanie w wolnych chwilach rozmów z "wieży kontrolnej".  Jak twierdził odsłuchiwał je wielokrotnie podczas samotnych wieczorów w moskiewskim hotelu. Nie wiadomo w jakim języku były prowadzone, gdyż Klich - jak sam podkreśla -  nie zna języka rosyjskiego. Tych wolnych chwil Klich prawdopodobnie miał dużo, ponieważ Rosjanie nie dopuszczali go do kluczowych badań i przesłuchań.

Ale to nie koniec.

- Jako polski akredytowany przy MAK mogłem zaprosić do współpracy wielu ekspertów ale pytanie – do czego by się przydali, skoro mamy swoich. Problem polega na czym innym, a więc braku odpowiednich dokumentów od Rosjan. Nie mamy ich, więc po co nam ekspert?

Akredytowany nie chciał zapraszać ekspertów do pracy na dokumentach rosyjskich. I słusznie, bowiem dokumenty te są bezwartościowe. Eksperci byli potrzebni na miejscu katastrofy, aby prowadzić badania – ale to akredytowanemu już nie wpadło do głowy. Chociaż nie … być może wpadło, pytał Rosjan, ale oni odpowiedzieli krótko – нельзяa.

Na pytanie, czy eksperci nie pomogliby umiędzynarodowić sprawy, Klich odpowiada:

- Myślę, że eksperci nie próbowaliby tego nagłaśniać, bo to sprawy czysto polityczne.

I o to właśnie chodzi. Szczerość Klicha jest zdumiewająca.

To nie jest badanie przyczyn katastrofy - to sprawa czysto polityczna.

 

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1329,title,Czy-ostatnia-rozmowa-braci-Kaczynskich-rzeczywiscie-dotyczyla-matki,wid,13008952,komentarz.html?ticaid=1b8c3&_ticrsn=5

http://kokos.salon24.pl/265356,pytania-do-edmunda-klicha

http://fikcje.salon24.pl/258780,wirtualne-zderzenie-z-ziemia-plk-klicha

Alef-1
O mnie Alef-1

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Polityka