Ilość dezinformacji, niedomówień i sprzeczności, które pojawiają się od 10 kwietnia w sprawie przyczyn katastrofy smoleńskiej pozwala przypuszczać, że stoi za tym jakieś źródło tzw. przekazów dnia.
Oto jeden z takich hipotetycznych przekazów, który mógłby pojawić się wtedy, gdyby jedna z hipotez uzyskała potwierdzenie w postaci niezbitego dowodu. O którą hipotezę chodzi – można się domyśleć. Co uzyskano by, przedstawiając taki przebieg wydarzeń? Dla jednej strony byłaby to próba częściowego umycia rąk, a dla drugiej nie miałoby to znaczenia – po prostu zwykły wypadek przy pracy, a "dobrego imienia" już od dawna nie posiadają.
***
Z nieoficjalnych informacji, jakie docierają do nas od dłuższego czasu wynika, że oprócz nieporozumień dotyczących interpretacji zapisów konwencji chicagowskiej dotyczących raportu w sprawie katastrofy w Smoleńsku, pojawił się dodatkowy problem, uniemożliwiający na obecnym etapie poprawę stosunków polsko-rosyjskich.
Jak powszechnie wiadomo polska strona rządowa od samego początku była niechętna wizycie w Katyniu prezydenta Kaczyńskiego, wraz z jego „bizantyjskim orszakiem”. Traktowała to, jako element kampanii wyborczej i skoro nie była już w stanie uniemożliwić odbycia tej wizyty – postanowiła ją w maksymalnym stopniu zepsuć.
Celem było przede wszystkim niedopuszczenie do rozpoczęcia uroczystości o planowanej godzinie. Maksymalne opóźnienie w dotarciu prezydenta na miejsce uroczystości miało na celu skompromitowanie go w oczach wyborców, zaprzyjaźnione stacje miały już przygotowane materiały na ten temat. Niejaki Jarosław Kuźniar z wiadomej stacji, tak rozpoczął swoją poranną audycję 10 kwietnia – Ciekawe, jaką gafę popełni dziś prezydent Kaczyński?
Ponieważ za logistyczną organizację wizyty odpowiedzialność ponosiła strona rządowa, jej przedstawiciel udał się odpowiednio wcześniej do Moskwy, aby przedstawić punkt widzenia rządu na sposób przyjęcia gości z Polski na ziemi rosyjskiej.
Jedną z możliwości było odesłanie samolotu na drugi krąg, a następnie - z dowolnego powodu - na inne lotnisko.
Negocjator polskiej strony rządowej miał jedną trudną do wyleczenia wadę. Wieloletnia służba dyplomatyczna doprowadziła jego prawą powiekę do takiego stanu, że co jakiś czas jego rozmówcy odnosili wrażenie, że do nich mruga.
Takie właśnie wrażenie odniósł przedstawiciel strony rosyjskiej – również wieloletni dyplomata - podczas wypowiadania przez polskiego negocjatora brzemiennych w skutki słów:
Najlepiej odeślijcie ich na drugi krąg.
Dyplomata rosyjski pokiwał ze zrozumieniem głową, po czym przekazał polskie życzenie swoim mocodawcom.
Obecnie w zespole do spraw trudnych toczą się rozmowy pomiędzy przedstawicielami obu stron.
Strona rosyjska przedstawiła stanowisko, w którym podkreśla, że prośba strony polskiej była jednoznaczna - poparta znanym w dyplomacji „efektem mrugnięcia” - i trudno było ją inaczej interpretować. Wiadomo, że w dyplomacji nie używa się słów niepotrzebnych, gesty mówią same za siebie. A poza tym … przyjaciołom się nie odmawia.
Strona polska stwierdziła, że co innego miała na myśli, a nie to, co później się wydarzyło. Brak porozumienia w ww. kwestii uniemożliwia dalsze pogłębianie polsko-rosyjskiego zbliżenia i może w najbliższych latach, odbić się negatywnie przy współpracy w wyjaśnianiu kolejnych „zwykłych” wypadków lotniczych.
***
Opis ten jest tak samo prawdopodobny, jak kolejne „wrzutki” medialne pojawiające się od 10 kwietnia. W przyszłym roku być może zostanie opublikowany raport końcowy, przedstawiający przyczyny katastrofy lotniczej w Smoleńsku. Musimy być uczuleni na falę kolejnych dezinformacji, które w dalszym ciągu będą przygotowywać społeczeństwo na „uzgodnioną” przez obie strony wersję wydarzeń.
***
I jeszcze puenta:
W interesie Rosjan nie leży, by opinia międzynarodowa uznała, że nie byli rzetelni w przedstawieniu przyczyn katastrofy smoleńskiej - uważa ekspert prawa lotniczego prof. Marek Żylicz.
Zdaniem eksperta potrzebne są teraz polsko-rosyjskie konsultacje i uzupełnienie raportu o to, co nie zostało przez MAK zrobione. Profesor Żylicz przewiduje, że wkrótce strona polska wyznaczy "negocjatora", który podejmie rozmowy z przedstawicielami Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego.
- Uważam, że "po dobroci" możemy w tym projekcie bardzo dużo zmienić – zaznacza.
Inne tematy w dziale Polityka