Nieuchronnie zbliża się moment ogłoszenia raportu MAK, o przyczynach katastrofy samolotu TU 154M, który z nieznanych nam na razie powodów nie doleciał do pasa na lotnisku Siewiernyj. Raport MAK ma nam to wyjaśnić. Pocieszające jest to, że komisja zakończyła pracę tak szybko, chociaż przez długi czas udowadniano, że takie prace, szczególnie przy tak niezwykłym wydarzeniu jak wypadek lotniczy, muszą trwać wiele lat.
Spodziewam się, że specjaliści MAK są w posiadaniu niezbitych dowodów, wskazujących na przyczynę katastrofy.
Ponieważ od niedawna trwa kolejna wzmożona ofensywa „wiodących mediów”, mająca przygotować społeczeństwo na przyjęcie ze zrozumieniem wyników prac„niezależnej” i na dodatek „międzypaństwowej” komisji, chciałbym sformułować kilka oczekiwań, które powinny rozwiać moje wątpliwości.
Narracja przygotowująca nas wszystkich jest jedna, winni byli piloci, niewykluczone, że ktoś na nich „naciskał”, samolot nie powinien lądować, ale lądował, piloci nie widzieli ziemi, trafili w brzozę, samolot obrócił się na plecy, uderzył w ziemię i tyle z niego zostało, co widzimy na zdjęciach.
Jak widać, sprawa jest dość nieskomplikowana i nie dziwi mnie z związku z tym szybki termin zakończenia prac komisji.
Czy Rosjanie w czymś zawinili - być może - ale o tym napiszę na koniec.
Czego zatem oczekuję:
- Transkrypcji rozmów zapisanych w VCR w wersji trochę wyższej, niż ta opublikowana w maju 2010, gdzie procent nierozpoznanych głosów będzie znacząco niższy niż poprzednio. Trudno bowiem przyjąć do wiadomości fakt, że VCR zapisał znakomicie odgłosy pracujących silników, natomiast miał problemy z zapisaniem głosów członków załogi.
- Odrębnej analizy alarmów i zakłóceń występujących na nagraniu z VCR.
- Szczegółowej analizy zapisów ze skrzynek FDR i QAR, w powiązaniu z VCR.
- Stenogramu rozmów prowadzonych przez kontrolerów ruch powietrznego, prowadzonych w miejscu szumnie nazywanym „wieżą kontroli lotów”
- Analizy zdjęciowej i laboratoryjnej uszkodzeń brzozy, przez którą podobno samolot stracił skrzydło - w strukturze drzewa i na ziemi powinny zachować się (być może mikroskopijne) fragmenty skrzydła.
- Analizy zdjęciowej i laboratoryjnej miejsca, w którym samolot po raz pierwszy uderzył grzbietem o ziemię. Ślady te powinny być bardzo charakterystyczne, inne od tych, gdyby samolot lądował na brzuchu.
I to chyba wszystko.
A… jeszcze jedno - chyba najważniejsze - chciałbym, żeby taśmy z czarnych skrzynek wróciły do Polski, a niezależna, międzynarodowa (a nie „międzypaństwowa”) komisja stwierdziła, że nie ingerowano w ich zapis.
Chyba nie oczekuję zbyt wiele.
Wtedy z pełna świadomością, potwierdzę, że to, co od ponad pół roku wtłaczane mi jest do głowy przez dziennikarzy wiodących mediów i literatów, wydających książki z gatunku catastrophic-fiction znalazło potwierdzenie w faktach.
No i jeszcze jedno… prawdopodobnie w raporcie znajdzie się sugestia o tym, że strona rosyjska nie jest całkiem bez winy. Na przykład kontroler lotu czegoś nie dosłyszał lub jedna z żarówek przed pasem była spalona. Wyjaśnienie tych spraw będzie wymagało wytężonej pracy prokuratury rosyjskiej przez kilka następnych lat i zachowania w Rosji dowodów rzeczowych, takich jak czarne skrzynki i wrak Tupolewa.
Wtedy niestety nie będę mógł niczego potwierdzić i przez kolejne lata, wpatrując się w ekran monitora i słuchając słów „Uspokój się, patrz mu w oczy, uspokój się”, będę myślał o tych, co zginęli w Smoleńsku.
Inne tematy w dziale Polityka