Fiatowiec rozmawia „Bez CENZURY” z Alefem Sternem, który ujawnia mało znane fakty dotyczące powstania Platformy Obywatelskiej. Pisarz opowiada również o tym jak służby go inwigilowały i dopytywały o scenariusz „Ostatniego Lotu”.
Fiatowiec: Skąd się wziął Twój pseudonim – Alef Stern – pod którym piszesz książki?
Alef Stern: Pseudonim powstał kilkanaście lat temu, używałem go w liceum.
Ile masz lat? Czym się obecnie zajmujesz? Powiedz mi coś o sobie.
A.S.: Mam 34 lata, jestem zajmuję się doradztwem personalnym, tzn. rekrutacje, szkolenia, przez wiele lat parałem się marketingiem politycznym. Czynnie prowadziłem kampanie, opracowywałem strategie wizerunkowe, plany zarządzania sytuacjami kryzysowymi. Realizując spoty reklamowe, materiały promocyjne, pracowałem dla wszystkich partii z wyjątkiem Samoobrony i PSL-u. Wprowadziłem kilku posłów do sejmu, 2 osoby do Parlamentu Europejskiego oraz sporo radnych do samorządów.
Jednak od 5 lat jestem poza polityką – zarówno czynną jak i bierną. W dodatku od 4 lat żyję bez telewizora. Zajmuję się rozwojem i pomocą ludziom w zarządzaniu ich karierami, a także pomagam w znajdowaniu rozwiązań ich problemów zarówno prywatnych jak i biznesowych poprzez wspólną pracę w oparciu o narzędzia coachingowe. Pracuję również jako copywriter freelancer dla agencji reklamowych – tworzę scenariusze spotów, hasła marketingowe, scenariusze kampanii reklamowych. No i od paru lat dokładnie od 2009 roku jestem pisarzem. Cztery wydane książki, kilka scenariuszy, współpraca przy serialach i filmach dokumentalnych.
No właśnie w 2009 r. napisałeś swoją pierwszą książkę. Proszę przypomnieć jej tytuł.
A.S.: „Pola Laska” jest krytyką tego wszystkiego, co się zrodziło przez 20 lat w III RP.
Próbą literackiego podsumowania atmosfery politycznej tych lat, socjologicznym obrazem społeczeństwa polskiego i artystycznym, językowym sposobem na wyrażenia naszego życia opartego w głównej mierze na skakaniu pilotem z kanału na kanał w telewizorze. „Pola Laska” to rozliczenie z tym wszystkim, co nas ukształtowało, ale też co nami zamanipulowało. Jest to rozprawa z naszymi mitami, chochołami, trupami w szafie, ale również rozprawa z naszą romantyczną historią i literaturą. Książka jest wizją tego, co się może wydarzyć w przyszłości. Jest to również przesłanie dla nas – mieszkańców „miasteczka” – byśmy wreszcie nie nadstawiali nikomu ani karku.
Zręby tej książki zaczęły powstawać jeszcze w liceum. Moje zainteresowania politycznymi tematami związane były na pewno z tradycyjnym patriotycznym wychowaniem przez dziadków i tym wszystkim, co wyniosłem z domu. Nie bez wpływu były: Solidarność, stan wojenny, który pamiętam. Wydarzeniami, które mnie też kształtowały, był wybuch elektrowni w Czarnobylu i kłamstwa władz na ten temat, następnie katastrofa w Lesie Kabackim, gdzie zginął bliski przyjaciel mojego ojca. I znów kłamstwa. No i wreszcie przełom, 88 i 89 rok, przemiany, zmiany – niby na nowe. Ja w to bardzo wtedy uwierzyłem jako dzieciak, jak romantyczny głupiec. Myślałem, że jesteśmy tacy cywilizowani, gruba kreska, wybaczyliśmy naszym oprawcom. Ale im dalej w to brnąłem, tym lepiej widziałem, że dla tych wydarzeń przełomu, zrywu napisany był scenariusz, że przed okrągłym stołem toczyły się rozmowy w Magdalence, a tzw. III RP to przegniły postpeerelowski twór, skorumpowany, niebędący wbrew zapisowi konstytucyjnemu państwem prawa. Dlatego postanowiłem napisać tę książkę. Byłem blisko różnych wydarzeń, notowałem to, co widziałem i słyszałem.
Następną książką, którą napisałeś była powieść „Ostatni Lot. Operacja K. Tom I”. Przedstawiona w niej historia jest zadziwiająco podoba do wydarzeń z 10 kwietnia 2010 roku. Czy to możliwe, że zrealizowano Twój scenariusz?
A.S.: Można tak powiedzieć, bo już wokół pierwszej książki kręciło się parę podejrzanych osób. Pierwszy jasny sygnał dostałem na Targach Książki w 2009 roku. Tyle, że go wtedy nie zrozumiałem.
Kto się kręcił wokół tej książki? Służby?
A.S.: W 2000 roku pracowałem w kampanii wyborczej A. Olechowskiego i miałem parę spotkań ostrzegawczo-informacyjnych z panami ze służb, którzy próbowali trochę mnie postraszyć, trochę się wywiedzieć tego i owego. Może podejmowali próby werbunku, nie wiem. W każdym razie po kampanii się to wszystko rozmyło. I nagle 9 lat później na Targach Książki pojawił się facet, który te rozmowy 9 lat wcześniej ze mną prowadził. Przyszedł niby pożartować na temat książki, ale książka się właśnie ukazała, a on zachowywał się tak, jakby już ją przeczytał.
Pewnie od czasu tej kampanii służby uważnie Ciebie obserwowały?
A.S.: Zapewne tak było, bo ja pracowałem bardzo blisko Olechowskiego i innych polskich polityków. Jest to bardzo możliwe.
Szczególnie że byłem zaangażowany w parę kluczowych spraw politycznych. Nie są one do dziś znane szerzej opinii publicznej. Były one jednak kluczowe np. dla powstania Platformy Obywatelskiej. Byłem zaangażowany w opozycję wewnątrz Unii Wolności skierowaną przeciw Pawłowi Piskorskiemu. Powiem, że byłem dość poważnie zaangażowany. Unia Wolności oficjalnie nie poparła Olechowskiego w 2000 roku w wyborach na urząd prezydenta RP, ale wtedy to był wist rozpisany przez Balcerowicza. Profesor miał bowiem następujący plan: kiedy zostawał szefem UW, przyszedł z zewnątrz – nie był nawet jej członkiem. No więc przyszedł i został szefem zjednoczonej UD i KLD.
A kiedy kończyła się jego kadencja na stanowisku przewodniczącego partii, już wcześniej wiedział – bo miał dogadane to z prezydentem A. Kwaśniewskim – że zostanie szefem NBP. Balcerowicz na rok przed odejściem szukał następcy. Wewnątrz partii nie chciał wspierać ani liberałów ani starych unitów. Wymyślił więc Olechowskiego – telefon do Balcerowicza był telefonem numer jeden na liście telefonów w sztabie – dziś już o tym mogę powiedzieć. A ludzie Balcerowicza tworzyli zręby tej kampanii wyborczej.
Okazuje się, że wtedy to Balcerowicz rozdał karty pod stołem…
A.S.: Balcerowicz i jego doradcy uważali, że po dobrej kampanii prezydenckiej i przejściu do ewentualnej drugiej tury Olechowski wejdzie do Unii Wolności i zostanie jej nowym szefem. Jednak zniweczył ten chytry plan konflikt wewnątrz partii, personalnie objawiający się w konflikcie Geremka z Piskorskim – notabene Piskorski był kiedyś asystentem Geremka.
Młodzi Demokraci – kierowani wtedy przez Sławomira Nowaka – poparli wbrew stanowisku partii matki, czyli UW, Olechowskiego. Rada Krajowa UW nie poparła go, ale znali się bardzo dobrze i rozgrywka była naprawdę niezła. Na szczególną uwagę zasługuje to, że w porozumieniu Balcerowicza z Kwaśniewskim to Olechowski trochę w tym został wykorzystany. Po latach myślę, że do końca nie widział, na czym ta gra polega, a kiedy się zorientował, że choć ma realne szanse na II turę, to nie ma szans na wygranie z Kwaśniewskim, to obciął fundusze na kampanię. Wstrzymał emisję naprawdę świetnych dynamicznych spotów, po pierwszym spocie ze śp. prof. Religą.
Czyli można stwierdzić, że Olechowski już wtedy był zgraną kartą, ale pomógł jeszcze Tuskowi i jego obecnym kumplom z boiska?
A.S.: Tak, wstrzymał fundusze, czym doprowadził do szewskiej pasji Balcerowicza i Dzieciuchowicza – szefa kampanii, który po wstrzymaniu kasy wycofał się i zrezygnował z firmowania tej kampanii swoim nazwiskiem. Potem Olechowski był na zjeździe krajowym UW – Tusk wtedy nie znaczył jeszcze wiele w Unii – wtedy najważniejszym rozgrywającym pośród liberałów był Piskorski i jego zaplecze w postaci Młodych Demokratów. Można powiedzieć, że to na ich plecach i dzięki ich sile – Piskorskiego, Potapowicza oraz innych z tzw. „układu warszawskiego” – a także przy wsparciu Sławka Nowaka i Młodych Demokratów Tusk doszedł tam, gdzie jest dziś.
Ale jaka była w tym Twoja rola?
A.S.: Ja organizowałem opozycję wobec Piskorskiego w Warszawie – tak skutecznie, że na ostatnim zjeździe krajowym UW, na którym wybierano nowego przewodniczącego i nowe władze krajowe, wybrano Geremka – ku zaskoczeniu wszystkich – i wycięto liberałów z władz krajowych oraz zarządu UW. Geremek zapowiedział, że zacznie czystki od Warszawy to była niedziela, a w poniedziałek dowiedzieliśmy się, że powstaje Platforma Obywatelska. Czyli gdyby liberałom udało się uzyskać większość na tym zjeździe, nie byłoby PO. Może szefem UW byłby Olechowski albo Płażyński. Potem jeszcze współpracowałem z Geremkiem przez rok i wystąpiłem z UW, bo szła w kierunku, który mi nie odpowiadał – czyli na lewo, lewo, lewo.
Moja rola była nieszczególna i niewidoczna – praca w terenie, praca u podstaw, rozmowy z ludźmi, przekonywanie, jeżdżenie po kraju i zdobywanie szabel na wybory – ale dzięki temu miałem dostęp do wielu ludzi, kontakty, możliwość aranżowania spotkań z kim chciałem. No i powiem nieskromnie, miałem dobre pomysły, więc zakładając, że ktoś by chciał mnie do czegoś podpuścić i w odpowiedni sposób mnie podchodząc, wykorzystać, zakładając przy tym, że będę kontynuował robotę przez następne lata, to mógłby stworzyć sobie nieświadomego współpracownika, a może nawet nieświadomego agenta wpływu.
Nie boisz się teraz o tym mówić?
A.S.: Kiedyś trzeba o tym powiedzieć.
Byłeś przy powstawaniu PO. Dlaczego się do nich nie zapisałeś?
A.S.: Od początku wiedziałem jacy to są ludzie i kto do nich się zapisuje, znałem te metody działania i tę mentalność, z której mogło wyniknąć tylko to co wyniknęło. Dlatego moje analizy sytuacji społecznej i politycznej zawarte w książce „Pola Laska” są tak zbieżne z rzeczywistości i trafne. Są tacy którzy odbierają je jako proroctwa. Bo tak łatwiej jest sobie wytłumaczyć, własne błędy niż to że dało się po raz kolejny oszukać kolejnej politycznej ekipie. Ekipie Donalda Tuska, który w historii zapisze się jako najdłużej urzędujący Premier szefujący kontrolowanemu demontażu Polski i grabarz PiS.
Jako pierwszy wskazywałeś, że Donald Tusk to człowiek marionetka wydmuszka marketingu i PR.
A.S.: Może nie jako pierwszy, rzeczywiście premier z moje powieści „Ostatni Lot Operacja K.” to postać wzorowana na Donaldzie Tusk, otaczają go jego doradcy, których miałem szansę poznać, jeśli kogoś interesuje polityka od kuchni, i jak naprawdę to się robi w cieniu gabinetów to fikcja literacka opowieści „Ostatni Lot Operacja K.” jest w 99% prawdziwa. W „Poli Lasce” natomiast Postać wodza wzorowana jest na polskich liderach, polskich miernych liderach, bo ani Wałęsa, Kwaśniewski, Komorowski czy nawet Kaczyński to nie są ludzie najwyższego formatu, jak na polityków to nawet nie są dostateczni. Ale to ludzie taka klasę polityczną wybierają i akceptują. A skoro tak robią to znaczy że na takich polityków zasługują. I nie można tego tłumaczyć , że ludzie są zmanipulowani. Godzą się na manipulację, zatem świadomie, godzą się na taki stan rzeczy. Zatem za obecną Polska sytuację nie są odpowiedzialni jacyś zmitologizowani Oni. Bo Oni to My wszyscy, który m się wydaje, że mamy realny wpływ na władzę. Choć realnie to g. mamy do powiedzenia.
Dziękuję za rozmowę.
Alef Stern jest autorem bestsellerowej powieści „Pola Laska” oraz powieści „Ostatni Lot Operacja K. Tom I” i „ZUKRYCIA”, Gazeta Warszawska objęła nad książkami patronat. Książki dostępne są m.in. w Polskiej Księgarni Narodowej http://polskaksiegarnianarodowa.pl/