Nie od dziś wiadomo, że Grzegorz Napieralski jest pragmatykiem, świadczyła o tym chociażby koalicja z PiSem w mediach publicznych. I tu powstaje pytanie, czy możliwy jest taki scenariusz w nowych powyborczych realiach. Oficjalnie politycy lewicy zaklinają się, że to niemożliwe, że to taki polityczny scince-fiction. Wrażenie robią słowa Ryszarda Kalisza, który stwierdza, że z partią, która według niego, przyczyniła się do śmierci B. Blidy, nigdy nie będzie współpracował. Przy takim czarnym scenariuszu przewiduje swoje odejście z partii. Nieoficjalnie jednak politycy z otoczenia Napieralskiego mówią, że „Ryśka możemy poświęcić”.
SLD pragnie władzy i wiele jest w stanie dla niej zrobić .Ewentualny problem to niezrozumienie tego kroku przez lewicowy elektorat, ale Napieralski pewnie zdołał by to jakoś wytłumaczyć. Oczywiście, że najlepszym partnerem wydaje się być PO, taki najbardziej naturalny sojusznik. Ale rodzi się wątpliwość, czy rządząca partia podzieli się władzą w takim stopniu w jakim pragnie tego SLD? Czy może PiS da więcej? A teraz druga strona potencjalnej koalicji. Oczywiście Jarosław Kaczyński stwierdza, że ze względu na zasadnicze różnice ideologiczne między partiami takie porozumienie jest niewyobrażalne. Poza tym powszechnie wiadomo, że SLD to postkomuniści, lewacy i "wszystko co najgorsze". Ale w opozycji głosują ramię w ramię, przez pewien czas współpraca w mediach też się układała, a jej spoiwem był wspólny wróg- rządząca partia. I to właśnie wyniszczając wojna PiSu i PO, a także wzajemna antypatia tych dwóch partii, może skłonić J. Kaczyńskiego do ewentualnej koalicji z lewicą. O ile trudno jest mówić o formalnej współpracy , to nieformalne porozumienie wydaję się jak najbardziej możliwe. Wszystko będzie zależało od arytmetyki sejmowej w nowym parlamencie.
Inne tematy w dziale Polityka