Przeglądałem wczoraj stare płyty. Tak, dobrze odczytaliście - płyty. Te duże, czarne krążki z winylu, na których zapisane są w znajdujących się w nich rowkach dźwięki muzyki. Odłożyłem kilka płyt. Tylko te - na których wytłoczona/wyryta jest muzyka Czesława Niemena. Wśród nich, magiczny album "Starnge is the World" nagrany w 1972 roku w języku angielskim.
Głos i muzyczny geniusz Czesława Niemena, jest w tym albumie wspomagany wirtuozerią i geniuszem Józefa Skrzeka, na gitarze basowej tonami Helmuta Nadolskiego, oraz dźwiękiem płynącym ze strun gitary, dotykanych i szarpanych przez Anthimosa Apostolisa.Dlatego właśnie myślę, że ten mój wybór sprawi, że słuchając tego albumu, doznamy wspólnie odczucia, które kiedyś Polel określił - jako "Dreszcze i Ciary".
Napisałem "doznamy"- ponieważ usiądziemy dzisiejszego wieczoru, po okresie 6 miesięcznego oczekiwania na nadejście tej szczególnej chwili, "razem" przy ognisku. Organizowanym, na terenie posesji byłego blogera S24 - który pisał tu pod pseudonimem @BBargos w bardzo szczególnym gronie. Gościem honorowym, będzie nasz wspólny przyjaciel Polel. Nasz przyjaciel, jednocześnie zaś "piszący" (czas przeszły) jeszcze niedawno temu w polskiej blogosferze - Bloger. Napisałem, nie bez zasadnemu ku temu powodu "piszący" w czasie przeszłym.
Moja notka: http://fatamorgan.salon24.pl/710027,dlaczego-bloger-polel-nie-moze-sie-zalogowac - składała się zaledwie z kilku zdań. Warto zastanowić się nad tym - dlaczego notka, została natychmiast ukryta (zwinięta)
Podobnie, jak warto jest zastanowić się nad na treścią tej oto informacji - o której przekazanie, zostałem poproszony wkrótce potem przez Polela.
Pomimo usilnych starań, Polel ma problemy = nie może założyć żadnego nowego konta na "polskich portalach" internetowych.
Żaden! ----> z "polskich portali internetowych" nie pozwala Polelowi dokonać rejestracji nowego profilu z nick name "Polel"
Dla tych czytelników mojego skromnego blogu, którzy nie znają blogera @Polel zamieszczam dwie informacje.
1. Polel jest jedyną osobą, która w "polskiej blogosferze" przedstawiła spójną logicznie i czasowo hipotezę dotyczącą tragicznych zdarzeń z 10 kwietnia 2010 roku.
Notka: http://fatamorgan.salon24.pl/654264,smolenski-sen-polela
Do tej pory, żaden z członów/elementów tej hipotezy nie został obalony.
Przypominam, że jeśli hipoteza w żadnym jej członie/elemencie nie zostaje obalona, to może ona być traktowana jako prawdziwa = zgodna ze stanem faktycznym.
2. Polel jest jedyną osobą w "polskiej blogosferze" która przedstawiła kolejną - spójną logicznie i czasowo hipotezę. Hipotezę dotyczącą zdarzeń, do których doszło z udziałem limuzyny wiozącej Prezydenta Andrzeja Dudę na drodze A4. Według oceny/hipotezy Polela, doszło tam do próby zamachu na Prezydenta RP. Hipoteza Polela, oparta jest na pojedynczym celnym strzale snajpera. Strzale, dokonanym przy użyciu specyficznego typu broni. Według analizy/hipotezy Polela, jedynie pojedynczy STRZAŁ SNAJPERA z M107 50 caliber (lub, podobnego typu broni) mógł spowodować zarówno "rozpad opony" jak i efekt bocznego przesunięcia tyłu 3 tonowej limuzyny o około 45 stopni w stosunku do kierunku jazdy w zaledwie - ułamku sekundy.
Wróćmy teraz, jedynie na moment ponownie do muzyki Czesława Niemena. Wspomniany wcześniej album, wybrałem przecież nie bez powodu. "Dreszcze i Ciary" przechodzą mnie bowiem zarówno słuchając tego albumu, jak i teraz, gdy myślę o tym, jak długo czekaliśmy wszyscy na moment, kiedy spotkanie z Polelem przy ognisku, stanie się ponownie możliwym.
Czekaliśmy cierpliwie, mam tu na myśli siebie, moją najbliższą rodzinę i grono wspólnych przyjaciół, od początku stycznia. Czyli od czasu, kiedy to dowiedzieliśmy się, że Polel został bardzo poważnie ranny, w trakcie jednej z operacji specjalnych przeciwko ISIS w której brał czynny udział.
Już sam fakt, że przeżył, biorąc pod uwagę liczbę obrażeń i ich rodzaj, graniczy z cudem. Dziesiątki kolejnych operacji w okresie ostatnich 6 miesięcy i kolejne szpitale, to jedynie droga, którą Polel przeszedł, aby jutro móc zasiąść wraz z nami przy ognisku. Zasiądzie na wózku inwalidzkim, ale i to się wkrótce już zmieni. Długa, bardzo skomplikowana i bolesna rekonstrukcja - bardzo poważnie uszkodzonych kości nóg, jest już bowiem całkowicie ukończona i zakończona pełnym sukcesem nauki i najnowszych, w znakomitej większości eksperymentalnych technik i procedur przeszczepów. Właśnie dzięki tym technikom, modlitwie, oraz pracy i zaangażowaniu lekarzy, naukowców i całego - wspaniałego personelu szpitala w Seattle WA - Polela pełny powrót do zdrowia i pełnej sprawności fizycznej, jest już pewny i niejako przesądzony. Teraz, to już jedynie kwestia czasu i dalszej kontynuacji specjalistycznej terapii ruchowo-motorycznej.
Powyższe informacje pisałem/podałem dlatego, bo wiem, że i na tym portalu Polel ma wielu wirtualnych przyjaciół.
Powrócę teraz do mojego wyboru płyt, które będą "grane" w czasie jutrzejszego ogniska. Wybrałem bowiem płyty Niemena nie bez powodu. Końcem lutego tego roku, Polel, już będąc w szpitalu w Seattle - zamieścił na tym portalu notkę: http://polel.salon24.pl/698028,missive-polela-do-echosores24
To tam właśnie, pod linkowaną powyżej notką, rozmawialiśmy o muzyce, jednego z największych polskich wokalistów, muzyków, kompozytorów, czyli o genialnej twórczości niezapomnianego Czesława Niemena. To tam właśnie, Polel określił muzykę i śpiew Niemena - jako wywołujące "Dreszcze i Ciary" Tam również i ja, w odpowiedzi na to Polela "określenie" zamieściłem pewien komentarz będący opowieścią i wspomnieniem Niemena - takiego, jakiego kiedyś poznałem. Teraz, z okazji jutrzejszego ogniska, podzielę się teraz również z wami, tym moim - Niemena - "wspomnieniem"
Kopia mojego komentarza:
@POLEL
Przypomniałem sobie Polelu, po tym, jak napisałeś o tym, że słuchając Niemena przechodzą - Dreszcze i Ciary pewną historie.
Czyli, napisze Tobie o tym, jak bardzo zachwycił mnie kiedyś Czesław Niemen.
Miałem bowiem to szczęście, że dane mi było - słuchać tego artysty w specyficznie kameralnych warunkach. Opowiem teraz o tym. Spełniając po części -------> "oczekiwanie" Polela. Nie będzie to wprawdzie Young Fatamorgan in Poland Story - na które Polel tak ponoć czeka. Zamienimy Polskę na Chicago :).
Miejscem opowieści będzie legendarny Cardinal Club. Miejsce w Chicago, dla miłośników muzyki granej na najwyższym poziomie iście kultowe. Właścicielem Cardinal, był nie kto inny, jak inny - wspaniały polski muzyk-multiinstrumentalista Włodek Wander.
Czas naszej opowieści, to rok 1984 lub początek roku 1985. Nie pamiętam dokładnie, lecz skłaniam się ku temu, ze było to jeszcze w okresie trwania w Polsce stanu wojennego.
Szybko rozeszła się po Chicago wiadomość, nagłaśniana w jedynej chyba jeszcze wtedy audycji radiowej, emitowanej w radio w języku polskim. Bob Lewandowski prowadzący
i będący właścicielem tego programu, codziennie powiadamiał w swej stacji radiowej, że odbędzie się w wspomnianym Cardinal Club koncert Czesława Niemena.
Polonia w Chicago, była wtedy jeszcze, znacznie bardziej zwartą politycznie grupą - jak ma to miejsce obecnie. Jako że trwały wtedy, posiadające błogosławieństwo Polskiego Związku Narodowego w Ameryce pikiety artystów PRL-u.
Dlatego, również i Czesław Niemen bardzo szybko został okrzyknięty pachołkiem systemu. Zdając sobie z tego faktu sprawę, udałem się jednak do Cardinal Club.
Moja ciekawość, natarczywa chęć zobaczenia na żywo jak śpiewa wykonawca "Dziwny jest ten świat" była znacznie bowiem silniejsza, od motywacji "politycznych" w tak młodym wieku.
Zaraz po przybyciu na skrzyżowanie przy ulicy Belmont gdzie był Cardinal Club, okazało się, że przeciwników komunistycznego systemu w Polsce jest tam znacznie więcej, niźli chętnych do usłyszenia muzyki Niemena. Nieliczne osoby, chcące się dostać do wnętrza clubu, były witane wrogimi okrzykami, a nawet były opluwane przez pikietującą Niemena Polonie.
Ja jednak, będąc bardzo młodym, nie zwracałem na siebie większej uwagi tłumu, przesuwając się powoli, lecz konsekwentnie w kierunku wejścia. Będąc już bardzo blisko, podjąłem w jednej chwili ostateczną decyzje. Postanowiłem tam wejść, choćby mnie mieli nawet i opluć.
Momentalnie dostałem się do drzwi i dosłownie biegiem wpadłem do środka. Stalo to się tak szybko, ze będąc już w środku, bardzo mocno potraciłem jakiegoś mężczyznę.
Mocno speszony zacząłem przepraszać.
Moje zawstydzenie, przeszło w jednej sekundzie w osłupienie.
Potraconym, okazał się sam Czesław Niemen, który z największym spokojem, uśmiechając się do mnie powiedział:
- Synu - wyhamuj, bo jak jak mnie uszkodzisz, to spelnisz marzenie tych na zewnątrz
i z mojego śpiewania będą nici.
Następnie zwrócił się głośniej do barmana, który podobnie, jak większość osób, obserwował to zajście.
- Nalej proszę temu chlopcu wody, bo wygląda na to, że go chyba gonili.
Wiele osób się roześmiało, a ja stałem tylko tak na środku jak wryty.
Większość z nielicznie zgromadzonych w Cardinal Club osób, czekała na rozpoczęcie koncertu w części barowej, tej najbliższej wejścia.
Po jakimś czasie, kiedy było już dla wszystkich wiadomym, że więcej osób zapewne nie przyjdzie, Włodek Wander zapalił jedynie w części sali głównej dyskretnie stlumione światła i zaprosil wszystkich do wnętrza. Jako że we wnętrzu klubu, nie było więcej jak kilkanaście, no może maksymalnie - około 20 kilku osób, wszyscy szybko przeszli i zajęli miejsca przy stolikach najbliższych scenie.
Wyszedł wtedy zza sceny Czesław Niemen. Ubrany na czarno, strój mając ozdobiony jedynie złotą wstęgą na szerokim rondzie czarnego kapeluszu.
Nie zajął jednak miejsca na scenie - tylko przybliżając się do wszystkich obecnych, poprosił, abyśmy wzięli swoje krzesła i ustawili je w półokrąg.
Kiedy już byliśmy gotowi, bez pomocy mikrofonu zaczął śpiewać.
Pierwszym utworem, pamiętam jakby to było wczoraj nie była piosenka, lecz!
1 List do Koryntian.
Glos Jego bez trudu wypełniał sale, wibrując i przechodząc poprzez wszystkie, możliwe do wydania przez struny głosowe człowieka tony.
Potem była śpiewana poezja:)
Do niektórych wierszy, Niemen oprócz głosu, posługiwał się gitarą dwunasto-strunową. Jednym z wierszy, był właśnie wiersz Asnyka o sercu.
Przy jego wykoniu, Niemem zmienił gitarę klasyczną na przenośne elektryczne organy, prosząc Włodka Wandera o akompaniament saksofonem.
POLELU!
Czegos takiego, tak unikalnego wykonania - nigdy już w życiu nie słyszałem. To był duet dwóch multiinstrumentalnych wirtuozów i śpiew Niemena słowami pięknej poezji. Nie było w półkręgu słuchaczy jednej osoby, która nie miałaby łez w oczach.
Koncert, zamieniony zostal czarodziejskim śpiewem Niemena i atmosferą sali
w Polaków spotkanie,.
Przeciągnął się długo poza-planowy czas.
W trakcie krótkiej przerwy, Niemem podchodził do wszystkich obecnych, zamieniając
z każdym kilka zdań. Podszedł i do mnie. Zapytał czy podoba mi się jego muzyka i czy myślę, że warto było się "przedzierać".
Po moich zapewnieniach że tak, powiedział, że wprawdzie nie dopisali zaproszeni muzycy, lecz za-to widownia dopisała nie liczbą lecz jakością.
Ośmieliłem się wtedy powiedzieć, że gram na gitarze i jeśli pozwoli, to chętnie pomogę.
Spojrzał na mnie z widocznym w oczach rozbawieniem, trwało to jednak jedynie sekundę. Następnie, bardzo ciepło zapytał, czy myślę, że potrafiłbym poradzić sobie z jego gitarą
i czy potrafię odczytywać notacje.
Odpowiedziałem, nieco drążącym głosem, że chodziłem w Polsce do szkoły muzycznej - kierunek instrumenty szarpane i strunowe, zatem ten rodzaj gitary nie jest mi obcym.
- Dobrze, to może być ciekawe odpowiedział.
Następnie dodał.
- Zapytam Włodka i jeśli się zgodzi, to dam ci znak.
Nie muszę Ci chyba pisac, jak bardzo się wtedy ucieszyłem, jednocześnie speszyłem.
Druga cześć spotkania z Niemenem, zaczęła się wkrótce po naszej rozmowie.
Znaku od Niemena jednak nie było.
Poczułem zawód i jednocześnie ulgę.
Myślałem, że Niemen zupełnie zapomniał o naszej rozmowie, lub być może, Pan Wander
,jako właściciel Cardinal Club się na moją pomoc nie godził.
Myliłem się jednak - i to podwójnie.
Zanim Niemen, po zaśpiewaniu pierwszej piosenki zaproponował zmianę formy, prosząc widownie o dalsze sugestie w relacji do granych i śpiewanych utworów, uśmiechał się do mnie i wskazał na swoją gitarę, która leżała na dołożonym krześle, zaraz obok miejsca
gdzie usiedli wraz Włodkiem Wanderem.
Wstałem, i bardzo szybko na drżących nogach zająłem wskazane mi miejsce.
Nastepna godzina, była jedną z najpiękniejszych i najdłuższych godzin mojego życia Polelu.
Po kilku utworach, sam Wander, szepnął mi do ucha:
- kapitalnie grasz chłopcze.
- możesz wchodzić znacznie głośniej.
Po zakończeniu, bardzo szybko uciekłem do łazienki. Musiałem ochłonąć z emocji. Odnalazł mnie tam Włodek Wander, mówiąc, że jestem jego gościem, pytając ile mam
lat i co chciałbym się z "Nimi" teraz napić.
....................
Rozmawialiśmy o wszystkim, najwięcej jednak o poezji i muzyce.
Wyszedłem z Cardinal Club długo po tym, jak skończył się będący spotkaniem
Polaków Niemena koncert.
Wiele razy potem, grałem jak wiesz, później na scenie w trakcie moich studiów.
W tym magicznym dla mnie okresie, kiedy bylem członkiem studenckiego amatorskiego zespołu rockowego.
Nigdy jednak już, nie przeżyłem czegoś takiego, jak wtedy - kiedy przez ponad
godzinę! - akompaniowałem samemu Niemenowi, grając razem z czarodziejem saksofonu Włodkiem Wander.
FATAMORGAN27.02 22:34
Dreszcze i Ciary.
Oświadczenie : Autor notek i komentarzy oświadcza publicznie i stanowczo, że nie jest Fatamorganem. Autora. własne opinie, nie są wyrażane na tym blogu. Wszystkie notki i komentarze są tylko i wyłącznie opiniami fikcyjnej postaci literackiej, zwanej fatamorgan. Jedynie tak zatem, mogą być odbierane.Osoba, pisząca notki i komentarze, nie wyraża żadnych swoich prywatnych opinii, ani nie bierze odpowiedzialności pod żadną postacią, za teksty pisane przez nią w formie jedynie fikcji literackiej. Jako, ze osoba pisząca, jest osobą fizyczną a fatamorgan jest fikcyjną postacią stworzona jedynie w celu przekazu literackiego. Zatem Fatamorgan, to fikcyjna postać, której istnienia nie ma w rzeczywistym, fizycznym, dotykalnym świecie. Wszelkie podobieństwa do faktów, zdarzeń, lub osób nawet w przypadku pozornej zgodności z faktami lub osobami rzeczywistymi, są jedynie przypadkowe.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości