W zeszłym tygodniu Barack Obama ogłosił zakończenie działań militarnych w Iraku. Najwyższy czas?
- Niestety jest nadal na to za wcześnie. Decyzja o wycofaniu jednostek wojskowych z tego rejonu powinna być oparta na dokładnej ocenie tamtejszej sytuacji, a nie arbitralnym grafiku Obamy, który napisano na potrzeby kampanii prezydenckiej. W Iraku ciągle nie ma niezależnego, silnego rządu, który mógłby przejąć od naszych wojsk zadanie odbudowywania swojego kraju.
Według sondażu Fox News, Amerykanie w większości uważają inwazję na Irak za sukces USA.
- Saddam Hussein został usunięty, a w Iraku funkcjonują demokratyczne instytucje. Możemy zatem mówić o sukcesie.
I kto miałby być autorem tego sukcesu?
- Żołnierze, którzy tam walczyli - a więc i w dużej mierze Polacy. A także politycy, jak George W. Bush, którzy nie ugięli się pod presją społeczną i nie wycofali oddziałów z Iraku. Prezydent Obama odziedziczył problem tej wojny - jemu należy się pochwała, bo nie wycofał jednostek od razu.
Zastanawia się pan czasami, jak Irak wyglądałby dzisiaj, gdyby nie ta inwazja siedem lat temu?
- Saddam dalej byłby przy władzy, a Irak dołączyłby do grupy krajów takich jak Iran czy Korea Północna, które dążą do pełnego uzbrojenia nuklearnego i których jedynym celem jest zagrożenie nie tylko swoim sąsiadom, ale i całemu światu. Wiele krajów dziś mogłoby być w bardzo poważnych tarapatach, gdybyśmy nie usunęli dyktatora od władzy.
I wierzy pan w to tak samo, jak kiedyś wierzyliście, że Saddam jest w posiadaniu broni masowego rażenia?
- Przed 2003 Saddam dokonał dwóch inwazji na swoich sąsiadów. I spójrzmy, dokąd nas doprowadziła "polityka dialogu", którą wobec Iranu stosuje Obama. Sankcje nic nie pomagają. A Bush w Iraku osiągnął więcej - np. demokratyzację irackiego społeczeństwa. Wcześniej za pójście na wybory Irakijczykom groziła śmierć. Docenili zatem dar demokracji i jestem pewien, że gotowi byli dużo za niego zapłacić. Choć przyznaję, że demokratyzacja pojawiła się jako efekt wtórny naszej inwazji.
No właśnie, wasz cel był inny. Tymczasem w ostatnich latach pojawiało się mnóstwo głosów, także od przedstawicieli służb specjalnych, że wiedzieliście, iż Saddam nie stanowił żadnego zagrożenia.
- To bzdura. Przez te ostatnie lata każdy dziennikarz w USA próbował znaleźć dowody potwierdzające tę tezę - bezskutecznie. Poza tym nie tylko my otrzymywaliśmy sygnały o tym, że Irak był w posiadaniu broni masowego rażenia. Nasi europejscy partnerzy również mieli dostęp do tego rodzaju informacji.
A zgadza się pan z byłym prezydentem Niemiec, Horstem Köhlerem, który powiedział, że interwencję militarną można usprawiedliwić interesem gospodarczym danego kraju?
- Naprawdę tak powiedział? Zupełnie się z nim nie zgadzam. Naszym celem była obrona wolności Amerykanów i zachowanie równowagi na Bliskim Wschodzie. Nasze informacje mogły okazać się z perspektywy czasu błędne, ale nie oznacza to, że nie szliśmy tam z najlepszymi intencjami.
To chce pan powiedzieć, że skoro intencje były dobre, to konsekwencje czynu nie powinny wpływać na jego ocenę? Wie pan, co jest wybrukowane dobrymi chęciami.
- Może pani na to spojrzeć i w ten sposób. Ale w tamtym czasie na podstawie dostępnych nam informacji nie mogliśmy postąpić inaczej. To tak jak z wykupywaniem polisy ubezpieczeniowej - nie kupuje jej pani dlatego, bo wie, że coś jej się stanie, ale dlatego, że coś może się stać.
Tylko, że wy założyliście, że za tę polisę zapłacą życiem żołnierze, których tam wysyłacie i cywile. Zginęło ich w Iraku według szacunków od 100-150 tys.
- Cena, którą przyszło nam za to zapłacić, okazała się dużo wyższa, niż na początku się spodziewaliśmy. Była ona jednak konieczna. Poza tym proszę pomyśleć, ile cywilów zamordował Hussein w swoim kraju - ta liczba na pewno jest kilkakrotnie wyższa. Irakijczycy w większości są nam wdzięczni.
A co pan myśli o Wikileaks, który publikuje tajne dokumenty dotyczące działań m.in. Amerykanów w Afganistanie?
- To absolutnie nieodpowiedzialne działanie na szkodę bezpieczeństwa narodowego Amerykanów.
Nie uważa pan, że co poniektóre dokumenty rzucają nowe światło na toczącą się tam (a wcześniej także w Iraku) wojnę? Np. w kontekście amerykańskich korporacji monopolizujących miejscowy rynek...
- A co jest złego w tym, że Amerykanie ubijają interesy z miejscowymi biznesmenami? Afganistan w końcu otworzył swój rynek na Zachód, więc jest to naturalna kolej rzeczy. Wikileaks nie rzuca żadnego światła na działania w Afganistanie. Stanowi tylko zagrożenie dla naszego bezpieczeństwa narodowego. Ten proceder powinien być ukrócony.
Rozmawiała: Joanna Berendt
Richard Perle, były szef doradców George W. Busha 2001-2003, jeden z czołowych neokonserwatystów
2 i 3 strona gazety. Zespół Opinii: Anita Sobczak (szef), Sonia Termion, Jakub Biernat, Marcin Herman
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka