Książka „Kapusciński Non-Fiction” Artura Domosławskiego jest dla mnie przykładem wzorcowej książki biograficznej. Wychodzi ona zresztą naprzeciw postulatom wysuwanym np. przy okazji książki Pawła Zyzaka o Lechu Wałęsie, mówiącym, że biografia musi być całościowa. Biograf musi unikać podejrzeń, że chce zdyskredytować opisywaną osobę, jednak nie może ukrywać niewygodnych faktów. Mimo, że Kapuściński dla Domosławskiego był mistrzem, przyjacielem i człowiekiem, z którym łączyło go wiele ideologicznych podobieństw, nie powstał kolejny żywot świętego. Stało się inaczej – Domosławski wykonał gigantyczna pracę. Kilka lat podróżował śladami Kapuścińskiego, spotkał jego przyjaciół, bohaterów reportaży, rozmówców. I napisał książkę, której daleko jest do przesłodzonego obrazka wiecznie uśmiechniętego Ryszarda Kapuścińskiego jaki pamiętamy. Autor nie bał się przeniknąć maski, jaką przywidział autor „Cesarza” i chyba mu się udało
Domosławski nie jest inkwizytorem zawsze stara się spojrzeć na opisywaną postać z jej perspektywy, zrozumieć kontrowersyjne wybory życiowe i zachowania. Jednak nie sposób nie zauważyć że książka jest rodzajem rozrachunku. Jednak nie jest to rozrachunek z życiowymi wyborami Kapuścińskiego, ale z czymś dla Domosławskiego - dziennikarza, ważniejszym - z warsztatem twórcy. Autor nie pomija, jednak stara się wybaczyć i zrozumieć uwikłanie Kapuścińskiego w stalinizm, jego służalczość wobec partyjnych koterii. Bagatelizuje nawet epizod współpracy Kapuścińskiego z wywiadem PRL i jego problemy w życiu osobistym. Autor daje do zrozumienia, że największym błąd Kapuścińskiego tkwi gdzie indziej . Cesarz polskiego reportażu po prostu zmyślał. Po latach okazało się, że bardzo wiele faktów jakie przywoływał w swoich książkach to konfabulacje. Poczynając od przypadków, gdy rzekomo stał przed plutonem egzekucyjnym, przez przedstawianie zasłyszanych plotek jako prawdy objawionej, po sugestie ze przyjaźnił się z ludźmi, z których nie widział na oczy, po rzeczy bardziej osobiste jak nieprawdziwa opowieści o ucieczce ojca z transportu do Katynia. To najbardziej miażdżąca krytyka jaka mogła spotkać uznanego reportażystę. Wielu broni Kapuścińskiego, mówiąc, że mógł mijać się faktami, byleby trafnie oddać klimat miejsca. Mówią tak ludzie nie zdając sobie sprawę, że tzw. polska szkoła reportażu, którą Kapuściński tworzył i uosabiał legła właśnie gruzach. I że, cień padł na wszystkich polskich reportażystów. Czy przeciętny człowiek czytając dowolny reportaż może wierzyć w to co jest tam napisane? Pojawiają się niepokojące pytania, czy najbardziej nagradzani reportażyści odnoszą sukces, bo oddają prawdę czy dlatego, że sprytnie zmyślają?
Niestety ani w czasach gdy tworzył Kapuściński ani co gorsza teraz Polaka prasa nie wypracowała maniery niezależnego sprawdzania zwartości reportaży pod kątem prawdy. Daleko nam do amerykańskich standardów np. z New York Timesa, gdzie przed wydrukowaniem artykułu redakcja kontaktuje się z jego bohaterami by sprawdzić czy wszystko gra. Daleko nam do standardów nagrody Pulitzera, kiedy odbiera się statuetkę dziennikarce, która ośmieliła się stworzyć jednego bohatera opierając się na losach trzech osób. Czy gdyby zastosowano te standardy, Kapuściński stal by się sławnym twórcą czy popadłby w zapomnienie.
Wyznawcy Kapuścińskiego bronią go, że przecież był on pisarzem, ale to mnie nie przekonuje. Książka pokazuje, że Kapuściński nie był ani dobrym reportażystą, bo zmyślał ani dobrym pisarzem bo nie umiał wyrwać się klatki reportażu i wmawiał czytelnikom, że opisuje rzeczywistość. A okazuje się, że jego twórczość to ni pies ni wydra.
Domosławski stara się bronić Kapuścińskiego, tłumaczyć jego błędy, jednak widać, że ma pewien(moim zdaniem uzasadniony) żal do swojego maestro. Kapuściński jak się bowiem okazało nie był szczery ani dla czytelników ani dla swoimi przyjaciół – i prawdę o nim trzeba było odgrzebywać w tak bolesny sposób.
Autor biografii o Kapuścińskim już płaci za swoją szczerość. I dostaje mu się paradoksalnie za kawał dobrej roboty jaką wykonał. Ostre słowa jakie usłyszał po wydaniu uczciwej i dobrej książki, prowokuje pewne podejrzenia, czy aby niektórzy krytycy obawiają się, że ktoś o nich napisze równie szczerą biografie, bez lukru.
Jakub Biernat, dziennikarz
2 i 3 strona gazety. Zespół Opinii: Anita Sobczak (szef), Sonia Termion, Jakub Biernat, Marcin Herman
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura