Obserwujemy kryzys państwa, ujawnienie jego słabości, nieudolność i kolesiostwo wśród rządzących. Sprawa jest bardzo poważna i wymaga wyjścia poza logikę doraźnego konfliktu politycznego. Jeżeli nie dojdzie do reform, zarówno instytucjonalnych, jak i personalnych, zapłacą za to nie tylko politycy. Niestety, zapłacimy za to my wszyscy - pisze prof. Jadwiga Staniszkis, socjolog i politolog UW
Afery, które ostatnio wstrząsnęły Polską, ujawniają wciąż obecne w naszej polityce mechanizmy, także po stronie Platformy. Być może nie zdawaliśmy sobie z nich sprawy.
Można wprawdzie powiedzieć, że rekonstrukcja rządu poszła w dobrym kierunku. Bardzo wysoko cenię ministra Jerzego Millera. Warto pamiętać, że był nie tylko wojewodą małopolskim, szefem Nardowego Funduszu Zdrowia i wiceprezydentem Warszawy, ale też w czasach AWS-owskiej reformy administracyjnej był wiceministrem finansów odpowiedzialnym za finansowanie samorządów. Wtedy radykalnie, sensownie opowiadał się przeciwko powiatom. Miał nowoczesną wizję samorządu, która przegrała. Ale to pokazuje, że Miller jest człowiekiem, który rozumie, na czym polega zarządzanie publiczne. Mam nadzieję, że będzie kontynuował, a nawet przyspieszy prace nad informatyzacją administracji i elektronicznym obiegiem dokumentów, które zaczęły się za czasów Grzegorza Schetyny. Jerzy Miller ma dość energii, autorytetu i doświadczenia, aby pójść jeszcze dalej. Dlatego liczę, że wdroży kolejne reformy - wymianę kadr na bardziej kompetentne i zmianę mechanizmów decyzyjnych w administracji na takie, które umożliwią realizację idei e-demokracji.
Nowy minister sportu Adam Giersz jest lepszy, niż jego poprzednik, który był po prostu kolegą Donalda Tuska i lubił sport. Giersz ma w dziedzinie sportu dokonania - zarówno szkoleniowe, jak i organizacyjne. Jest też dobrze wykształcony w dziedzinie ekonomii, co jest ważne przy bardzo nieprzejrzystych finansach polskiego sportu.
Natomiast nowy minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski to człowiek jednocześnie ambitny i niekonfliktowy. Ma też doświadczenie z pracy w rządzie, jeszcze z czasów AWS. Problem polega na tym, czy to wystarczy, czy będzie miał wystarczający autorytet i siłę przebicia, by opanować sytuację w wymiarze sprawiedliwości. Zwłaszcza że zbliża się reforma, a więc rozdzielenie funkcji prokuratora generalnego od ministra sprawiedliwości.
Ci nowi ministrowie to więc bardziej eksperci, niż politycy. W tym momencie to akurat dobre wyjście. Zarówno z punktu widzenia interesów państwa, jak i samego Donalda Tuska. Premier bowiem wykorzystał sytuację, jaka powstała w związku z aferami, by pozbyć się ze swojego otoczenia ludzi, którzy się nie sprawdzili. Porażający był na przykład cynizm Sławomira Nowaka, który ujawnił w mediach po dymisji szefa CBA Mariusza Kamińskiego. Mam nadzieję, że Tusk zdał sobie sprawę, że nie potrzebuje takich współpracowników, lecz profesjonalistów, choćby dobrych prawników. Takich, którzy zapewnią mu lepszą obsługę prawną. Bo prawdpodobnie z powodu braku szybkiej i dobrej opinii prawnej doszło do błędnej reakcji premiera na pierwszą wizytę szefa CBA, który poinformował go o podejrzanych kontaktach z biznesmenami od hazardu polityków PO. Niedawno ujawniono dokument dowodzący, że nie chodziło o żadną pułapkę zastawioną na premiera przez Kamińskiego, lecz o to, że informowanie premiera o takich sprawach, wczesne ostrzeganie było jednym z zadań szefa CBA.
Ale nawet idąca w dobrym kierunku rekonstrukcja rządu to za mało, by optymistycznie myśleć o przyszłości państwa. Kryzys polityczny ujawnił także stan naszej klasy politycznej. Jaskrawym tego przykładem jest Janusz Palikot. Jego bezmyślna retoryka puczu użyta przeciwko CBA i PiS daje efekt odwrotny od zamierzonego. Przypomina, że podobnie uzasadniano niechlubne odwołanie rządu Jana Olszewskiego w 1992 roku, w czym Donald Tusk też brał udział. Ja sama i wielu ludzi nie życzących źle Tuskowi prawie o tym zapomnieliśmy. Przypomnienie tamtego klimatu, wpychnanie Tuska z powrotem na te tory bardzo mu szkodzi.
Dziś trudno powiedzieć, w którym Tusk pójdzie kierunku. Czy ucieknie do przodu, czy błędnie zinterpretuje problemy nie jako kryzys państwa, ale jako wrogie działania PiS. Sprawa nie jest zakończona także dlatego, że o ile znam sposób działania Mariusza Kamińskiego, ma on jeszcze w ręku jakieś atuty. Gdyby Tusk pozostawił Kamińskiego na stanowisku, mógłby go neutralizować sprawując nad nim pewną kontrolę wynikającą z dyscypliny służby i, co ważniejsze, byłoby to znakiem, że chce pełnego wyjaśnienia sprawy. Tymczasem odwołał go używając niesprawiedliwych argumentów. Tym samym Kamiński stał się otwartym przeciwnikiem Tuska. Groźnym dla niego także z punktu widzenia wizerunkowego, a przecież premier wręcz przesadnie dba o dobry wizerunek. Charakterystyczne, że po wybuchu afery pojawiały się głosy, że minister Drzewiecki utrzyma swoje stanowisko, jeśli dobrze wypadnie na konferencji prasowej. To zresztą kolejna lekcja z tej afery - zbytnia dbałość w obozie rządzącym o wizerunek.
Dymisjonując Kamińskiego, Donald Tusk popełnił jednak błąd, także wizerunkowy. Na pewno się wahał przed podjęciem tej decyzji i wydawało mi się, że z powodów, o których wyżej wspomniałam, jednak się na to nie zdecyduje. Trudno mi więc zrozumieć, dlaczego odwołał szefa CBA. Może decydujące znaczenie miała presja otoczenia i pewna izolacja, w jakiej premier się znajduje, co utrudnia dobre rozeznanie w sytuacji.
W całym zamieszaniu w PO zaczęły się też pojawiać głosy poddające w wątpliwość prezydenckie ambicje Donalda Tuska. W tym kontekście mówi się o zmianie modelu prezydentury tak żeby była to funkcja bardziej reprezentacyjna. Oczywiście, można o tym dyskutować, ale taka dyskusja w samej Platformie rozbiłaby tę partię. Tam, zwłaszcza na poziomie regionalnym, istnieją poważne podziały, a spory wokół planów prezydentury Tuska byłyby katalizatorem ich ujawnienia.
Rząd i Platforma znalazły się więc w kryzysie (jak pokazują ostatnie badania, 65 proc. respondentów negatywnie ocenia działalność rządu). Ale nie oznacza to automatycznie, że rosną szanse na reelekcję Lecha Kaczyńskiego. On też popełnił poważny błąd. Tusk i jego otoczenie chcieli od razu wpisać całą sprawę afer znowu w konflikt polityczny między PO a PiS. I prezydent to umożliwił już na samym początku wzywając premiera i marszałków na spotkanie. A tymczasem prezydent powinien takiego partyjnego podejścia unikać.
Obserwujemy kryzys państwa, ujawnienie jego słabości, nieudolność rządzących (czego symbolem są tacy ludzie, jak Julia Pitera i Andrzej Czuma, szczęśliwie już odwołany). Sprawa jest bardzo poważna i wymaga wyjścia poza logikę doraźnego konfliktu politycznego. Jeżeli nie dojdzie do reform, zarówno instytucjonalnych, jak i personalnych, zapłacą za to nie tylko politycy. Niestety, zapłacimy za to my wszyscy.
Sytuacja Polski, w związku z globalnym kryzysem gospodarczym, jest bowiem bardzo niepokojąca. Jak pokazuje ostatni raport Banku Światowego, w krajach peryferyjnych dla światowej gospodarki, a należy do nich Polska, kryzys zaowocuje problemami strukturalnymi, z którymi przyjdzie się nam borykać przez długie lata. Globalizacja na świecie, w wyniku kryzysu, cofa się. Tymczasem my nie mamy prawie własnych zasobów umożliwiających rozwój (np. technologie, innowacje, kapitał), więc trudno nam będzie przynajmniej utrzymać to, co już osiągnęliśmy. Rząd jednak zwleka z niepopularnymi, lecz koniecznymi reformami, choć kryzys jest dobrym momentem na głębokie zmiany.
A grozi nam poważne tąpnięcie. Jego efektem będzie trwanie, ale na niższym poziomie. To można już zaobserwować: najszybciej pracę tracą pracownicy wyżej wykwalifikowani. Gdy więc po kilku latach globalizacja znów się zintensyfikuje, my możemy się już na to nie załapać, zostaniemy na zupełnym marginesie.
Przy niekompetentnych kadrach, słabym państwie, elitach uwikłanych w niszczącą logikę konfliktu, trudno będzie uniknąć tego scenariusza. To dla mnie porażające, bo jednocześnie jest w Polsce mnóstwo kompetentnych ludzi, ale nie mają większego wpływu na państwo. Partie są zamkniętymi organizmami, a działalność i pozycja w nich oparta na relacji patron-klient. Młody, zdolny i niezależny człowiek z zewnątrz nie może tam awansować. Dotyczy to zarówno PO, jak i PiS.
Warto na koniec podkreślić, że ostatni raport CBA, dotyczący nieprawidłowości w Ministerstwie Finansów dotyczył lat 2001-2007, a więc także rządów PiS. Pokazuje to, że wbrew oskarżeniom Mariusz Kamiński dba o interes państwa, a nie partii. I tego samego należałoby oczekiwać w tej trudnej sytuacji od premiera.
2 i 3 strona gazety. Zespół Opinii: Anita Sobczak (szef), Sonia Termion, Jakub Biernat, Marcin Herman
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka