Polityczne stosunki między Polską a Niemcami były w ostatnich latach wciąż wystawiane na próbę. Pojawiała się irytacja i zaciekłe spory – ostatnio o kwestię personalnej obsady fundacji Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie. Kto chciałby wyrobić sobie opinię w tej debacie wyłącznie na podstawie prasowych nagłówków, mógłby sądzić, że rozbieżności między naszymi krajami są nie do przezwyciężenia. Ten spór był zbyteczny i przykry zarazem. Zbyteczny, ponieważ bez potrzeby zakwestionowano nagle umowy między naszymi rządami. Przykry, ponieważ sabotowana była idea europejskiego pojednania, która leży u podstaw projektu fundacji.
Przebieg sporu pokazuje jednak, że w międzyczasie jedno się zmieniło: linia konfliktu nie przebiega już po tej czy po tamtej stronie granicy. Ta debata nie toczyła się wyłącznie zakulisowo na dwustronnej płaszczyźnie, lecz publicznie i z wielką siłą także wewnątrz niemieckiego rządu i popierających go frakcji Bundestagu. SPD żądała od niemieckiej kanclerz i od Związku Wypędzonych, by przy obsadzie rady fundacji trzymać się umów i brać poważnie pod uwagę od dawna znane zastrzeżenia polskiej strony. I tak też w końcu po wielu namysłach zdecydowano.
Te emocjonalne, historyczno-polityczne spory pokazały jednak wyraźnie, że w stosunkach między naszymi krajami są jeszcze niezaleczone rany, które w każdej chwili mogą się otworzyć. To zrozumiałe, biorąc pod uwagę długą historię polskich cierpień, w której Niemcy wciąż występowali jako sprawcy. Polsce przez długi czas odmawiano państwowej suwerenności; kraj był wciąż dzielony i uzależniony od interesów swoich potężnych sąsiadów ze wschodu i zachodu. Zwłaszcza okrucieństwa drugiej wojny światowej i zbrodnie nazistowskich Niemiec wciąż żyją w pamięci Polaków: w czasie niemieckiej okupacji zginęło sześć milionów polskich obywateli, w tym około trzech milionów Żydów. Historia ciąży więc na naszych stosunkach. I my, Niemcy, nie mamy prawa wymazywać tego obciążenia z naszej zbiorowej świadomości, manipulować historycznymi faktami ani rozmywać przyczyn i skutków historycznych wydarzeń w zależności od aktualnych interesów.
Opowiadam się jednak za tym, żebyśmy brali pod uwagę wszystkie płaszczyzny niemiecko-polskiej historii i oceniając ją, pamiętali także o pozytywnych przykładach naszego sąsiedztwa – bo takie przecież również istnieją. Do takich przykładów należał w XIX wieku zachwyt niemieckich demokratów nad polskim powstaniem z lat 1830–1831 – z tego powodu w Niemczech powstawały liczne organizacje wsparcia. Budzącym nadzieję postępem był w XX wieku list pasterski polskich biskupów do biskupów niemieckich z 18 listopada 1965 roku, który należy odczytywać jako jeden z pierwszych kroków do pojednania między Polakami a Niemcami po drugiej wojnie światowej. Ten proces został wsparty przez podpisanie układu o podstawach normalizacji stosunków między Polską a Republiką Federalną, a także bez wątpienia przez symboliczny gest, jakim 7 grudnia 1970 r. było klęknięcie Willy'ego Brandta przed warszawskim pomnikiem Bohaterów Getta. Ten gest odegrał ważną rolę w odprężeniu między dwoma blokami państw. Szczególne uznanie należy się oczywiście strajkom w Polsce latem 1980 roku, które wielu Niemców śledziło z życzliwością i sympatią. „Solidarność” niosła nadzieję dla wschodnioniemieckiej opozycji i była ważnym impulsem dla pokojowej rewolucji w NRD. Modelowy charakter miał też Okrągły Stół, ten cudowny polski wynalazek, który w 1989 roku został wykorzystany także w NRD. Właśnie my, Niemcy ze wschodu, jesteśmy świadomi, że to Polska przez całe stulecia nadawała bieg europejskiej historii wolności i ją kształtowała. Jak dziś wyglądałby nasz kontynent bez odwagi i bez sukcesu „Solidarności”!
Pierwszy po wojnie, demokratycznie wybrany premier Polski, Tadeusz Mazowiecki, opowiedział się we wrześniu 1989 roku za „szczerym pojednaniem, równie głębokim jak pojednanie między Niemcami a Francuzami”. Dzięki Tadeuszowi Mazowieckiemu i katolickiemu środowisku, z którym był związany, a które przez dziesiątki lat pielęgnowało kontakty z Kościołem we wschodnich i zachodnich Niemczech, polsko-niemieckie stosunki zyskały autentyczne, politycznie wiarygodne i solidne podstawy. Większość Niemców jest wdzięczna swoim polskim sąsiadom za ich wkład w upadek komunizmu w Europie. O wsparciu, jakie otrzymywaliśmy z polskiej strony na naszej drodze do niemieckiej jedności, wielokrotnie będziemy wspominać w tym jubileuszowym roku zjednoczenia.
Fakt, że polsko-niemieckie stosunki rozwinęły się w ostatnich dwudziestu latach w sposób zadowalający – pomimo bieżących politycznych napięć i różnych nieporozumień – potwierdzi każdy, kto odwiedza oba kraje i kto rozmawia ze studentami, naukowcami, politykami, artystami i przedsiębiorcami. Właśnie młodzi ludzie z obu krajów odnoszą się dziś do siebie z otwartością, co więcej – z przyjaźnią, razem pracują albo studiują i dyskutują o swoich codziennych problemach.
Są liczne przykłady niemiecko-polskich sukcesów: do nich zalicza się Europejski Uniwersytet Viadrina i Collegium Polonicum, które zajmują się nowymi formami ponadgranicznej współpracy w dziedzinie badań naukowych i edukacji. Oparte na zaufaniu kontakty istnieją na szczęście także między naszymi parlamentami. Ich prezydia spotykają się regularnie, wymieniają się poglądami na temat aktualnych politycznych kwestii i dyskutują o wspólnych projektach upamiętniania historii. W ten sposób uzgodniliśmy, że wiosną w niemieckim Bundestagu zostanie zorganizowana wystawa pokazująca historię „Solidarności”. W listopadzie zaś w polskim Sejmie ma zostać pokazana niemiecka wystawa o upadku muru berlińskiego.
W ostatnim dwudziestoleciu przy okazji licznych wizyt w moim rodzinnym mieście Wrocławiu przekonałem się, że także indywidualne wyjazdy w poszukiwaniu korzeni są możliwe i sensowne. Byłem tam na przykład z gościną na uniwersytecie, z którym związana jest także cząstka mojej własnej rodzinnej historii. W Auli Leopoldyńskiej mój ojciec otrzymał świadectwo ukończenia studiów, a mój dziadek dyplom doktorski. Mój dziadek pracował później jako kurator szkolny, dopóki naziści nie pozbawili go tego urzędu.
Wiem oczywiście, że starsi Polacy i Niemcy mają często problem z tym, żeby odnosić się do siebie bez uprzedzeń. Podział kontynentu europejskiego został wprawdzie przezwyciężony, ale zaszłości oraz kulturalne i mentalne różnice dają jeszcze o sobie znać. Historyczne obawy, resentymenty i narodowe mity nie znikną w ciągu jednej nocy. Ale z tych zaszłości, o czym przypomniał Donald Tusk, nie mogą wyrastać nowe podziały. I miał rację: Musimy znaleźć więcej, i do tego lepszych, sposobów na to, żeby połączyć różne historyczne doświadczenia: doświadczenie bezprawia dyktatury, zwycięstwa nad komunizmem i marszu ku demokracji. Także planowany Widoczny Znak, który ma przypominać o bezprawiu wypędzenia i związanym z nim ludzkim cierpieniu, musi uwzględnić polskie doświadczenia. Bardzo istotne jest przy tym, żeby wspominając indywidualne cierpienie ofiar, zawsze mieć na względzie historyczne przyczyny ucieczki, wypędzenia i utraty ojczystych stron. Także dlatego życzę sobie, żeby razem udało nam się włączyć ten projekt w Europejską Sieć „Pamięć i Solidarność” i żeby z ponadgranicznej perspektywy wzmacniać zrozumienie dla różnych doświadczeń w podzielonych krajach i jednocześnie wspierać polityczną komunikację w Europie. Byłbym bardzo wdzięczny, gdybyśmy po zażegnaniu sporów i po wyborze rady fundacji mogli pozyskać także naszych polskich partnerów i przyjaciół do współpracy w ramach tej Europejskiej Sieci. Ja w każdym razie absolutnie nie wyobrażam sobie Europejskiej Sieci bez polskiego udziału. Tak samo na nasze energiczne wsparcie zasługuje propozycja Donalda Tuska, by utworzyć w Gdańsku Muzeum Drugiej Wojny Światowej!
Pojednanie to nie tylko projekt dla politycznych elit. W 1995 r. w swojej doniosłej mowie w niemieckim Bundestagu ówczesny minister spraw zagranicznych, a obecny sekretarz stanu w Kancelarii Premiera, Władysław Bartoszewski mówił: „Musimy jak najszybciej nadrobić ten czas, który został stracony z powodu nieufności, pogardy, wrogości i wojny”. Jakież to prawdziwe! Nie ma wątpliwości, że w ciągu ostatnich piętnastu lat zbliżyliśmy się o kawałek do tego celu, ale musimy też pamiętać o niepowodzeniach. Tym bardziej więc w tym 2009 roku, w którym będą liczne okazje do wspomnień, życzę sobie, żebyśmy wspólnym wysiłkiem osiągnęli wiele budzących nadzieję na przyszłość sukcesów w procesie pojednania i dalej nadawali bieg temu procesowi – w interesie obu narodów i w interesie Europy.
Wolfgang Thierse, były przewodniczący Bundestagu, obecnie jego wiceszef, polityk SPD
Dotychczas w ramach naszej debaty o stosunkach polsko-niemieckich ukazały się następujące teksty:
Ralph Giordano: Pojednanie musi być oparte na prawdzie
Klaus Bachmann: Nasze stosunki nie są złe, są zaściankowe
Marek Cichocki: Konflikt polsko-nimiecki jest wielu na rękę
Adam Daniel Rotfeld: Główny wróg - ignorancja
Piotr Bugajski: Niemcy nie mają prawa nas pouczać
Konrad Schuller: Niemcy nie powinni zapominać o wypędzeniach, jednak zarazem należy pokazywać ich prawdziwe przyczyny
Lukasz Warzecha publicysta „Faktu”, „Dość hipokryzji i banałów!”
Paweł Lisicki redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”: „Polska-Niemcy wyzwania suwerenności”
Thomas Schmid, redaktor naczelny „Die Welt”: „Naszym problemem jest przeszłość”
Adam Krzemiński „Polityka”: „Od stosunków Polski i Niemiec zależy przyszłość Europy”
2 i 3 strona gazety. Zespół Opinii: Anita Sobczak (szef), Sonia Termion, Jakub Biernat, Marcin Herman
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka