Fakt - Opinie Fakt - Opinie
291
BLOG

Hall: przestańmy straszyć dzieci szkołą

Fakt - Opinie Fakt - Opinie Polityka Obserwuj notkę 14

Z Katarzyną Hall rozmawia Sonia Termion

Pani minister, po co wprowadza pani sześciolatków do szkół?
– Ponieważ, patrząc na dzieci w dłuższej perspektywie, miejsce osiemnastolatka jest na studiach albo w pracy, a nie w szkolnej ławce. Naszym celem jest też zapewnienie prawa edukacji przedszkolnej dla pięciolatków. Już od września każdy chętny pięciolatek musi dostać miejsce w przedszkolu. A im wcześniej zaczyna się edukację, tym efekty mogą być lepsze. Szczególnie tam, gdzie nie ma zwyczaju posyłania dzieci do przedszkola. To podniesie szanse edukacyjne dzieci mniej uprzywilejowanych niż wielkomiejskie.

Jednak tych przedszkoli drastycznie w Polsce brakuje.

– To się poprawia. Od czerwca ubiegłego roku przepisy bardzo ułatwiają zakładanie małych przedszkoli. Od tego czasu zarejestrowało się ich ponad 660. Powstało też ponad 330 tradycyjnych przedszkoli. Wśród pięciolatków już 64 procent chodzi do przedszkola. Rok temu było to 57 procent. Ogólnie liczba dzieci w wieku od 3 do 5 lat chodzących do przedszkola w ostatnim roku istotnie wzrosła.

Skoro więc przybywa i tradycyjnych, i małych przedszkoli, to po co już teraz wysyłać sześciolatków do szkół.
– Obowiązkowo sześciolatek ma rozpocząć naukę w I klasie w 2012 roku. Od 2009 roku jest taka możliwość dla chętnych, których – jak się spodziewamy – na początek może być niedużo, ale co roku będzie coraz więcej.

W pierwszych klasach będą razem dzieci sześcio- i siedmioletnie? Przecież w skrajnych przypadkach mogą się zdarzać dwuletnie różnice wieku między dziećmi w jednej klasie.
– To zależy od dyrektora szkoły. W małych gminach te dzieci będą raczej w jednej klasie. Jeżeli jest szkoła, do której pójdzie dużo dzieci sześcio- i siedmioletnich, to tworzenie osobnych klas może jednak mieć sens. Ale tylko w najbliższym roku szkolnym. W kolejnych latach rozdzielanie nie będzie potrzebne, bo dzieci będą po takim samym, nowym, przygotowaniu przedszkolnym.

To znaczy, że już od roku szkolnego 2009/2010 do zerówek będą razem chodzić pięcio- i sześciolatki?
– Tak. Pięciolatki będą się uczyć według tego samego programu co sześciolatki.

Podobno w nowej zerówce dzieci nie będą się już uczyć czytać i pisać, będzie ona raczej typowo opiekuńcza.
– Nie będzie opiekuńcza, tylko edukacyjna. Dziś dziecko, które – nie chodząc wcześniej do przedszkola – trafia w wieku sześciu lat do tak zwanej zerówki, znajduje się od razu w realiach prawie szkolnych. I już na tym etapie ma trudności. Stąd wiele porażek szkolnych. Ponadto dziś dzieci w zerówce i I klasie uczą się tego samego dwa razy. Dlatego zmieniamy programy całego wychowania przedszkolnego, czyli również zerówek, by przygotowywały do nauki czytania i pisania, a nie od razu uczyły. Na to jest czas w I klasie.

A co w sytuacji, gdy szkoła nie zechce przyjąć sześciolatka do I klasy – bo do 2012 roku nie musi – i zostaje on na drugi rok w zerówce dostosowanej do poziomu pięciolatka?
– To nie jest tak, że nauczyciel nie może uczyć więcej. Nauczyciel zachowa się odpowiednio do grupy, jaką uczy.

Obniżacie więc poziom nauczania w zerówkach, by niejako zmusić rodziców sześciolatków do wysłania ich do szkoły, Inaczej stracą rok.
– W żadnym wypadku! Nowe programy lepiej przygotowują do podjęcia nauki w szkole. Dają gwarancje, że żadne dziecko nie pójdzie do I klasy nieprzygotowane do nauki czytania i pisania.

Czy szkoły będą dobrze przygotowane do przyjęcia sześciolatków? Pozwoliła pani premierowi w ramach oszczędności zabrać 300 mln zł na przygotowanie tej reformy, a jednocześnie nie zmieniła harmonogramu jej wprowadzenia?

– Harmonogram został zmieniony, między innymi właśnie z powodu kryzysu finansowego. Ale będą inne źródła finansowania. Gmina dostanie z subwencji oświatowej pieniądze na każde dodatkowe dziecko w I klasie. Drugim źródłem finansowania będzie tworzony obecnie trzyletni program rządowy – chcemy szkoły doposażyć, między innymi w place zabaw, by dostosować je do potrzeb najmłodszych. Trzecie źródło wsparcia reformy stanowią fundusze europejskie.

Jednym słowem niepotrzebnie zabiegała pani o 300 mln zł z budżetu?

– Nasz program dostosowaliśmy do możliwości. Będę zabiegać o fundusze także w kolejnych latach, bo zależy mi na jak najlepszym doposażeniu szkół.

Może więc pani uspokoić rodziców, że szkoły będą dostosowane do sześciolatków?

– Tak, ale tego rodzice muszą wymagać od swoich gmin i na bieżąco to sprawdzać. Bo organizacja edukacji na danym terenie jest zadaniem samorządu.

Zastanawiam się, skąd tyle wiary w samorządy, które dotychczas raczej słabo troszczyły się o edukację – po 89 r. zamykały przedszkola, świetlice, biblioteki, szczególnie na prowincji.
– Szkół i przedszkoli nie likwidowała zła wola samorządów, tylko demografia. Żaden samorząd nie jest w stanie utrzymać pustych murów i etatów, jeżeli nie ma dzieci, a teraz jest ich dwa razy mniej niż dwadzieścia lat temu.

Nie da się jednak ukryć, że bardzo mały, na tle Europy, odsetek przedszkolaków w Polsce to efekt działania samorządów. Nawet bogatą Warszawę stać na przeróżne rzeczy, ale przedszkoli, nie mówiąc o żłobkach, bardzo brakuje.

– Akurat w Warszawie, jak i w innych dużych miastach, odsetek dzieci objętych edukacją przedszkolną jest „europejski”. Natomiast są w naszym kraju rejony, w których nie ma zwyczaju wysyłania dzieci do przedszkoli.

Jaką rodzice mogą mieć pewność, że sześciolatek w I klasie nie będzie zmuszany do siedzenia przez 45 minut w ławce?
– Nowa podstawa programowa mówi, że nauka ma być przeplatana zabawą, że w odpowiedniej proporcji mają być zapewnione ćwiczenia ruchowe itd. Zasady nauczania małych dzieci mówią wyraźnie, że dziecko nie wytrzyma skupienia uwagi na czymś jednym przez 45 minut.

A jakie są możliwości egzekwowania tego?
– Nadzór nad pracą nauczyciela prowadzi dyrektor szkoły, który musi sprawdzać, czy nauczyciel realizuje podstawę programową. Są też wizytatorzy, kurator.

Chyba mało kto kwestionuje zasadność obniżania wieku szkolnego. Ale czy nie lepiej byłoby wprowadzić tę reformę od 2012 r. i zrobić odrębne klasy dla sześcio- i siedmiolatków? Wtedy mogłoby się to odbyć mniejszym kosztem społecznym.
– Obowiązek ten wchodzi dopiero od 2012 roku. Do tego czasu to rodzice skłonią szkoły do podniesienia standardu edukacji i opieki poprzez posyłanie bądź nie swoich sześciolatków do konkretnych placówek. Skończmy straszyć dzieci szkołą. Namawiam, by przyjść i zobaczyć, bo często rodzic pamięta szkołę ze swego dzieciństwa. A warto zobaczyć, czy trzeba się bać. Jest wiele przyjaznych, bezpiecznych i umiejących zająć się dziećmi szkół oraz tysiące nauczycieli, którzy mają do dzieci serce.

Mimo to wokół tej reformy jest dużo złych emocji. Wątpliwości zgłaszały nawet „postępowe" media. Nie ma pani sobie nic do zarzucenia, jeżeli chodzi o sposób jej wprowadzania? Widzi pani jakieś swoje błędy?
– Rozumiem rodziców, że niepokoją się o swoje dzieci. Też posyłałam swoje dzieci do żłobka, przedszkola i szkoły. Planowaliśmy na początku szybsze tempo obniżenia wieku szkolnego. Zarówno realia finansowe, jak i konsultacje z rodzicami i z samorządowcami, którzy odpowiadają za realizację tej zmiany, wykazały, że trzeba okresu przejściowego, który da czas na dostosowanie się. Teraz, gdy ostatecznie przyjęto ustawę, przyszedł czas na informowanie rodziców. Działa już na przykład strona internetowa www.6latki.men.gov.pl adresowana do rodziców, nauczycieli i samorządowców, na której staramy się odpowiedzieć na wszystkie pytania.
 

2 i 3 strona gazety. Zespół Opinii: Anita Sobczak (szef), Sonia Termion, Jakub Biernat, Marcin Herman

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (14)

Inne tematy w dziale Polityka