Fakt - Opinie Fakt - Opinie
63
BLOG

Guy Sorman: Nie utopimy kryzysu w morzu dolarów

Fakt - Opinie Fakt - Opinie Gospodarka Obserwuj notkę 3

Z Guyem Sormanem, francuskim liberalnym publicystą rozmawia Marcin Herman

 

Politycy i większość mediów przedstawiły londyńskie spotkanie przywódców 20 państw świata jako ważne i przełomowe, które ma być początkiem nowego ładu w światowej gospodarce. Czy rzeczywiście ranga spotkania G-20 była tak ogromna?
- Zawsze jest dobrze, gdy zamiast konfliktów ekonomicznych mamy spotkanie i rozmowę bogatych i biednych. Jeszcze lepiej, że doszło do powszechnej zgody, że należy uniknąć protekcjonizmu, że wolny handel międzynarodowy należy utrzymać. W 1933, podczas Wielkiego Kryzysu, miała miejsce konferencja londyńska i wtedy nie udało się obronić wolnego handlu. W tym sensie ta ostatnia konferencja w Londynie dała dużo lepsze efekty. Wreszcie, dobrze że zauważono problemy biedniejszych krajów. Około 2/3 z 750 mld. jakie będzie miał do dyspozycji Międzynarodowy Fundusz Walutowy pójdzie na pomoc dla nich. Ale to wszystko. Minimum, którego oczekujemy od polityków, czyli by nie podejmowali złych decyzji. Nie podjęli więc w Londynie złych decyzji. Ale nie podjęli też żadnych dobrych decyzji. Bo szczyt G-20 miał raczej luźny związek z kryzysem.

Jak to? Przecież z założenia było to spotkanie antykryzysowe.
-  Politycy nie mówili jednak o prawdziwych przyczynach kryzysu. W związku z tym nie została podjęta żadna decyzja, która byłaby na nie odpowiedzią. System finansowy globalnej gospodarki zbankrutował. Nikt nie odważył się tego przyznać. Zignorowano temat tzw. toksycznych aktywów, czy wstrzymania kredytów w skali globalnej.

Może nic o tym nie mówiono, ale przecież została podjęta decyzja o kolejnych zastrzykach finansowych w gospodarkę.

- Kryzysu nie da się powstrzymać  zwiększaniem wydatków publicznych, bo ich brak nie był jego przyczyną. Poza tym jeżeli zwiększa się wydatki publiczne na ratowanie systemu finansowego, to spowoduje to inflację i problemy z deficytem budżetowym. Jedynym krajem, który może zwiększać wydatki publiczne bez tego ryzyka są USA, bo dolar jest światową walutą. USA może sobie więc pozwolić nawet na dodrukowanie pieniędzy, a i tak cały świat będzie kupował dolary, amerykańskie papiery skarbowe i pożyczał pieniądze Ameryce. Jednak europejskie państwa, nawet najbogatsze, nie mogą sobie na to pozwolić. Na przykład Wielka Brytania, która wcześniej wsparła swój system finansowy publicznymi pieniędzmi, nie była w stanie w zeszłym tygodniu sprzedać swoich obligacji.

Co więc należy zrobić?
- Znaleźć odpowiedź na prawdziwe przyczyny kryzysu. Zachwiana została równowaga wymiany handlowej między USA i Chinami i w mniejszym stopniu producentami surowców, jak Rosja, czy Arabia Saudyjska. Te państwa zarobiły na eksporcie do USA mnóstwo pieniędzy, po czym zainwestowały te pieniądze w USA - w dolary, obligacje,  nieruchomości itd. W ten sposób zaczęły rosnąć bańki spekulacyjne, czemu sprzyjała jeszcze polityka niskich stóp procentowych przyjęta przez amerykański bank centralny. I w końcu bańka pękła, a amerykański, a po nim światowy system finansowy zbankrutował. Najważniejsze dziś więc jest to, co zrobią Amerykanie. Cały świat czeka na to, by naprawili swój system finansowy. Niestety, administracja Obamy i Kongres robią niewiele.

Ależ pompują kolejne biliony dolarów w systemy finansowe. Powiedział pan, że akurat USA mogą sobie na to pozwolić.
- To, że mogą sobie pozwolić nie oznacza, że to ma jakiś sens. Takie „topienie kryzysu w morzu dolarów” to w rzeczywistości tylko kosmetyka. Pomoże na pół roku, może rok. A kryzys skończy się dopiero wtedy, gdy banki znowu zaczną pożyczać pieniądze na długoterminowe inwestycje. Obecnie zaprzestały przyznawania tych kredytów, i nie pożyczają sobie nawzajem pieniędzy, bo nie wiadomo, jaka jest skala i wartość tzw. toksycznych aktywów. Wszystkie banki podejrzewają siebie nawzajem, o duże, grożące bankructwem straty. Po prostu brakuje wiedzy. Rządy powinny więc zmusić banki do sprzedaży swoich toksycznych aktywów, wtedy poznalibyśmy ich pełną skalę. Stałoby się jasne, ile banków jest w dobrej kondycji i przeżyje, a ile zniknie.

Jak duża może być skala bankructw?
- Niewykluczone, że z powodu toksycznych aktywów może zbankrutować nawet połowa banków w USA i Europie. Na początku wywołałoby to wstrząs, ale stosunkowo szybko uzdrowiłoby to amerykański, a za nim światowy system finansowy. Niestety, politycy boją się takiego rozwiązania. Na spotkaniu G-20 nawet o tym nie wspomniano.  Dopóki jednak nie zacznie się czyszczenie systemów finansowych, będziemy mieli zastój na rynku. Dziś w praktyce światowa gospodarka jest w stanie zamrożenia. Z powodu braku kredytów nie mogą powstać nowe duże firmy, nie ma nowych dużych inwestycji i innowacji.

Politycy boją się tej decyzji, ale może mają jakieś swoje racje, na przykład pokój społeczny.
- Pokoju społecznego nie powinno budować się przez  pompowanie pieniędzy w systemy finansowe. To wielki błąd. Jeśli już, to lepiej te środki przeznaczyć na pomóc biednym, bezrobotnym, sensowną obronę miejsc pracy. Pod warunkiem, że nie jest to tylko gra na czas i zaklinanie rzeczywistości. Taka pomoc powinna służyć jak najlepszemu przygotowaniu społeczeństwa i państwa na najtrudniejszy okres, który jeszcze przed nami.  Warto też pomóc biedniejszym krajom przygotować się do kryzysu. Dlatego tak cieszę się, że G-20 zauważyła ich problemy.

Wydaje się, że brakuje dziś polityków, którzy gotowi są na odważne i trudne decyzje.
- Faktem jest, że brakuje nam dziś odważnych liderów. Nie ma ludzi takich, jak Churchill, którzy byli w stanie obiecać ludziom tylko „krew, pot i łzy”. Ale jest też inny problem. Co by się stało, jeśli któryś z przywódców G-20 w Londynie przyznałby: tak, nasz system finansowy zbankrutował? Co działoby się na giełdzie w jego kraju? Czy ludzie masowo poszliby do banków, by wycofać swoje pieniądze? Tego nikt nie wie. Obawy polityków są więc do pewnego stopnia zrozumiałe. Dlatego tak wiele zależy od Baracka Obamy. To USA muszą dać impuls bo jest najsilniejszą gospodarką, cieszą cą się największym zaufaniem rynków. Jeśli USA zaczną oczyszczać swój system finansowy, dołączą do nich kolejne kraje. Niestety, na razie jest tylko plan Geithnera, sekretarza skarbu USA. I to tylko na papierze. Boję się, że tracimy czas. Im dłużej odwlekane jest rozpoczęcie usuwania z systemu finansowego z toksycznych aktywów, tym trudniej będzie nam wyjść z kryzysu.

Co sądzi pan o innych ustaleniach szczytu G-20: np. propozycji utworzenia Rady Stabilności Finansowej i zwiększenia kontroli wynagrodzeń menedżerów i banków na całym świecie, restrykcji dla tzw. rajów podatkowych...
- Prawdę mówiąc, wydają mi się śmieszne. Nie dlatego, że stoją za nimi niesłuszne intencje, tylko dlatego, że tego rodzaju rozwiązań po prostu nie da się wprowadzić na skalę globalną. Myślę, że przywódcy G-20 to wiedzą. Musieli jednak jakoś odpowiedzieć na ten moralizatorski ton, jaki przybrała debata publiczna na całym świecie w związku z kryzysem, na postulaty, by za pomocą jakichś regulacji sprawić, by globalna gospodarka była bardziej przewidywalna.

 

Zobacz też:

Jan Krzysztof Bielecki: nadchodzi koniec hegemonii USA

2 i 3 strona gazety. Zespół Opinii: Anita Sobczak (szef), Sonia Termion, Jakub Biernat, Marcin Herman

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Gospodarka