Fakt - Opinie Fakt - Opinie
332
BLOG

Rocco Buttiglione: Życie i śmierć Jana Pawła II to dowód na bezp

Fakt - Opinie Fakt - Opinie Polityka Obserwuj notkę 5

Z Rocco Butiglione, włoskim politykiem chadeckim, filozofem i teologiem
rozmawia Marcin Herman

Cztery lata temu, w dniach odchodzenia i w dni po śmierci Jana Pawła II, wydawało się, że katolicy na całym świecie są zjednoczeni i umocnieni w wierze, jak nigdy. Co więcej, reszta świata składała hołd papieżowi i wartościom, które głosił. Niektórym katolikom wydawało się, że nadchodzi wiosna Kościoła, w Polsce na przykład zaczęło się mówić o „pokoleniu JP2”, które zmieni świat. Dziś atmosfera jest inna. Kościół, a zwłaszcza papież Benedykt XVI są coraz częściej atakowani przez dużą część mediów na całym świecie albo krytykowani przez polityków, w tak poważnego polityka niemieckiej chadecji, jaką jest kanclerz Angela Merkel. Co się stało?
- Szczerze mówiąc, nie jestem tym zaskoczony. Siłą rzeczy lepiej pamięta się późniejszy okres pontyfikatu Jana Pawła II i jego śmierć. Ale wcześniej on też miał ciężko. I nie mam tu na myśli bloku komunistycznego, bo negatywne nastawienie komunistów do Jana Pawła II było oczywiste, lecz wolny świat.

Ale przecież papież-Polak został dobrze przyjęty.
- Oczywiście, na samym początku był pewien entuzjazm, bo na czele Kościoła stanął ktoś z innym rodzajem charyzmy, ktoś spoza Włoch, a w dodatku jeszcze z kraju zza „żelaznej kurtyny”. To zrobiło wrażenie nawet na ludziach spoza Kościoła. Ale szybko Jan Paweł II zaczął nazywać i podejmować trudne problemy tamtych czasów. Zaczął mówić ludziom w Europie i Ameryce prawdy, o których bardzo wielu, w tym elity, nie chciało słuchać - o tym, jaki jest stosunek wolnego świata do wartości, które go zbudowały, do życia, do niesprawiedliwości tego świata. W latach 80. miały miejsce na Zachodzie różne medialne, kulturowe, polityczne kampanie przeciwko Janowi Pawłowi II. Przypominały dzisiejsze kampanie przeciwko Benedyktowi XVI. Jan Paweł II nie był więc wcale tak powszechnie kochany.

Kiedy to się zmieniło?
- Gdy Bóg bezpośrednio zainterweniował w historię. Jan Paweł II był wielkim świadkiem dla narodów zniewolonych przez przez totalitaryzm. Choćby dla Polaków w okresie długiej, mroźnej „nocy Jaruzelskiego”. Zaś ludzie na Zachodzie bardzo bali się III wojny światowej i atomowej zagłady. Dziś zapomina się, jak wielki był ten lęk. Gdy więc upadł komunizm i Związek Sowiecki, na wschodzie umocnił się szacunek do Jana Pawła II, a na zachodzie zaczęto na papieża i Kościół patrzeć inaczej. Sam papież mógł też mówić swoim adwersarzom: ja byłem świadkiem prawdy, a wy gdzie byliście? I jestem świadkiem innych prawd, które głosi Kościół, a wy nie chcecie ich słuchać. I tak zaczęła rosnąć popularność Jana Pawła II. Dlatego myślę, że również Benedykt XVI nie obawia się dzisiejszej krytyki. Oczywiście, nie jest dobrze, że wielu ludzi znowu nie chce słuchać prawd głoszonych przez papieża, ale w końcu prawda obroni się z Bożą pomocą i podbije świat.

W 2005 roku był pan ministrem w rządzie włoskim. Jak pan wspomina tamte dni?

- Pamiętam miliony ludzi przybywających do Rzymu z całego świata. Dzwonili do mnie koledzy, ministrowie i parlamentarzyści z Europy, Francji, czy Polski. Mówili, że do Rzymu jadą od z ich krajów tłumy ludzi, prosili, by zająć się nimi tak, by bezpiecznie wrócili do domu. Pamiętam też wywiad dla niemieckiej telewizji, gdy dziennikarz spytał mnie: dlaczego? Dlaczego ludzie tak reagują na śmierć Jana Pawła II? A odpowiedź była bardzo prosta. Ilu bowiem znamy ludzi, co do których jesteśmy pewni, że byliby gotowi oddać za nas życie? Najczęściej tylko ojciec, matka, czy małżonek. A patrząc na Jana Pawła II ludzie mieli przekonanie, że żył i oddał życie za nich, że ich naprawdę kochał. Mimo że przecież nie znał ich osobiście, a niektórzy nawet nie mieli prawie nic wspólnego z Kościołem. I wtedy u tych ludzi pojawiła się myśl, wątpliwość - czy w ta więź, jaką odczuwali z umierającym papieżem, nie bierze się z czegoś nadprzyrodzonego? Jan Paweł II był więc kimś, kto sprawił, że poczuli, że oprócz tego świata jest jeszcze coś więcej. Odkryli też w sobie duchową siłę i godność, więź również z innymi  - z której wcześniej nie zdawali sobie sprawy.

A gdzie są dziś ci wszyscy ludzie, którzy przybywali do Rzymu, którzy zbierali się w kościołach na całym świecie, po prostu odczuwali tę więź, o której pan mówi? Bo raczej mało widać ich dziś w polityce, w mediach, kulturze...
- Może wielu z nich pochłonęły codzienne sprawy, zabrakło sił i woli, wrócili na dawne ścieżki życia. Może zapomnieli, czy próbują zapomnieć. Ale to doświadczenie godności, miłości i bycia kochanym, poczucia, że życie ma sens będzie w nich aż do śmierci. A skoro tak, to nawet jeśli dziś są znowu daleko od Kościoła, to trudno im jednak go traktować jak wroga. Podam przykład - gdy narkoman słyszy od bliskich i innych ludzi, że nie ma problemu, że może robić, co chcę - to wcale nie jest miłość, to jeszcze pogarsza jego sytuację i zwiększa wyobcowanie. Nie ma też sensu zmuszanie go do rzucenia nałogu albo odrzucanie go z tego powodu. Ale jeżeli chory słyszy: kocham cię mimo twojej choroby, ale martwię się o ciebie, chcę ci pomóc, razem zastanówmy się, co zrobić - to jeśli jest to szczere i w to uwierzy, to wtedy poznaje prawdziwą miłość. Może do pełnego wyleczenia jest jeszcze długa droga. Ale poczucie godności, jakie daje miłość, to pierwszy, najważniejszy krok. Nawet gdy później znowu będzie źle, to nigdy tego nie zapomni. Będzie już wiedział, że jest jakaś nadzieja. I będzie miał kogo wrócić. A jeśli wróci, to będzie już bardziej skłonny, by zmienić swoje życie.

W mediach pojawiają się teraz często opinie, że problemem jest to, że Benedykt XVI podobno odchodzi od „linii Jana Pawła II”. Na przykład znany watykanista Marco Politi twierdzi, że pontyfikat Benedykta XVI to krok w tył dla Kościoła, odejście od reform Soboru Watykańskiego II na rzecz ortodoksji, zamykanie Kościoła, osłabienie dialogu z islamem, judaizmem, innymi religiami, nowoczesnością i nauką.

- I tu znowu powrócę do pierwszych lat pontyfikatu Jana Pawła II. Wtedy to Jana Pawła II przeciwstawiano Pawłowi VI, też mówiono, że jest zbyt konserwatywny. Ludzie, którzy tak twierdzą, uważający się za władców zbiorowego sumienia, chcą Kościoła, który zawsze idzie pod rękę z dominującymi w świecie ideologiami, czy prądami politycznymi. Ale taki Kościół nie byłby Kościołem Jezusa Chrystusa.

Jaka jest więc kondycja i pozycja Kościoła we współczesnej Europie? Jaką rolę odgrywa choćby w integracji europejskiej?

- Kościół jest sercem integracji europejskiej. Mamy poczucie, że jesteśmy Europejczykami, ponieważ Europa opiera się na wartościach chrześcijańskich. Politycy, którzy rozpoczęli proces integracji europejskiej, Adenauer, de Gasperi, Schuman, byli głęboko wierzącymi katolikami i dla nich integracja europejska w sposób oczywisty opierała się na chrześcijańskich wartościach. Teraz duża część elit, mająca wpływ na kształt Unii Europejskiej, stara się o tym zapomnieć. Choć też na szczęście zawsze znajdowali się ważni europejscy przywódcy, dla których chrześcijaństwo miało ogromne znaczenie, choćby Helmut Kohl. I oczywiście był ktoś taki, jak Jan Paweł II, który przecież często zabierał głos w sprawach Europy.

A jakie miejsce dla chrześcijaństwa widzą zwykli Europejczycy?
- Zdecydowana większość chciałaby więcej chrześcijańskich wartości w Europie. Weźmy chodźmy chrześcijański model małżeństwa i rodziny. Według ostatnich badań za najlepszy uważa go aż 58 proc. Europejczyków. Ale wspomniani „władcy zbiorowego sumienia” starają się tego nie dostrzegać. Jeżeli posłucha się dominujących mediów, ma się wrażenie, że prawie wszyscy Europejczycy akceptują jakieś nowe formy życia rodzinnego. To dowód, jak dalece są oderwane od rzeczywistości. Ale ten rozdzwięk nie może trwać długo. Bo im bardziej Europa będzie odżegnywać się od chrześcijaństwa, tym więcej będzie napotykała problemów.
 

2 i 3 strona gazety. Zespół Opinii: Anita Sobczak (szef), Sonia Termion, Jakub Biernat, Marcin Herman

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka