Dotacje dla partii w Polsce są za wysokie, nie przystają do poziomu zamożności społeczeństwa i rażą, szczególnie w czasach kryzysu – to wszystko prawda. Czemu jednak Platforma, od zawsze przeciwna finansowaniu partii, uparcie prowadzi w tej sprawie grę pozorów?
Sejm w czwartek debatował nad projektem PO o zawieszeniu subwencji na dwa lata. Jak było do przewidzenia, poza Platformą, wszystkie kluby sprzeciwiły się temu rozwiązaniu. Politycy PO oburzają się na opór opozycji. Zbigniew Chlebowski jest nim wręcz zbulwersowany. Ja tymczasem jestem zbulwersowana postawą PO. Już w minionym roku partia ta – świetnie wiedząc, że jej projekt nie ma szans – forsowała całkowite zniesienie dotacji. Efekt jest taki, że partie nie dość, że utrzymały dotacje, to w dodatku od 2009 roku – na mocy decyzji ministra Rostowskiego – o 6,5 proc. większe niż w roku ubiegłym! To prawda, do zwiększenia dotacji, w związku ze wzrostem inflacji, zobowiązywały ministra przepisy, jednak nic nie stało na przeszkodzie odpowiednio wcześnie je znowelizować, tak by dotacji nie trzeba było podnosić.
Pytanie, po co teraz PO ponawia awanturę wokół finansowania partii? Chyba tylko po to, by pławić się w glorii chwały jedynej szlachetnej partii...
Zamiast tego powinna jednak przejść do czynów i poprzeć – mający szanse na uchwalenie – projekt lewicy zmniejszający o około połowę dotacje dla największych partii i o odpowiednio mniej dla mniejszych. Szybkość działań, a nie słów w tej sprawie będzie dla PO testem wiarygodności. Niestety, wczorajsze odsunięcie przez marszałka o dwa tygodnie decyzji Sejmu w sprawie obu projektów nie rokuje dobrze.
2 i 3 strona gazety. Zespół Opinii: Anita Sobczak (szef), Sonia Termion, Jakub Biernat, Marcin Herman
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka