Napięcie rosło przez tydzień. Wreszcie Donald Tusk przemówił, choć przecież, jak wyjaśniał wcześniej Paweł Graś, nie jest naczelnym komentatorem kraju. Naiwni mogą się czuć uspokojeni. Bardziej przenikliwi podziwiają zasłonę dymną, jaką rozsnuł premier.
„Platforma w swojej polityce nie będzie tolerować najmniejszych nawet odstępstw od zasady bezinteresowności i przyzwoitości”. To nie słowa premiera z wczorajszej konferencji prasowej. To wprawdzie Donald Tusk, ale blisko cztery lata temu. Chodziło o zatrudnienie przez Zytę Gilowską w jej biurze poselskim narzeczonej syna byłej minister finansów (gdy była zatrudniania, narzeczoną jeszcze nie była) oraz o napisanie przez samego syna Gilowskiej ekspertyzy dla matki. Szef PO podszedł wówczas do sprawy pryncypialnie i uznał takie praktyki za absolutnie niedopuszczalne. Gilowska dostała naganę i odeszła z partii, której lidera niedługo przedtem zawzięcie wychwalała.
Co ciekawe, gdy wkrótce potem Paweł Gilowski próbował przypomnieć Donaldowi Tuskowi, że Platforma wciąż nie przyjęła kodeksu etycznego, który zawierałby np. zasady rozliczania się jej eurodeputowanych z publicznych pieniędzy, szef PO nie wykazał zainteresowania i oznajmił, że nie rozumie, o co Gilowskiemu chodzi.
Przy innych okazjach, gdy w grę wchodziły zasady etyki, Donald Tusk był nie mniej stanowczy. W sprawie prezesa PZU Jaromira Netzela mówił na przykład: „Oczekiwalibyśmy od premiera rządu, od ministra skarbu, bardzo przejrzystych, bardzo klarownych i przekonujących zasad nominacji na stanowisko prezesa”. Tusk kipiał też oburzeniem, gdy w programie „Teraz my!” pokazano nagranie, na którym Adam Lipiński z PiS kusi Renatę Beger z Samoobrony stanowiskiem w rządzie. „Korupcja, próby przekupywania posłów, zaangażowanie w ten haniebny proceder najwyższych urzędników państwowych, to wystarczające powody. Dzisiaj wszyscy przyzwoici ludzie muszą zażądać nie tylko natychmiastowego skrócenia kadencji tego Sejmu, ale też natychmiastowej dymisji rządu Jarosława Kaczyńskiego” – mówił Tusk. A Bronisław Komorowski dodawał w dramatycznym tonie: „Czuję się jak w I Rzeczypospolitej, kiedy obce mocarstwa kupowały posłów”.
Z kolei w broszurze „Polska obywatelska. Podstawy programu politycznego Platformy Obywatelskiej RP” lider tejże partii pięknie wywodził: „Władza, bez względu na to, kto ją sprawuje, wymaga samoograniczenia i etycznej oraz prawnej samokontroli (dlatego, że zwykle psuje dusze tych, którzy ją dzierżą)”. Wzruszające. Czy można było wątpić, że Platforma, wziąwszy władzę, zrobi porządek z panującą jej zdaniem pod rządami PiS hipokryzją, nepotyzmem i korupcją polityczną, zaprowadzi zasady uczciwości, przejrzystości i podniesie standardy etyczne na niespotykany wprost poziom? Czy można było wątpić, że staniemy się nie tylko drugą Irlandią (pod względem gospodarczym), ale i drugim Singapurem (pod względem uczciwości władzy)? Bo czyż PiS nie poległ w wyborach 2007 roku między innymi dlatego właśnie, że pomiędzy deklaracjami moralnej czystości a praktyką istniała przepaść? I czy nie dlatego Platforma wygrała, że tę przepaść wytykała, zapowiadając w tej kwestii gigantyczną zmianę?
Okazji, aby zachwycić się moralnym i etycznym wzmożeniem, firmowanym przez PO, było już kilka, ale trudno o lepszą niż obecna. Oto wicepremier rządu szefuje organizacji, która żyje z publicznych pieniędzy i korzystając z tego, pozatrudniał przy różnych przedsięwzięciach tejże organizacji swoich bliskich. Czy nie jest to „afera Gilowskiej” razy 50 – wziąwszy pod uwagę liczbę osób oraz pieniądze, jakie mogły wchodzić w grę?
I dalej: oto istnieje prawdopodobieństwo, że senator Platformy Tomasz Misiak, zajmując się w parlamencie specjalną ustawą o stoczniach, działał na rzecz firmy, której był współwłaścicielem. Czyż nie jest to „afera Gilowskiej” razy 300?
Tymczasem premier przez tydzień milczał na temat wicepremiera, nieco krócej na temat senatora PO. Co się stało? Czyżby przez ten czas przeżywał dramat wrażliwego człowieka, rozdartego między lojalnością a obowiązkiem? Czy powtarzał po cichu monolog Konrada z „Dziadów” lub kwestie z „Hamleta”? Czy walczył z szokiem i nie wiedział, co powinien powiedzieć, zaś jego przyboczni, panowie Arabski i Nowak wpadli w stupor i zapomnieli języka w gębie? Lub może po prostu czekał, aż jego PR-owcy zrobią odpowiedni sondaż, żeby wiedzieć, co lud chce usłyszeć? Stawiam na to ostatnie.
Wczoraj premier najpierw zgromił Tomasza Misiaka. Przeprosiny i sprzedaż akcji nie wystarczą, senator ma wylecieć z klubu i partii. Wszystko pięknie, ale kluczowe nie jest to, na ile części senator Misiak zostanie rozdarty końmi, tylko to, czy manipulował przy specustawie stoczniowej i czy być może popełnił przestępstwo. Premier Tusk twierdzi wprawdzie, że według jego wiedzy do złamania prawa nie doszło, ale – z całym szacunkiem – równie dobrze Donald Tusk mógłby oznajmić, że według jego wiedzy złotówka warta jest 100 euro. Jeśli szef rządu nie wie, co powinien powiedzieć w sprawie senatora Misiaka, to służę podpowiedzią:
„Sprawa Tomasza Misiaka musi zostać dokładnie zbadana. Chcę wiedzieć, czy senator Misiak mógł mieć w komisji parlamentarnej jakikolwiek wpływ na te zapisy specustawy stoczniowej, na których mogła skorzystać jego firma. Wyniki dochodzenia w tej sprawie sam przedstawię opinii publicznej. Jeśli okażą się dla senatora Misiaka niekorzystne, złożę w tej sprawie doniesienie do prokuratury i będę osobiście apelował do senatora Misiaka o zrzeczenie się w tej sprawie immunitetu”.
W sprawie Waldemara Pawlaka usłyszeliśmy, że jego postępowanie jest niezgodne ze standardami PO. Porażające. Może dlatego premier Pawlak jest w PSL, a nie w Platformie. Dalej premier stwierdził, że sprawa jest do oceny tylko przez opinię publiczną, a koalicja nie jest zagrożona. Tłumacząc z politycznej nowomowy na polski: „Waldek się dał podejść, ale sztamę trzymamy i teraz już się od niego odczepcie”. W sumie premier powtórzył to, co kilka dni wcześniej oznajmił Stefan Niesiołowski – że sprawa Pawlaka jest zamknięta. W sprawie Misiaka poseł Niesiołowski na razie się nie wypowiedział, ale można przewidzieć, co by orzekł: że to wszystko wina Kaczyńskiego.
Widzę więc, że i tu muszę wystąpić w roli suflera. Oto, co Donald Tusk powinien był powiedzieć:
„W sprawie Waldemara Pawlaka nie ma wątpliwości, że doszło do poważnego naruszenia zasad etyki. Jak wielokrotnie powtarzałem, im ktoś zajmuje wyższe stanowisko, tym wyżej należy mu stawiać poprzeczkę. Oczekuję, że wicepremier Pawlak czym prędzej złoży publiczne wyjaśnienia, ze szczegółami odpowiadając na wszystkie postawione mu zarzuty. Że rozliczy każdy publiczny grosz, na którym mogli skorzystać jego bliscy oraz natychmiast złoży rezygnację z funkcji prezesa Ochotniczej Straży Pożarnej. W innym wypadku nie widzę możliwości kontynuowania jego misji jako wicepremiera rządu, nawet gdyby miało to oznaczać zerwanie koalicji. Nie będziemy trzymać się władzy wszelkimi metodami, jak to robili nasi poprzednicy w przypadku hańbiącej koalicji z LPR i Samoobroną. Jeżeli PSL nie potrafi sprostać wymaganiom uczciwego państwa, to trudno. Chcemy rządzić Polską, ale nie za wszelką cenę”.
Pora na przykry morał, który zabrzmi trochę jak narzekanie oszukanej po raz kolejny kobiety: Donald Tusk jest taki sam, jak wszyscy. Nikt poważny, orientujący się w polityce, nie mógł niestety nawet przez moment brać poważnie jego tyrad, które cytowałem na początku. Był to po prostu element teatrzyku dla gawiedzi, który codziennie odstawiają niemal wszyscy politycy. Wczoraj mieliśmy kolejny jego akt. Zdanie, które miał wypowiedzieć Jacek Kurski – „ciemny lud to kupi” – jest mottem wszystkich sił politycznych w Polsce. A lud faktycznie kupuje, nie stara się obietnic weryfikować, daje absurdalnie wielki kredyt zaufania i ma tragicznie krótką pamięć. Premier nadal cieszy się olbrzymim zaufaniem, choć gdyby rozliczać go z każdej obietnicy – nie tylko tych dotyczących przejrzystości i uczciwości – już dawno powinien przebić sondażowe dno.
Moralność Kalego to najbardziej charakterystyczna i najtrwalsza cecha naszego życia publicznego. Pora przyjąć to do wiadomości i przestać robić sobie nadzieję.
Łukasz Warzecha, publicysta „Faktu”
2 i 3 strona gazety. Zespół Opinii: Anita Sobczak (szef), Sonia Termion, Jakub Biernat, Marcin Herman
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka