Fakt - Opinie Fakt - Opinie
527
BLOG

Debata „Faktu” o stosunkach polsko-niemieckich. Piotr Bugajski:

Fakt - Opinie Fakt - Opinie Polityka Obserwuj notkę 92

Piotr Bugajski, zastępca redaktora naczelnego „Faktu”

Za każdym razem, gdy mowa o stosunkach polsko-niemieckich, powracają utyskiwania nad „trudną przeszłością”, która obciąża tę współpracę. To tylko część prawdy. Gdyby ta przeszłość rzeczywiście wciąż była dla naszych sąsiadów obciążeniem, być może okazywaliby nam więcej empatii. I bardziej się z nami liczyli.

Stereotyp, który od wielu lat towarzyszy debatom o stosunkach polsko-niemieckich i do którego na łamach „Faktu” nawiązał także redaktor naczelny „Die Welt” Thomas Schmid, jest mniej więcej taki: Polsko-niemiecką współpracę obciążają starzy, bo wciąż pamiętają i rozpamiętują przeszłość. Dlatego trzeba wspierać młodych, którzy mają krótszą pamięć i patrzą w przyszłość.
Szkopuł jednak w tym, że Polaków i Niemców nie dzieli dziś przeszłość, tylko teraźniejszość. Z punktu widzenia naszych narodowych interesów kluczowym problemem we wzajemnej współpracy jest Gazociąg Północny, który Niemcy i Rosjanie wbrew naszym protestom budują nam pod nosem. Podobnie jak ważna dla naszego bezpieczeństwa amerykańska tarcza rakietowa, którą szef niemieckiej dyplomacji Frank-Walter Steinmeier próbował niedawno utrącić w Waszyngtonie.
Jeśli zaś spieramy się o przeszłość, to tylko dlatego, że – jak w przypadku niemieckiego centrum upamiętniającego wysiedlonych – ma ona bardzo aktualne odniesienie. Nikt jednak dziś w Polsce nie rozlicza urodzonych po wojnie Niemców z nazistowskich zbrodni. Najchętniej w ogóle nie wracalibyśmy do tego w bieżących dyskusjach, gdyby nie fakt, że historia nieoczekiwanie zatoczyła koło i my sami staliśmy się nagle adresatem niemieckich pretensji i finansowych roszczeń ze strony wysiedlonych. Na dodatek tym żądaniom niemieckie władze nie potrafią skutecznie postawić tamy.
Obawy Polaków dotyczące stosunku Niemców do ich własnej przeszłości korespondent niemieckiego dziennika „Frankfurter Allgemeine Zeitung” Konrad Schuller próbuje rozwiać na łamach „Faktu” budzącym we mnie grozę argumentem, że w pobliżu Bundestagu w Berlinie nie ma przecież pomnika Hitlera. Jest za to monument ku czci ofiar Holokaustu. Jednocześnie przyznaje, że o niemieckich zbrodniach w Polsce „słyszało w Niemczech co najwyżej paru specjalistów”.
Obawiam się, że ma rację. Że niemiecka pamięć o zbrodniach zamieniła się w rytuał obchodów kolejnych rocznic, przemówień i stawiania pomników. W rutynę, której nie towarzyszy refleksja oparta na solidnej znajomości historii. Sam dobrze pamiętam, jak wielkim szokiem dla Niemców, pielęgnujących pamięć o nieskazitelnej armii uwikłanej w brudną wojnę przez Hitlera, była na początku lat 90. słynna wystawa fotografii dokumentujących zbrodnie Wehrmachtu.
Niemiecko-niemieckim zmaganiom z własną przeszłością Polacy przyglądali się dotąd z życzliwym zainteresowaniem. Nie ulegali skrajnościom. Ani dogmatom o zbiorowej winie. W przeciwieństwie do opiniotwórczych środowisk w Niemczech nie zachłystywali się też parę lat temu co najmniej kontrowersyjną tezą amerykańskiego politologa Daniela Goldhagena, zgodnie z którą przyczyną nazistowskiego ludobójstwa był antysemityzm głęboko zakorzeniony w „narodowym charakterze” wszystkich Niemców. Nasi sąsiedzi wyróżnili zaś Goldhagena prestiżową Nagrodą Demokracji.
Dla Niemców efektem rozrachunków z przeszłością stała się teza o wyjątkowości Holokaustu, niewspółmierności tej tragedii wobec innych masowych zbrodni w historii i konieczności ekspiacji. Traktowano ją jako ultima ratio niemieckiej republiki. Gdy jednak po upadku komunizmu w Europie Środkowej do głosu doszło wiele małych narodów, które zaczęły upominać się o pamięć także dla własnych krzywd i ofiar, Niemcy zareagowali zdziwieniem. Albo wręcz oburzeniem, jak wtedy, gdy polski Sejm wezwał niemiecki rząd, by wziął na siebie odpowiedzialność za ewentualną wypłatę odszkodowań dla wysiedlonych.
Dlaczego w stosunku do naszych uczuć i obaw brakuje w Niemczech empatii? Dlaczego w projekcie centrum wysiedleń tak łatwo zrównuje się martyrologię milionów Polaków z cierpieniami, jakich Niemcy zaznali w końcu wojny? Przy całym szacunku dla niemieckich ofiar nie można zestawiać ich losów z tragedią Polaków, których naziści wyrzucali z domów na Zamojszczyźnie, którym siłą odbierali dzieci i których wysyłali na śmierć do obozów koncentracyjnych.
Nie wierzę również, że nasi sąsiedzi są na tyle pozbawieni wrażliwości, by nie dostrzegali, jak niestosowny jest udział w projekcie upamiętnienia wysiedleń córki żołnierza Luftwaffe, który najechał Polskę wraz z okupacyjną armią i którego wraz z rodziną nie sposób zaliczyć do wysiedlonych. Tak jak nie wierzę w zapewnienia, że podejmowana przez niemiecką kanclerz Erika Steinbach jest w Niemczech politykiem bez znaczenia, któremu przewrażliwieni Polacy dodają rangi. Więcej w tym chęci ucieczki niż woli zmierzenia się z problem – aktualnym, a nie dotyczącym przeszłości. I nie jedynym.
Gdyby nasi sąsiedzi poważnie traktowali własne deklaracje, że „trudna przeszłość” zobowiązuje, być może uważniej wsłuchiwaliby się w nasze racje. Rzecz bowiem nie tylko w tym, by poczuwać się do odpowiedzialności za niezaprzeczalne przecież zbrodnie z czasów wojny. Tylko w tym, jakie kto wyciąga wnioski z ponurej przeszłości. Dla Polaków jest to szukanie solidnych podstaw dla naszego bezpieczeństwa – we współpracy z Niemcami, w ramach Unii Europejskiej i NATO. Jest to także wspieranie interesów Ukrainy i Gruzji, będące konsekwencją właśnie złych doświadczeń z przeszłości, a nie antyrosyjskich fobii.
Nadzieje pokładane przez Polaków we współpracę z Niemcami zostały jednak wystawione na ciężką próbę, gdy nasi sąsiedzi zwrócili się w kierunku Rosji. Gdy zaczęli forsować projekt gazowej rury pod Bałtykiem czy torpedować nasze starania o związanie Ukrainy z NATO. Wbrew deklaracjom o europejskiej solidarności i niestety ponad naszymi głowami. Polskie protesty kwitowane są jako wyraz uprzedzeń i frustracji, będących wynikiem „historycznych obciążeń”. Niemcy zaś z tych obciążeń zdołali się już uwolnić. I łatwo przychodzi im pouczanie innych.

 

W debacie „Faktu” na temat stosunków polsko-niemieckich głos zabrali dotychczas:

 

Konrad Schuller: Niemcy nie powinni zapominać o wypędzeniach, jednak zarazem należy pokazywać ich prawdziwe przyczyny

Lukasz Warzecha publicysta „Faktu”, „Dość hipokryzji i banałów!”

Paweł Lisicki redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”: „Polska-Niemcy wyzwania suwerenności”

Thomas Schmid, redaktor naczelny „Die Welt”: „Naszym problemem jest przeszłość”

Adam Krzemiński „Polityka”: „Od stosunków Polski i Niemiec zależy przyszłość Europy”


 

2 i 3 strona gazety. Zespół Opinii: Anita Sobczak (szef), Sonia Termion, Jakub Biernat, Marcin Herman

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (92)

Inne tematy w dziale Polityka