Fakt - Opinie Fakt - Opinie
240
BLOG

Mariusz Cieślik: Polityka kulturalna, głupcze!

Fakt - Opinie Fakt - Opinie Kultura Obserwuj notkę 5

    Mariusz Cieślik, publicysta Newsweeka

 

 

    Komu zawdzięczamy skina Farfała na stanowisku prezesa TVP? Jarosławowi Kaczyńskiemu? Owszem. Ale również ministerstwu kultury kierowanemu przez Bogdana Zdrojewskiego. To ten resort powinien przedstawić przekonującą koncepcję finansowania mediów publicznych, wokół której można by zbudować większość parlamentarną. Tymczasem przedstawione do tej pory pomysły trudno określić innym słowem niż żałosne. Do tego kolejne koncepty są najpierw wprowadzane na wokandę, a potem zdejmowane i absolutnie nikt się nimi nie przejmuje. Czy jest dziś ktoś kto potrafi odpowiedzieć na pytanie, jak według PO mają wyglądać media publiczne (poza tym, że powinny chwalić rząd Tuska)? Szczerze wątpię.
 

    Jaki jest w tym koncepcyjnym bezhołowiu udział ministerstwa kultury, trudno orzec. Sprawę teoretycznie pilotuje w stylu znanym z komedii „Czy leci z nami pilot?” (w której załoga samolotu zatruła się rybą) Iwona Śledzińska-Katarasińska z sejmowej komisji kultury, ale to zadanie wyraźnie ją przerasta. Podobno z tylnego siedzenia do pilotowania podłącza się jeszcze doradca premiera Rafał Grupiński. W gruncie rzeczy nie ma to jednak znaczenia. Ważne są efekty. A wyglądają one tak, że TVP i Polskie Radio stają się w świecie mediów elektronicznych skansenem. Połączonym z folwarkiem politycznym. Nie twierdzę, że to wina obecnej ekipy rządzącej, ale ona przez niemal 1,5 nic w tej kwestii nie zrobiła.

    Co to ma jednak wspólnego z kulturą czy też polityką kulturalną? Bardzo wiele. TVP i Polskie Radio to jedyne w świecie mediów firmy, które inwestują znaczące kwoty w tzw. kulturę wysoką. Spektakle teatralne, filmy dokumentalne,  słuchowiska, ambitne kino, animacje itp. Owszem inwestują za mało, a ich władze popełniają błędy, wpuszczając na antenę żenujące produkcje w rodzaju „Gwiazdy tańczą na lodzie”, ale jeśli ktoś myśli że mogą je w tym wyręczyć i mają taki zamiar media komercyjne, to jest w wielkim błędzie. Nikt nie będzie się zabawiał w utrzymywanie ambitnych i niszowych stacji w rodzaju TVP Kultura czy Programu II PR. A co za tym idzie wielu twórców nie będzie mogło realizować wartościowych projektów. Nie jest więc najistotniejsze, kto przyjdzie na miejsce Farfała i Czabańskiego, tylko czy te ważne dla polskiej kultury instytucje przetrwają i w jakiej formie. I po to Platformie Obywatelskiej potrzebna jest polityka kulturalna, której, sądząc po jej posunięciach, nie ma.
    

    Bo w każdej niemal kwestii jest podobnie jak w sprawie mediów publicznych. Weźmy sprawę muzeów. Dla opierającego swoją tożsamość na polityce historycznej PiS-u była to kwestia podstawowa. Z Niemcami partia braci Kaczyńskich gotowa była toczyć wojnę o pamięć, uważając (co kilka dni temu  potwierdziły głośne badania tygodnika „Stern”), że nasi zachodni sąsiedzi nie chcą już dłużej żyć w poczuciu winy i próbują wybielać swoją historię. Dlatego rząd PiS, po spektakularnym sukcesie Muzeum Powstania Warszawskiego, chciał stworzyć we Wrocławiu Muzeum Ziem Zachodnich, w Warszawie Muzeum Historii Polski i pracował nad koncepcją Muzeum Kresów. Miało być ono naszą odpowiedzią na inicjatywę Eriki Steinbach, to znaczy muzeum wypędzonych. Rząd PO z dwóch spośród tych muzeów (Ziem Zachodnich i Kresów) zrezygnował, jak się zdaje definitywnie, a trzecim (Historii Polski) zajmuje się opieszale. Mamy już pierwsze rezultaty przegrywanej właśnie na europejskiej arenie bitwy o pamięć - projekt Domu Historii Europejskiej, który w zasadzie ignoruje historię Polski. W zamian minister kultury proponuje stworzenie w Gdańsku muzeum II wojny światowej, które ma przekonać Europejczyków do „naszej narracji” historycznej, jak mówi Bogdan Zdrojewski. Czy się uda? Należy sobie tego życzyć, ale żelazna konsekwencja i umiejętność twardego artykułowania swoich racji to nie jest mocna strona tego rządu.
    

    Widać to było zresztą również przy okazji sporu o film „Westerplatte” Pawła Chochlewa. Najpierw ministrowie Nowak i Zdrojewski skrytykowali fakt dofinansowania kontrowersyjnego projektu z państwowych środków ( z budżetu Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej), a później szef resortu kultury twierdził, że nie o to mu chodziło. Tymczasem PISF-owi wiele można zarzucić i Bogdan Zdrojewski powinien się tej instytucji uważnie przyjrzeć. Mimo że ma sztukę filmową w nazwie finansuje bowiem komercyjne gnioty w rodzaju „Skorumpowanych” Żamojdy, kina kopanego w stylu van Damme’a tylko na znacznie gorszym poziomie. Wyraźnie też widać, że instytucja ta jest opanowana przez towarzyskie koterie, które forują jednych producentów kosztem drugich.    
    

    Choć spójnej polityki kulturalnej trudno się u PO dopatrzeć, to można pochwalić poszczególne posunięcia ministra Zdrojewskiego. Pierwsze to powierzenie pasjonatowi kina i świetnemu organizatorowi, Jerzemu  Kapuścińskiemu zespołu „Kadr”, który ma realizować debiuty fabularne (w związanym ze Stowarzyszeniem Filmowców zespole im. Munka skutecznie mu to utrudniano). Drugie to „kulturalne orliki”, czyli powstający właśnie program dofinansowania prowincjonalnych bibliotek, które mają się w przyszłości stać multimedialnymi centrami kultury. To jest krok we właściwą stronę. W stronę przyszłości. Oby więcej takich.


 

2 i 3 strona gazety. Zespół Opinii: Anita Sobczak (szef), Sonia Termion, Jakub Biernat, Marcin Herman

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Kultura