Z Musą Budeirim, palestyńskim politologiem i historykiem z Arabskiego Uniwersytetu Al Quds (Jerozolima) rozmawia Jakub Biernat
Dlaczego półroczne zawieszenie broni między Izraelem i Hamasem nie przetrwało?
- To było tylko tymczasowe porozumienie a nie trwałe rozwiązanie polityczne. Na pewno Izraelczycy nie byli gotowi żyć z takim sąsiadem jak Hamas. Myślę, że to Hamasowi bardziej zależałoby na takim porozumieniu bo potrzebowali oddechu będąc izolowanym w Gazie i tocząc jednocześnie tocząc walkę ze swoimi konkurentami politycznymi z Fatahu i OWP
Dlaczego więc Hamas wystrzeliwał rakiety, skoro potrzebował tego rozejmu?
- Nie ma dużego znaczenia, kto wystrzelił pierwszy – dla mnie to tylko pytanie techniczne, a nie polityczne. Sednem jest to, że Izrael po prostu nie chce by Strefą Gazy rządził Hamas. Tym bardziej, że nadal więzi on porwanego izraelskiego szeregowca Szalita. Izrael chce mieć za partnera wyłącznie Fatah. I dlatego myślę, że to Izrael dążył do zakończenia zawieszenia broni.
Zatem celem Izraela było rozbicie Hamasu w Gazie?
- Może nie rozbicie ale osłabienie tak żeby OWP powróciło do gazy i było tam dominującą siła i Hamas zaakceptował swoja podrzędną role wobec prezydenta Abbasa. Izrael bez niego nie wyobraża sobie politycznego rozwiązania konfliktu z Palestyńczykami.
Czy jednak ten plan się może powieść?
Nie jestem pewien bo po trzech tygodniach bombardowania administracja i struktury Hamasu nie uległy zniszczeniu a Hamasowcy odpowiadają ogniem. I to mimo, że świat arabski a szczególnie tak ważne kraje jak Egipt i Arabia Saudyjska odnoszą się do niego bardzo negatywnie. Jednak Hamas wciaż trwa i do tego zyskuje poparcie na Zachodnim Brzegu. I to nie chodzi o poparcie dla ich ideologii ale dla faktu, że mimo zmasowanego ataku nie poddają się.
Egipt i Arabia Saudyjska Hamasu nie popierają czy zatem wspiera go Iran?
- O tym w kółko pisze prasa Izraelska. Oczywiście ze strony Iranu istnieje poparcie polityczne jednak, jeżeli chodzi o pieniądze i broń to nikt jeszcze nie przedstawił konkretnych dowodów. Broń do Strefy Gazy jest szmuglowana przez Egipt jednak ani Egipcjanie ani Izraelczycy nie przechwycili nawet jednego transportu tej broni. Być może w rządzi egipskim znajdują się jakieś frakcje popierające Hamas, jednak jest to bardzo nieformalne
Dlaczego Egipt nie wykazuje solidarności arabskiej z Palestyńczykami z Gazy?
- Egipcjanie boją się konfliktu z Izraelem mają za wiele problemów wewnętrznych. Do tego Egipt prezydenta Mubaraka stracił pozycje lidera w świecie arabskim i bardzo zależy mu na dobrych relacjach z USA, od którego zależy ekonomicznie. Oczywiście do tego dochodzi strach przed własnymi islamskimi radykałamio . Zwycięstwo Islamistów w Gazie zachęcilłoby grupy islamskie w Egipcie.
Jak do konfliktu odnosi się prezydent Abbas bo zewnątrz wygląda tak jakby milczał?
- Na forum wewnętrznym jest głośny, i co rusz wydaje różne odezwy. Nie jest on jednak sojusznikiem Izraela. Od początku mówił, że nie wróci do gazy na izraelskim czołgu, chociaż nie da się ukryć, że osłabienie Hamasu byłoby mu na rękę. Jeżeli celem Izraela jest zniszczenie rządu Hamasu i wsadzenie na jego miejsce Fatahu, to mu się nie uda. W Izraelu zdają sobie z tego sprawę i dlatego chcą Hamas osłabić i zmusić do kompromisu. Abbas jest zbyt słaby by zaatakować Izrael i rozpoczynać kolejną intifadę. Dlatego pozwala na antyizraelskie demonstracje ale bez atakowania izraelskich żołnierzy. Sam byłem świadkiem gdy na moim uniwersytecie studenci zgromadzili się by pomaszerować na izraelski posterunek i policja Autonomii Palestynskiej nie dopuściła ich do izraelskich żołnierzy bijąc ich i aresztując niektórych z nich. Abbas nie chce prowokować Izraela i płacić za to ceny jakim byłaby wojna z Izraelem.
Czy konflikt przeniesie się do Libanu?
- Z terenu Libanu już poleciało kilka rakiet w stronę Izraela. Ale to nie Hezbollah wystrzeliwuje te rakiety, ale w palestyńskie ugrupowania działające w Libanie. I nie sadzę też ma interes w eskalowaniu konfliktu czego nie da się powiedzieć o Izraelu. Pamiętajmy, zbliżają się wybory i na tej wojnie zwiększają poparcie dwie izraelskie partie tworzące koalicję rządową Partia Pracy i Kadima. I to się im to udaje, bo stali się bohaterami dla izraelskiej ulicy za swoją twardość. Izraelczycy lubują się w liczeniu trupów, po stronie palestyńskiej jest ich ponad prawie 1000 a po Izraelskiej tylko kilkunastu. Więc dla nich ta operacja ma niewielkie koszty. Tym bardziej, że także jeżeli chodzi o politykę międzynarodową konflikt ten również nie jest zbyt kosztowny. Czechy stojące na czele UE są bardzo wyrozumiali wobec Izraela, podobnie jak Amerykanie. Sarkozy robi tylko szum bez realnych efektów.
Czy Palestyńczycy liczą na prezydenta Obamę, że zmieni politykę USA wobec Bliskiego Wschodu?
- Nie sądzę może zmieni trochę akcenty ale nie jej kierunek, tym bardziej, że ma wystarczająco dużo problemów wewnętrznych. Sytuacja może się zmienić o tyle, że przy Bushu Izrael miał carte blanche w rozprawianiu się z Palestyńczykami a przy Obamie to może się zmienić, jednak nie zrobi on nic radykalnego.
Walki nadal trwają, Izraelczycy twierdza, że to operacja chirurgiczna.
- W tak gęsto zaludnionym obszarze jakim jest Strefa Gazy nie można przeprowadzić operacji chirurgicznej. A jeżeli do kogoś nie przemawia liczba 1000 zabitych Palestyńczyków, to niech weźmie pod uwagę, że z 3 z 13 zabitych izraelskich żołnierzy zginęło, a 24 zostało rannych w wyniku „chirurgicznego”ostrzelania przez własne wojsko. Strefa Gazy to prawie wyłącznie miasto i wszystkie instalacje Hamasu muszą być, chcąc nie chcąc, rozmieszczane w okolicach zamieszkanych przez cywilów. I jakkolwiek precyzyjne by nie były uderzenia izraelskiej armii, będą one powodowały straty wśród niewinnych ludzi. Pytanie czy gdy razem z wysoko postawionym członkiem Hamasu ginie cała jego rodzina jest akceptowaną ceną w operacji nazywaną chirurgiczną?
Armia izraelska podobno powiadamia ludzi wewnątrz budynku zanim go zbombarduje, by mieli czas na ucieczkę?
- Po pierwsze Gaza jest odcięta od świata więc ludzie nie mają dokąd uciec. Gdy podobna operacja była toczona w południowym Libanie ludzie uciekali do Bejrutu. A mieszkańcy Strefy Gazy to głównie biedacy więc nie przeniosą sie do do Holiday Inn na czas bombardowania. Izraelczycy faktycznie dzwonią do budynków przed zbombardowaniem, jednak nie zapobiega to śmierci cywilów. Gdy zbombardowano dom jednego z prominentnych hamasowców Nizara Rayyana został on zabity razem z w dwiema żonami i kilkorgiem dzieci. Izraelska armie wprawdzie zadzwoniła do domu jednak, gdy nikt nie podniósł słuchawki od razu zbombardowali jego dom, ich tłumaczenia brzmią więc jak żart.
2 i 3 strona gazety. Zespół Opinii: Anita Sobczak (szef), Sonia Termion, Jakub Biernat, Marcin Herman
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka