Pandemia trzyma się mocno. Niestety.
Wszystkich rodaków zapewniam jednak, że Polska nie jest jedynym krajem prześladowanym niekompetencją i głupotą, które ostatnio ubrały się w płaszczyk pandemii. Przeszedłem się niedawno przez centrum Edynburga - gówna ulica, z widokiem na zamek, zawsze tętniąca ruchem i życiem sprawiała przygnębiające wrażenie. Zamknięte na głucho sklepy i hotele, grupka ludzi czekająca przed Starbucks'em na kubek kawy, przemykające nieliczne autobusy. To miasto długo się nie podniesie. To jasne dla każdego. Jeszcze przed pandemią trwała w mediach brytyjskich dyskusja o upadku centrów miast, o markowych sklepach i szacownych lokalach z długą tradycją wykańczanych przez handel internetowy. Przez moment sklepy broniły się oferując kawę i przekąski, a nawet coś na kształt "opieki na minuty" dla dzieciaków. Teraz uratować może je chyba tylko cud. Edynburg żyje bowiem z turystyki i turystyką stoi. Coroczny festiwal teatralny "Fringe" to od zawsze był czas żniw dla całego miasta z przyległościami. Skoro już przyjechałeś to whisky się możesz napić lub wyskoczyć do destylarni jeśli cię to interesuje. Możesz podjechać na Borders lub wprost przeciwnie w Higlands poszukać potwora z Loch Ness. Możesz zobaczyć zamki, głębokie jeziora i surowe szczyty szkockich gór. Niebo nad Edynburgiem przecinały setki samolotów, ulice nabite były turystami, był ruch, była zabawa, był pieniądz i był zysk. Tak było...Niestety ostatni festiwal się nie odbył, a tegoroczny też stoi pod znakiem zapytania. Całe rzesze kelnerów, sprzedawców, hotelarzy, barmanów, taksówkarzy...słowem cała branża turystyczno-rozrywkowa siedzi zamknięta na państwowej kroplówce. Zasiłek wynosi 80 procent wynagrodzenia i właśnie został przedłużony do końca kwietnia. Co dalej nie wiadomo. Wiadomo za to, że czas prezentów i dodruku dobiega końca - minister finansów ogłosił właśnie podwyżki podatków i przypomniał, że długi trzeba przecież spłacać.
Co w tym czasie robią władze pięknego Edynburga?
Władze postanowiły ukochać i uszczęśliwić mieszkańców wypieprzając lekką ręką pieniądze na....zwężanie dróg. Odkąd pamiętam drogi w mieście miały namalowany pas dla rowerów i było dobrze; gdy samochód ustawiał się przy osi jezdni do skrętu drugi mógł łatwo go wyminąć. Komuś jednak to przeszkadzało - w ramach programu "Spaces for people" wyrzucono 5 milionów funciaków na solidne słupki w betonowej podstawie, które zwężają drogi i poszerzają "przestrzeń dla ludzi" - pieszych i rowerzystów. Słupki są obklejone białą odblaskową taśmą, problem w tym, że spadł śnieg obnażając całą głupotę i krótkowzroczność tego "planowania". Gdy zasypało drogi pługi i piaskarki zrobiły swoje, ale odgrodzona słupkami "przestrzeń dla ludzi" pozostała nietknięta. Potem mieliśmy taki obrazek - ścieżka rowerowa zawalona śniegiem, a dzielny rowerzysta mozolnie sunie głównym (odśnieżonym) pasem a za nim sznur samochodów. Gdy śnieg stopniał szaro-brunatna breja zamieniła odblaskową biel słupków w matową szarość, a już parę dni później widziałem kilka z nich solidnie "przestawionych". Ciekawe dlaczego? A wszystko dla bezpieczeństwa ludzi, których tysiącami zamknięto w domach. I jakoś tak wyszło genialnym planistom, że słupki pojawiły się na drogach dojazdowych do głównych szpitali, w trosce o bezpieczeństwo ludzi. Tu słupek, tu autobus, tu samochód a tu karetka na sygnale. Czego Państwo nie rozumieją?
Gdy przyjechałem do Szkocji ładnych parę lat temu dotarło do mnie, że Zachód najlepsze ma już za sobą. Jeszcze toczy się siłą rozpędu, jeszcze przejada srebra po babci, ale już widać zaczątki rozkładu. Powtarzałem to znajomym gdy widziałem na co dzień twarze nieskalane myśleniem, nieustanny festiwal konsumpcji, orgię bezguścia, triumf prostactwa i brzydoty - w ubiorze, w zachowaniu, w rozmowie, w sposobie jedzenia. Przewidywałem, że do upadku ducha dołączy też rozkład materii.
Drogi w stolicy Szkocji sypały się od dawna - już od 2010 roku zawstydzające nagłówki informowały o tym fakcie na pierwszych stronach gazet. Wtedy jakoś mi to umknęło, zapewne dlatego, że jeszcze nie byłem zmotoryzowanym użytkownikiem dróg. Dziś z całym przekonaniem można powiedzieć, że drogi są dziurawe jak ser szwajcarski. Natomiast sposób ich naprawy przypomina mi obrazki z PRL. Niedbałe, na "odwal się" robione łatki na łatkach łatkami poganiane i tak aż do kolejnej zimy.
Ale to nie koniec szkockiej prowizorki rodem z PRL. W 2016 roku w szkole podstawowej w dzielnicy Oxgangs zawaliła się ściana, śledztwo wykazało naruszenie przepisów i użycie materiałów słabej jakości. Kontrola zarządzona w mieście zaowocowała czasowym zamknięciem dodatkowych 17 szkół i przeprowadzeniem niezbędnych poprawek. Kolejna katastrofalna inwestycja to "Scick Children Hospital" - planowany do oddania w 2019 stał pusty półtora roku bo tuż przed otwarciem dopatrzono się usterek w systemie wentylacji. Powiadał mi jeden budowlaniec, że usterki już były widoczne na planach. Jeśli to prawda to to już jest czysty Bareja - Alternatywy 4 i docent z rurą biegnącą przez środek kuchni. Gdy przychodzą fachowcy poprawiać i docent pyta czemu od razu nie poprawili odpowiadają - Panie, przecież tak na planie było. Szacowany koszt 150 milionów funtów zamknął się ostatecznie sumą 450 milionów. Biorąc powyższe pod uwagę nie dziwią katastrofy jak ta w Grenfell Tower.
Ale miasto buduje nadal, miasto ekspanduje, a deweloperzy już liczą zyski. Edynburg od południa jest okolony nitką obwodnicy. Jeszcze 10 lat temu między zabudową miasta a samą obwodnicą rozciągała się pokaźna mozaika pól. Ale chciwość robi swoje. Domy i mieszkania schodzą na pniu. A pieniądze są niebotyczne jeśli z trzeźwą głową porównać oferowany standard. Sypialnia w tym nowym standardzie jest ciasną dziuplą do spania gdzie oprócz łóżka i wnękowej szafy można wstawić co najwyżej miniaturową szafkę nocną. Ale ponieważ ludzie kupują na wyścigi nowe domy rosną jak grzyby po deszczu. Tam gdzie były pola teraz stoją osiedla i tylko drogi nowej nikt nie zbudował i chyba nawet o tym nie pomyślał jak te tysiące nowych mieszkańców będą przebijać się do centrum.
W perspektywie są jeszcze wybory do szkockiego parlamentu. I zapewne jak co roku każda z partii przedstawi swój program, będzie tam o edukacji, służbie zdrowia, dobrobycie i miejscach pracy i oczywiście o ochronie środowiska. Dlatego też w dobie internetu i głosowania korespondencyjnego każda jedna z partii na tydzień przed wyborami zasypie nasze skrzynki setkami ulotek w nadziei, że przekona do siebie wyborców. Gdy widzę potem jak 90 procent tego barachła ląduje na śmietniku zastanawiam się czy oni tak serio z tą ochroną środowiska.
W mediach przemknął temat paszportów covidowych. Oczywiście premier tłumaczy, że przydałby się jakiś dokument lub certyfikat, lub zaświadczenie aby UŁATWIĆ obywatelom UK podróże w dobie szalejącej zarazy. Ciekawe czy temat pojawi się w kampanii wyborczej. Sam podpisywałem petycję przeciwko paszportom, podpisało się 270 tysięcy. Przy stu tysiącach petycje musi już przedyskutować parlament. Niby ok, ale na tej samej stronie wisi petycja ZA wprowadzeniem paszportów covidowych i zebrała jakieś 4,5 tysiąca podpisów.
Jakim cudem kraj, który wydał na świat ludzi formatu Georga Orwella, Margaret Thatcher, Rogera Scrutona mógł upaść tak nisko? A światełka w tunelu nie widać. A mówiąc bardziej dosadnie - porzućcie wszelkie złudzenia. Ostatnio zerkam czego też uczy się moje dziecko w aplikacji przygotowanej przez szkołę. Patrzę i co widzę? Oto św. Gretha Thunberg opowiada jak stworzyła tradycję "strajkowych piątków". A co ty możesz zrobić aby ocalić świat? Zacznij od małych rzeczy - radzi Gretha. Nie lataj samolotami (dzięki pandemii postulat spełniony, przypadek?). Nie jedz mięsa. No i oczywiście edukuj innych.
Nie zdziwię się gdy wyjdzie, że Wielki Reset, Nowy Ład, Rebuild Better, Zero Emission to jedna i ta sama banda. Członkowie tej bandy są jak arbuzy - zieloni z wierzchu a czerwoni w środku.
A najgorsze, że jesteśmy na cholernej wyspie i nawet samochodem na Ukrainę lub Białoruś nie można uciec. Ani na piwo do Czech wyskoczyć.
Niby odległy kraj, ale tak samo, albo gorzej.
Inne tematy w dziale Polityka