Niedługo minie rok od momentu gdy covidowe szaleństwo eksplodowało w naszej rzeczywistości.
Właśnie zaczynam trzeci "pandemiczny" urlop, który przesiedzę w czterech ścianach, bo za oknami ciągle ta sama smutna i paranoiczna rzeczywistość. Tak, będę tworzył spiskowe teorie, będę wylewał żale i złorzeczył na polityków, media i wielkie korporacje. Chociaż patrząc dookoła stwierdzam, że inni mają gorzej....
Retrospekcje
Początek był jak dobry thriller. Zaczęło się od zwiastunów, filmowych migawek, relacji i doniesień z dalekiego Wuhan. Jak to bywa w filmach ogół wcale się tym specjalnie nie przejął - bo to pierwszy raz coś tam hula w dalekiej Azji? Była grypa ptasia, świńska, SARS i MERS i kto wie co jeszcze. Pohula, postraszy i wszystko wróci do normy. Potem jednak media i cała potęga internetu zaczęły dokładać do pieca. Wszyscy chyba pamiętamy te obrazy - padający na ulicach Chińczycy, wymarłe ulice i kilkadziesiąt koparek uwijających się przy budowie szpitali. Do tego szeptanki o biologicznej broni i fałszowanych statystykach zgonów. Następny etap to słynne statki wycieczkowe, z których poszczególne rządy ewakuowały, albo i nie, swych obywateli. Chwilę potem transmisje live jak przebiega kwarantanna. Z chwilą przybycia turystów do ojczyzny media miały prawdziwe używanie. Pamiętacie państwo te czasy gdy liczba wszystkich potencjalnych nosicieli przemieszczała się kawalkadą kilku autokarów do specjalnych szpitali? Z dzisiejszej perspektywy jakiż to był piękny czas.
W całej tej niepewności i medialnej panice pocieszające było kilka rzeczy - zarażenie nie oznacza jeszcze choroby, a choroba nie oznacza od razu wyroku śmierci; jeśli nie jesteś stary i chory to szanse rosną i najważniejsze - dzieci są bezpieczne.
Doszliśmy z żoną do logicznego wniosku, że zarażenie jest nieuniknione. Duże miasto, dużo ludzi, tysiące interakcji, setki "wspólnych powierzchni", dziesiątki samolotów lądujące w Edynburgu każdego dnia....Skoro tak to trzeba przygotować swe organizmy na uderzenie choroby - ruch na powietrzu, hartowanie, suplementy i witaminy. I aby do wiosny. A z resztą jak coś ma się stać to i w drewnianym kościele cegła na głowę spadnie.
Rok temu na przełomie stycznia i lutego zaraza uderzyła we Włochy. Znów obrazki i doniesienia. Życie rodzinne w zamknięciu. Praca w lockdownie. A na forach i w blogosferze relacje i opowieści "w czasach zarazy". W UK zaczęła się już zakupowa gorączka - znikały środki odkażające, żywność i papier toaletowy. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że media aż podskakiwały z radości transmitując obrazy pustych półek, apele o spokój i unikanie paniki. Niedługo potem Pierwszy Lockdown, akurat z początkiem mojego urlopu.
Pierwszy tydzień to była codzienna porcja wiadomości - liczby i statystyki. Wieczorami coś na kształt apelu poległych i obowiązkowe oklaski dla bohaterów z NHS. W drugim tygodniu miałem już tak dosyć, że ani razu nie obejrzałem wiadomości. Jak na skrzydłach wróciłem do pracy. A tam wszyscy żywi i zapracowani bo robota aż paliła się w rękach. I tylko środki do ochrony i dezynfekcji wysypywały się z każdej szuflady i szafki.
Racjonalizacja
Miasto było jak wymarłe. Nie było tłumu turystów. Nie było uciążliwych korków. Czas do wiosny przeleciał szybko. Stopniowo otwierały się sklepy, wraz z poprawą pogody coraz więcej ludzi wylegało na skwerki, plaże i do parków. Wydawało się, że życie powraca do normy.
Złudne to były nadzieje. Poszczególne kraje przyjmowały własne regulacje i obostrzenia. Mądre eksperckie głowy snuły swoje teorie. Fruwały w przestrzeni niestworzone liczby i prognozy. Rządy rozpoczęły niespotykany dodruk pustego pieniądza i "programy pomocowe". Z chwilą gdy odwołano mi wylot na wyczekiwany urlop przyznaję, że puściły mi nerwy.
O co chodzi do ciężkiej cholery? Gdzie, pokażcie mi, gdzie są te stosy trupów chowane w masowych grobach na obrzeżach miast? Czy covid to jest ebola? Czy codzienna statystyka zgonów robiłaby na kimkolwiek wrażenie gdybyśmy w czasach przed pandemicznych co wieczór odczytywali długą listę śmiertelnych zejść? No i sama pandemia - czy to nie czasem WHO zmieniła jej definicję? Ta sama skompromitowana organizacja, która odpaliła pandemię świńskiej grypy w 2009 roku? Czy kilka krajów nie utopiło wtedy miliardów na zakup szczepionek?
A może wszyscy już mieliśmy covid? Pamiętam dokładnie przełom listopada i grudnia 2019 roku - bardzo dużo znajomych i kolegów "coś rozłożyło" - dzień, dwa lub tydzień solidnej grypy. Sam doświadczyłem nagłego osłabienia w środku dnia - ból mięśni, gorączka i jakby ktoś włożył mi wór kamieni na plecy. Łyknąłem coś na rozgrzanie i wskoczyłem pod kołdrę, a rano już byłem jak nowo narodzony. W Polsce styczeń i luty 2019 to relacje rodziny i znajomych o jakiejś zjadliwej grypie - szkoła w rodzinnej wsi zamknięta była przez trzy tygodnie bo w klasie stawiało się troje dzieci.
Zdecydowanie coś "nie stykało" w kreowanej przez media rzeczywistości. Zaczął się festiwal spekulacji i wyliczanek. Pomijam suflowaną narrację o perfekcyjnym planie Syndykatu, który chce wszystkich zniewolić czipami ukrytymi w szczepionkach. Zbyt wiele zmiennych żeby to się nie wysypało. Ale wykorzystanie okazji? Każdy rząd i każda korporacje mają swoje do ugrania.
Stany? Wiadomo wypieprzyć Donalda Trumpa w powietrze. UK? Przykryć brexit i ekonomiczne turbulencje. Unia? Tutaj może być kilka poziomów - Niemcy i unijna wierchuszka mogą grać na "jeszcze więcej Unii", biedacy z Południa (Włochy i Hiszpania) na wyszarpanie miliardów euro potrzebnych aby jakoś utrzymać się na powierzchni. Globalna finansjera gra chyba dodrukiem na wzrost inflacji bo poziom zadłużenia przyprawia ekonomistów o zawrót głowy. Oczywista celem budowa nowego systemu finansowego. Wielki Reset - brzmi znajomo?
Polska? Szkoda gadać. Jeden wielki chaos. Módlmy się aby ojczyzna ostała się w takich jak jest granicach. Zmarnowane trzy dekady.
Reszta świata? Nie znajduję odpowiedzi. Ale czuję, że ktoś tu robi kogoś w konia.
Komuna 2.0
Przyjrzyjmy się faktom. Patrzmy na to co jest bo wszelkie teorie spiskowe i wnikania można ciągnąć bez końca.
Gdy zacząłem sondować znajomych w sprawie covid dostawałem informacje, że "znajomego znajomych daleki kuzyn podobno coś". Gdy zapytałem koleżankę o wakacyjny pobyt w Polsce i wizytę w szpitalu usłyszałem, że "ciemno, pusto i po korytarzach wiatr hula". Gdy dalej wnikałem w pandemiczną normalność i wszelkie niedogodności z tym związane słyszałem najczęściej - kabaret, wariactwo, absurd i mistyfikacja.
Wraz z Drugą Falą spłynęło więcej danych. Ojciec mojego kumpla z grupy 60+ trafił do szpitala i tam stwierdzono obecność przeciwciał - przeszedł covid nawet o tym nie wiedząc. Znajoma mojej mamy - zakażenie covidem potwierdzone testem, utrata smaku i węchu, dwa tygodnie kwarantanny i nic więcej. Jej córka - ból głowy, jej mąż nic. Ciotka i kuzynka - utrata smaku i węchu i "o kurde to chyba covid". Leczenie domowe jak przy każdej grypie i pełna rekonwalescencja. Rodzice koleżanki, oboje 70+, choroby towarzyszące (chłop po chemioterapii) zakażenie potwierdzone testem i co? Kobieta utrata smaku i węchu, dwa dni gorączki a jej mąż nic kompletnie. Nawet nie kichnął. Więc ja się pytam o co jest ta cała panika?
Że przesadzam i że ludzie naprawdę umierają? Powiem wam coś w sekrecie - ludzie umierali, umierają i będą umierać, bo z tego świata nikt jeszcze z życiem nie uszedł. A że krzywa zgonów wystrzeliła do niespotykanych poziomów to jest to wynik chaosu, manipulacji, politycznej kalkulacji i niekompetencji całego aparatu państwowego. Cały zachodni establishment polityczny stał się zakładnikiem spanikowanych społeczeństw. Jaki jest efekt tej paranoi na sterydach? W UK na ten przykład rośnie liczba ludzi, których pandemia zastała z rozwierconymi zębami. Ponieważ dentyści jeszcze się nie otworzyli całe rzesze zajadają sobie antybiotyki jak cukierki. Już pojawiają się głosy w UK, że lockdown zabił więcej ludzi niż covid. A gdzie jeszcze długotrwałe efekty zamknięcia - brak ruchu, stres, odosobnienie i depresje? Gdzie wykolejone roczniki uczniów i studentów, które zamiast zdobywać wiedzę naparzają w gierki na konsolach ? Rachunek wystawi przyszłość.
Póki co na basen nie, do kina nie, do kościoła nie, do muzeum nie, na mecz nie, do pubu nie. Stay home save lifes, oglądaj filmy na Netfixie, kupuj rzeczy na Amazonie i pogadaj o tym ze znajomymi na fejsbuczku lub tweeterze. Bo przecież liczy się życie.
No nie. To nie życie, to pieprzona wegetacja.
I końca nie widać bo wystrzeliła odmiana brazylijska, południowoafrykańska a jak będzie trzeba to pewnie znajdzie się podkarpacka i sycylijska dajmy na to. Ale producent zapewnia o skuteczności szczepionek. Jasne.
W tle tego wszystkiego odbywa się gospodarcza hekatomba małych i średnich. W mieście tak turystycznym jak Edynburg nieodzownym elementem krajobrazu było tysiące kafejek, barów, pubów, hoteli, hosteli i prywatnych kwater. Teraz zamknięte na głucho. Znany w świecie letni festiwal Fringe został odwołany. Kto więc sfinansuje pakiety pomocowe? Kto zapłaci za zbawcze szczepionki i pensje bohaterów z NHS?
W Polsce społeczeństwo wskoczyło w znane nam już koleiny - państwo równa się opresja, okupacja i trzeba sobie radzić samemu. Dla starszych nic nowego, ale dla pokolenia urodzonego ze smartfonem w ręku i zapatrzonego w światowe trendy konsumpcyjno-ideologiczne może być to szok. Chyba wszyscy czujemy, że lepiej już było i teraz zaczną się turbulencje. Była okupacja, była komuna, żywność na kartki i stan wojenny, potem transformacja i jakoś ludzie przeżyli. Ale zawsze w tle był też Kościół i jego dzielni pasterze. A teraz?
Przez całe lato zbitkę "druga fala" odmieniano przez wszystkie przypadki, a gdy jak co roku odpalił sezon grypowy jedynym rozwiązaniem okazało się bezsensowne zamykanie, ograniczanie, obostrzanie i pełen sprzeczności bełkot ekspertów. Pies z kulawą nogą nie zainteresował się terapiami przy pomocy amantadyny lub hydroksychlorochiny. Kupiono w żadnym trybie jakieś tam ilości Rendesiviru i zawieszono wszystkie nadzieje na szczepionkach. Róbcie tak dalej. Brawo wy.
Chciałbym napisać na koniec coś optymistycznego, ale nie potrafię. Dożyliśmy czasów moralnego szantażu, czasów gdy uczciwa praca i zarabianie staje się przywilejem, a do rodziny człowiek przekrada się po ciemku jak złodziej bo a nuż doniosą i podjedzie psiarnia.
Kiedyś jeszcze wydawało mi się, że w czarnym scenariuszu zostanie gdzieś, jak w powieści Huxley'a, jakiś rezerwat. Taka enklawa dla białych, wierzących, mięsożernych i hetero obojga płci, gdzie za drutami mogliby oddawać się swym prostym i staroświecki rozrywkom. Teraz myślę, że byłem nadmiernym optymistą.
Inne tematy w dziale Rozmaitości