Tytuł zasłyszany lata temu gdzieś w przestrzeni medialnej. Ale nie o tym.
Odcięło mi internet. Zwykle nie mam większych problemów, wszystko chodzi szybko i stabilnie, a jeśli nie to wystarcza szybki reset i już wszystko gra i buczy. Nie tym razem jednak. Resetowałem, wchodziłem w ustawienia rutera, wszystko co miało świecić świeciło a netu niet. Skończyło się na wydzwanianiu do operatora i nowym ruterze. Trudno.
Nie należę do osób, które się nudzą bez netu. Lekcje z dziećmi zrobiłem przy pomocy kartki i długopisu, nadgryzłem stos książek oznaczony "do przeczytania", z powodzeniem rozegrałem z dzieciakami partyjkę "tysiąca". W ciszy i cieple słyszeliśmy miarowe bicie zegara. Miało to swój nieodparty urok i każdemu polecam. Niemniej sytuacja nasunęła mi kilka ponurych myśli.
W naszym Dyskusyjnym Kółku Śniadaniowym wypłynął rzez jasna temat szczepionek. Mój kolega parafrazując wypowiedź z filmu "Miś" oznajmił - A ja się zaszczepić nie pozwolę.
A ja pomyślałem sobie wtedy jakże łatwo w dzisiejszych czasach spacyfikować człowieka niepokornego. Nie trzeba wysyłać smutnych panów ani oddziałów ZOMO. Wystarczy przykręcić kurek z internetem i jesteśmy w kropce. Dzieci nie zrobią lekcji na Zoomie, małżonka nie popracuje z domu, nie sprawdzimy korków, prognozy pogody ani nie dowiemy się o promocji na nasze ulubione płatki śniadaniowe. Nie wspomnę już nawet o kupowaniu biletów, dostępie do konta bankowego czy wideokonferencji z rodziną odciętą przez lokdałn. Oto nowy, czysty i skuteczny środek przymusu na pyskatych, niewygodnych i niepokornych. Wielki Brat odcina sieć i jesteśmy jak bohater "Limes Inferior" Janusza Zajdla - "wykluczeni" ze społeczeństwa.
Internet zmienił świat i życie milionów. Powstały całe gałęzie nowej ekonomii a tradycyjny rynek musiał szybko zaadoptować się do nowych reguł. Oczywiście internet to miała być też wolność - edukacji, wymiany poglądów, miała to być platforma dyskusji i remedium na informacyjny monopol tradycyjnych mediów.
Okazało się jednak że internet to także hejt, propaganda, czarny PR, oszustwa, spam, zalew reklamowego chłamu, a wreszcie cenzura i manipulacja. Okazało się że nie ważne co tam piszemy i wrzucamy w internetową otchłań. Ważniejsze jest kto trzyma wajchę, kanały dostępu i jakie ma poglądy. Nie trzeba chyba przekonywać nikogo że monopoliści mają poglądy jedynie słuszne i biada wszelakim treściom, które ośmielą się iść w poprzek przyjętej linii. Przypomnijcie sobie te wszystkie historie o zawieszonych kontach, wykasowanych postach, usuniętych filmach.
Jasne, nie każdy jest publicystą, blogerem czy dziennikarzem, ale spróbujcie prowadzić biznes bez internetu w dzisiejszych czasach. Nie ma szans. Chcemy czy nie ugrzęźliśmy w internecie i jest ona nam potrzebny. Problem polega na tym, że jako jednostki nie mamy żadnego wpływu na rządzące nim reguły. Giganci zabunkrowali się na pozycjach monopolistów i nie popuszczą.
Przez publikowane w necie treści poleciało kilka karier, rozlało się kilka afer, skompromitowało mnóstwo środowisk i osobistości, rozjechało się też wiele rządowych "narracji". A mimo to internetu nikt "nie zakazał". Wniosek jest jeden - korzyści przeważają nad stratami.
Tak, dokładnie mam tu na myśli te terabajty danych, które sami dostarczamy i które są zasysane przez lepszych macherów tego świata. Dzięki tym miliardom kliknięć, lajków i polubień kreuje się czytelny strumień preferencji, pragnień, lęków i obaw. A już mając tę wiedzę i odpowiednie wajchy można zarządzać całymi społeczeństwami.
Witajcie w Nowym Wspaniałym Świcie.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo