Takimi liczbami straszą dziś na pierwszych stronach brytyjskie gazety.
Osiem oznacza w tym wypadku miliony Brytyjczyków, którzy jeśli wierzyć gazetom zostaną zarażeni wirusem, a cztery to liczba miesięcy jaką powinni spędzić w izolacji wszyscy seniorzy 70+. Liczba czterech miesięcy jest też prognozowanym czasem na jaki mają być zamknięte szkoły (póki co nauka trwa normalnie). Na jedynkach gazet rzucił mi się jeszcze w oczy prognozowany czas trwania epidemii – jeden rok, a także panikarskie doniesienie o zakupowej gorączce okraszone zdjęciem pustych półek w markecie.
Przerąbane. Tak sobie pomyślałem gdy już temat wirusa hulał we wszystkich mediach a radio BBC2 doniosło o facecie, który zarażony wziął udział w międzynarodowej konferencji w Londynie. Wiadomo już wtedy było jak wredny charakter ma najnowszy wirus – długi czas inkubacji i „ukryte” czasem bardzo łagodne objawy. Teraz wystarczyło te dwa fakty pomnożyć przez liczbę mieszkańców samego Londynu i oszacować liczbę „powierzchni wspólnych” które na co dzień dotykamy – klamki, poręcze, uchwyty, przyciski w windach, dotykowe ekrany np. bankomatów. Paradoksalnie Stara Europa padła ofiarą tego czego wszyscy jej zazdrościli – wolności i bogactwa. Otwarte granice i zasobne portfele jej obywateli pozwoliły na egzotyczne i „częste-gęste” podróże, a potem na spotkania w pubach w gronie znajomych. A gdy zaczęła się epidemia prawa i wolności obywatelskie z automatu wykluczyły zamordystyczny „wariant chiński”. Niechby jakiś polityk wpadł na pomysł siłowej hospitalizacji lub kwarantanny – zostałby zlinczowany przez media i wyborców.
Same media w moim odczuciu grzeją temat i nakręcają wyniki oglądalności. Więcej alarmistycznych i sensacyjnych doniesień niż rzeczowej i spokojnej informacji. Liczba nowych zakażeń i kolejnych zgonów kojarzy mi się z jakąś upiorną licytacją, którą jesteśmy bombardowani. Swoją drogą ciekawe ile tego bombardowania wytrzyma brytyjski rząd i kiedy zamknie szkoły.
Ciężko mi opisać nastroje. Sam nie odczuwam jakiegoś strachu czy lęku, ale jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że teściowie i moja mama są w Polsce, w „małych ośrodkach” i mają pod ręką młodsze rodzeństwo. Większość Brytyjczyków nie ma tego komfortu – seniorzy dwa bloki dalej a u bram zaraza. Niewesoło.
Wczoraj na polskiej mszy wymiotło jakieś dwie trzecie normalnego stanu. Zero wody święconej, Komunia do ręki, ksiądz przedtem ostentacyjnie i dokładnie umył ręce. Poza tym normalnie, śladu paniki, jedynie w rozmowach wypływał temat zamknięcia granic i opowiadano sobie kto utknął, kto zrezygnował z wylotu, komu przepadł urlop.
Podzwoniłem trochę do znajomych w Polsce i wybrzmiewała w tych rozmowach nerwowość, lęk i przygnębienie. Oczywiście także obawy o gospodarkę. To akurat według mnie najmniejszy problem, kryzys będzie sprawą globalną i nie dotknie przecież tylko i wyłącznie Polski.
Wszystkim zmartwionym polecam film dostępny na Youtube :
https://www.youtube.com/watch?v=UDY5COg2P2c
To dopiero była grypa – pacjent wykazywał pierwsze symptomy o godzinie 16stej a już następnego dnia w południe chowano go na cmentarzu. Ja po obejrzeniu poczułem się lepiej. To co mamy w mediach i za oknem, Bogu dzięki, nie może równać się z hiszpanką.
Trzeba to jakoś przeżyć. Dziadków naszych dzieci pod dozór i opiekę, niech się nie szwendają gdzie nie potrzeba. Dzieci do książek. Myjemy ręce i na pewno nie zabijamy się w marketach o rolkę papieru toaletowego. Kto może i ma wolne niech się dezynfekuje środkami szlachetniejszymi niż żel antybakteryjny, dla przykładu - znajomy zachwalał koniaczek armeński.
Jakoś to będzie. Przyjdzie czas, że z „czasów zarazy” będziemy śmiać się w gronie rodziny i przyjaciół.
Życzę tego sobie i nam wszystkim.
Inne tematy w dziale Rozmaitości