Kiedy pierwszy raz zobaczyłem zawody wrestlingu nie mieściło mi się w głowie, że ludzie, którzy skaczą po sobie, tłuką głową o podłogę i łamią kręgosłupy, są w stanie o własnych siłach zejść z ringu, a potem po walce uścisnąć sobie ręce. Już po pierwszej rundzie powinni przecież jechać do szpitala na OIOM. Zwłaszcza tzw. finishery opatrzone obrazowymi nazwami: np. Diamond Cutter, Head Blowing, czy Bone Crusher powinny powodować nieodwracalne urazy zawodników.
Później kiedy byłem starszy, dowiedziałem się, że te walki to świetnie zorganizowane przedstawienie, w którym nikt nie zrobi sobie krzywdy. W sumie sport mniej urazowy niż boks.
Od 18 lat co jakiś czas obserwuję walkę, tym razem polityczną, która przetacza się przed wyborami. I coraz bardziej nie mogę pozbyć się uczucia, że ma to coś wspólnego z wrestlingiem: że przed kamerami Stefek z Krzyśkiem urywają sobie łby, a później idą razem na piwo, że na konferencji Zbyszek łamie Jankowi rękę, którą późnej ten drugi podaje mu do uściśnięcia (już poza kadrem).
Oczywiście, mniej utalentowani zawodnicy nabawiają się jakiś urazów, ale prawdziwi mistrzowie trwają w ringu od 19 lat. I nie pojawia się nikt nowy, nikt spoza federacji, który do tych przynoszących duże dochody walk byłby dopuszczany. Czasami prezesi federacji obiecują zmianę zasad, ale kiedy dochodzi do konkretów, to milkną i tłumaczą, że zostali źle zrozumiani, a zasady są dobre, bo przecież każdy w jakiejś federacji musi być.
Przyłapuję się na tym, że coraz cyniczniej podchodzę do coraz ciekawszych chwytów prezentowanych przez zawodników naszej sceny. Bo czym tu się emocjonować: nikt tak naprawę nie wygra, nikt tak naprawdę nie przegra. Tyle, że znów za kilka lat znajdę pod drzwiami ulotki obiecujące wyremontowanie drogi koło mojego domu. Jak zawsze przy takich okazjach.
*******************
A na okrasę wiersz Cohena w tłumaczeniu Zembatego:
Izaak / Opowiadanie Izaaka (Story of Isaac)
Drzwi się otwarły z wolna,
mój ojciec stanął w drzwiach;
miałem wtedy dziewięć lat.
Stał nade mną, był wysoki,
lśniły niebieskie oczy;
zimno zabrzmiał jego głos.
Gdy powiedział - "Miałem wizję,
Jestem silny jestem święty,
muszę spełnić, co rzekł Pan".
Wyruszyliśmy więc w góry;
ojciec kroczył, a ja biegłem,
złoty topór ojciec niósł.
Drzewa malały w oczach,
staw zmienił się w lusterko,
ojciec wypił wina łyk.
I odrzucił pustą butlę,
gdy rozprysła się w kawałki;
mocno ujął moją dłoń.
Zobaczyłem orła,
a może to sęp kołował;
nie wiem tego po dziś dzień.
Ojciec zaczął wznosić ołtarz,
raz obejrzał się przez ramię,
nie pilnował prawie mnie.
Wy, co wznosicie ołtarze dziś,
żeby poświęcić dzieci swe,
nie czyńcie więcej tak!
Bo schemat nie jest wizją
i nikogo z was nie kusił
żaden szatan żaden Bóg.
Wy, co stoicie nad nim dziś
i wznosicie tępe ostrza,
was nie było wtedy tam,
gdy leżałem w górach, w słońcu,
gdy zadrżała ręka ojca
porażona pięknem słów.
Więc gdy mnie zowiesz bratem swym,
wybacz, jeśli zapytam cię,
jaki masz braterstwa wzór?
Gdy wszystko się rozpada w pył,
pod przymusem zabiję cię,
lecz pomogę, gdy będę mógł.
Gdy wszystko się rozpada w pył,
pod przymusem pomogę ci
lecz zabiję, gdy będę mógł.
Z żalu nad naszym uniformem
ludzi pokoju, ludzi wojny -
paw rozpostarł ogon swój!
Inne tematy w dziale Polityka