Kilka lat temu, podczas pracy przy projekcie informatycznym w Danii prowadziłem techniczną dyskusję dotyczącą baz danych z Arabem z Jordanii. Spieraliśmy się o czysto informatyczne kwestie, ale długo i namiętnie. W pewnym momencie u mojego interlokutora zapiszczał PIM. Said przeprosił mnie na moment, wyciągnął z torby na laptopa niewielki dywanik i rozpoczął modły. Po około 5 minutach skończył, schował dywanik i powrócił do dyskusji dokładnie w tym samym miejscu, w którym ją przerwał.
Nie lubię Arabów i boję się ich fundamentalizmu, ale wtedy naprawdę zazdrościłem temu facetowi, że sacrum w jego życiu jest tak wszechobecne - w jego modlitwie nie było nic z demonstracji, z przymusu - była to najbardziej naturalna w świecie czynność potrzebna do normalnego funkcjonowania - jak umycie zębów albo łyk wody kiedy zaschnie gardło.
***
1 listopada to nie moje święto i wcale nie dlatego, że anim święty, anim zmarły. Robię to raczej z szacunku dla moich przodków, którzy chyba nie czuli by się dobrze, gdybym pamięć o nich manifestował w Dniu Odkonserwowanych Futer. Wolę wpaść na kilka chwil rozmowy jakimś letnim dniem, kiedy przejeżdżam koło Nich na rowerze. Zawsze jest o czym pogadać. Mierżą mnie te stada z reklamówkami wypchanymi zniczami, poruszające się według wytyczonej marszruty "żeby wszystkich obejść". Jakieś spotkania z rodziną "piąta woda", papieros wypalony przy grobie, idziemy dalej, mamy jeszcze tylu... Reaktywne święto dla uspokojenia sumienia.
***
Na śmierć trzeba sobie zasłużyć. Truizm i patataizm. Ale ciągle pamiętam mojego Pradziadka, który na stypie po śmierci swojej żony podchodził do każdego z członków rodziny i żegnał się z nim. "Bo skoro mojej Weronki już nie ma, to lepiej teraz się z wami pożegnam". Facet miał 96 lat, był absolutnie sprawny (po obiedzie papierosek i 50 g), ale po stypie położył się do łóżka i już nie wstał. 3 tygodnie czekał na ponowne spotkanie.
Inne tematy w dziale Polityka