Po przegranych wyborach prezydenckich Jarosław Kaczyński zrozumiał 2 rzeczy:
- Nie ma szans na przyciągniecie nowego elektoratu - nie ze względu na swoje cechy osobowościowe oraz poglądy polityczne, ale dlatego, że niechęć do jego osoby jest zbyt mocno wdrukowana w świadomość wielu ludzi i żadne zmiany z jego strony nie przyniosą większych skutków
- Jego zdolności koalicyjne w przyszłym sejmie są żadne - jesli chce dokonywać prawdziwych zmian, musi uzyskać taką przewagę, aby obsadzić 2/3 mandatów.
Gdybym więc był Jarosławem Kaczyńskim to zrobiłbym wszystko, aby ruch rokoszowy odniósł sukces. Dlaczego ?
- Prawo i Sprawiedliwość swoje trzydzieści parę procent i tak weźmie. Jak w banku i żadne wyrzucanie nic tu nie zmieni. Żołnierze będą trwali.
- Pojawia się partia, która jeśli w tej chwili nie padnie zbyt wiele ostrych słów jawi się jako naturalny koalicjant,
- Media (!): No jak ktoś zadarł ze strasznym Kaczorem, to z automatu robi się milutki, fajny, a jego słowa niosą mądrość wielką. Trudno będzie w przyszłości cynglom ponownie odwrócić kota ogonem i znowu straszyć JKR i Kamińskim jako czarnym ludem.
Czyli po wyborach może się zdarzyć, że nowa koalicja miałaby te 55+ %. O tym, że jest to gambit ze strony Jarosłąwa Kaczyńśkiego może świadczyć fakt, że odchodzące osoby nie są z jednego środowiska politycznego, wiec nie jest to klasyczna walka buldogów.
Jeśli natomiast okaże się, że to tylko prosta nawalanka o schedę po Kaczyńskim to niech ich wszystkich szlag trafi.
Inne tematy w dziale Polityka