Mam chandrę:
nie mogę się odnaleźć (dosłownie) po wizycie Mojego Nadprezydenta Dymitra:
Trakt Królewski - przejezdny, Spacerowa - za przeproszeniem drożna, Trasa Łazienkowska - bez tajniaków, Żwirki - bez helikoptera nad głową - jak ja się teraz do tych zmian dostosuję...
I w telewizjach już nie ma moich ulubionych reżyserów moralnego niepokoju (bo moralny niepokój, Proszę Państwa, też można było wyreżyserować - kwestia dobrego scenariusza.)
Pan Andrzej i Pan Krzysztof wrócili na z góry upatrzone (wyznaczone) pozycje i czekają w gotowości, na następną, określmy to tak – okazję. Jakaś się pewnie znajdzie.
Ktoś powie – przecież mamy dziś wizytę z drugiej strony mapy.
Eeee….Prezydent zza Odry, to jednak nie ta klasa - nie udało mu się dziś zablokować nawet części tego, co Nadprezydentowi Dymitrowi.
Bibuła wprawdzie coś tam o bezpieczniackich życiorysach rodziców koleżanki Pani Nadprezydentowej Dymitrowej (tej, ciut większej i na ciemno ubranej, co obok stała) nabazgrała, ale to chyba jakieś primaaprilisowe dowcipasy, bo w żadnym radiu i w żadnej telewizji nic a nic o tym nie mówią.
Może na główne wydanie Wiadomości czekają z takim newsem? No, jeszcze te 3 kwadranse poczekam i sam się przekonam.
Jedyne, co dobre po wizycie Mojego Nadprezydenta Dymitra zostało, to ta odwilż.
A poza odwilżą – spokój panuje w Warszawie.
Kopiowanie do użytku publicznego, zamieszczonych na tym blogu tekstów, możliwe jest tylko za moją zgodą.
Kamieniec Podolski - stąd pochodzi moja rodzina
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka