Profesora Henryka Domańskiego kojarzyłem (do wczoraj) jako naukowca wyważonego, niepoddającego się obowiązującej w mediach narracji (lubię to słowo) socjologów, w rodzaju profesora Krzemińskiego na przykład.
Zastanawiałem się nawet nad tym, jak komuś myślącemu w sposób tak samodzielny, i stadnych zachowań środowiskowych nienaśladującemu, funkcjonuje się w otoczeniu, które z zachowań stadnych uczyniło sobie sposób na (wygodne i dostatnie) życie.
W środowisku, o którym to Marks chyba powiedział, że grant określa świadomość, czy jakoś tak?
Dziś usłyszałem w radiu, jak Profesor Domański oświadczył, co następuje:
„Nie ma, a przynajmniej nie ma żadnych dowodów na to, że między językiem, którym się posługują aktualnie politycy w Polsce, a zabójstwem, tym zabójstwem w Łodzi istnieje jakaś zależność przyczynowa, czyli że moglibyśmy oczekiwać serii tego rodzaju zabójstw, jeżeli ten język się nie zmieni, bo tego typu oczekiwania formułowane były i dzisiaj, zwłaszcza w katedrze na tym pogrzebie i od kilkunastu dni. Zależności przyczynowej, na razie przynajmniej żadnej tutaj nie ma”.
Profesorze drogi! Jak Pan będzie takie, przepraszam, głupstwa i to na antenie Jedynki opowiadał, to naprawdę się Pan z mejnstrimu wyautuje i to na amen.
Przecież wspomniana zależność jest aż nadto oczywista:
jakby Kaczor tak polskiego życia politycznego, tą swoją nienawiścią nie zatruł, to by Pan Rosiak żył.
I to jest właśnie przekaz nie tyle dnia, co tygodnia, a nawet i tygodni kilku.
A to, co Pan proponuje, to by może i dobre było w sytuacji, gdyby obowiązywały wytyczne, aby grać soft ball, a nie hard, jak teraz.
I bardzo proszę nie wychodzić przed szereg - musi Pan się jeszcze trochę poduczyć, jak to się noga w nogę maszeruje.
Dlatego, na początek, proponuję Panu taką małą wprawkę: szagooooom marsz !
Kopiowanie do użytku publicznego, zamieszczonych na tym blogu tekstów, możliwe jest tylko za moją zgodą.
Kamieniec Podolski - stąd pochodzi moja rodzina
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka