Gdybym przedwczoraj wiedział to, co wiem dziś, tytuł mojej przedwczorajszej notki nie brzmiałby tak nieelegancko, jak zabrzmiał.
a przede wszystkim zrezygnowałbym z tego, przyznaję – prostackiego, reklamowego żargonu.
Używane dla określenia przepuszczenia stosownej kwoty pieniędzy przez system słowo przepalić, zastąpiłbym słowem dużo bardziej wyrafinowanym , a nawet subtelnym – przedestylować.
Dlaczego takim akurat?
A dlatego, że wczoraj Wyborcza doniosła (bez podtekstów proszę), że oskarżony przez Prezydenta Gdańska, o kompromitację pod nazwą „koncert w reżyserii Roberta Wilsona”, Pan Zięba, zwany ojcem, jest uzależniony od alkoholu, ale że to wiedza dla wtajemniczonych.
Pan Zięba z kolei poszedł szeroko i na odlew, konstatując w rewanżu, że Polska to partyjniacki kraj.
No, to ostatnie, to chyba jest wiedza powszechna, jak poparcie społeczeństwa dla szeroko rozumianego postępu i rozwoju.
Wygląda więc na to, że sobie w rodzinie dano po buzi. Tyle, że tym razem publicznie.
Trochę tylko (ale naprawdę tylko trochę) nie rozumiem:
a/ jak komuś, kto, przepraszam, ale znów wrócę do typowego dla agencji reklamowej słownictwa – lubi wypić, można powierzać budżety w wysokości 9 milionów, nawet tylko złotych, i do tego go, przepraszam, ale znowu te reklamowe naleciałości – puścić luzem?
Bo nie będziemy przecież udawali, że Pan Zięba, (ksywka ojciec) mimo całej swej asertywności, sam sobie tę fuchę w Europejskim Centrum Solidarności i dostęp do milionów przydzielił?
Czy Pan Prezydent Adamowicz, który go teraz, płonąc oburzeniem, nomen omen świętym, odwołuje, nieprzytomny był i jak jego kolega z Sopotu, nie wiedział, co czyni?
b/ jak Pan Zięba, zwany ojcem, mógł bez obrzydzenia, funkcjonować biznesowo w kraju, który sam i ze zdegustowaniem (teraz) widocznym, zdiagnozował, jako partyjniacki ?
Chyba, ze chodzi o to, iż Pan Zięba, ojcem z jakichś powodów zwany, nie jest jakimś tam duchownym, a poważnym celebrytą jest.
A jak wiadomo, każdy z celebrytów jest od czegoś uzależniony:
jeden od tego, no - gazu, drugi od doniczkowej hodowli zielonych roślinek, które się potem ślicznie suszą, inny z kolei od noszenia w reklamówkach po kilkaset tysięcy złotych, które nie wiadomo skąd , przez kogo i za co, w tej reklamówce się znalazły, a jeszcze inny - od zielonych oczu, czasem nawet nieletnich.
I, jak każdemu celebrycie, opisane powyżej (i inne) apanaże się po prostu należą. Jak przysłowiowemu psu kość?
I nawet wtedy, jeśli są rozdawane po partyjniacku.
Jeśli tak – to rozumiem zarówno te wątpliwości, które przedstawiłem w punkcie a/ , jak i te zawarte w punkcie b/
Ale żeby 9 baniek tak przetentego....no, no..... , jak to chłopaki spod siłowni, co na parkingu prochami handlują mawiają:
„mocny jest”.
Kopiowanie do użytku publicznego, zamieszczonych na tym blogu tekstów, możliwe jest tylko za moją zgodą.
Kamieniec Podolski - stąd pochodzi moja rodzina
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka