W marketingu istnieje takie pojęcie, jak test market.
Służy ono (i on) przetestowaniu w ograniczonej skali przedsięwzięć, które (ewentualnie) mają być na dużo większą skalę realizowane.
Takie rozwiązanie ma prawie same zalety:
Pozwala przede wszystkim uniknąć kosztów zarówno materialnych, jak i wizerunkowych, w przypadku chybionego w efekcie pójścia od razu na tak zwaną całość.
Metoda ta ma jednak jedną wadę: jakieś pieniądze na ten test wydać trzeba, a to zawsze powoduje w skąpych firmach (a nieskąpych nie ma) frustrację:
przecież my takich fachowców mamy, tak im świetnie płacimy – niech podejmą właściwą decyzję, bez zbędnych kosztów testowania oczywiście!
W efekcie mamy potem takie kwiatki, jak na przykład – i tu płynnie przejdę do tematu mojego wpisu – spartolona przez sztabowców, kampania prezydencka Jarosława Kaczyńskiego.
Bo tak to jest, gdy najważniejsza (z szacunkiem i sympatią dla kampanii wiodących marek proszków do prania, szamponów czy telekomów) kampania reklamowa, jaką jest kampania prezydencka, skonstruowana zostaje na podstawie widzimisię kilku, nawet sympatycznych prywatnie osób, które o komunikacji mają pojęcie takie, jak większość Polaków, czyli – niewielkie (tu staram się być uprzejmym).
Wynikiem finalnego obciachu, są potem szalone zupełnie propozycje, podtrzymania przegranej koncepcji, bo teraz już się prawie udało.
Jezus Maria! Wygrana kampania, taka, której przeciętny brand manager z przeciętnym reklamiarzem nie zdołaliby, proszę darować żargon, uwalić, została przegrana w stylu i z konsekwencjami wręcz rozpaczliwymi, a KPPowcy uznają to za sukces. Uff...
Mam jednak konstruktywną propozycję, która KPPowcom powinna przypaść do gustu:
Istnieją w Polsce skupiska, w których PiS, w swojej tradycyjnej – agresywnej, zakompleksionej, defensywnej, antyeuropejskiej itd. itp. postaci szans w jakichkolwiek wyborach nie ma najmniejszych.
Te skupiska, to Wielkie Miasta.
Te zamieszkałe przez młodych, wykształconych, świetnie zarabiających, otwartych, europejskich, liberalnych itd. itp. wyborców.
Myślę, iż nawet pan Migalski nie zaprzeczy, że jeśli coś w ogóle może ten elektorat do PiSu przekonać, to ta rekomendowana Prezesowi zmiana stylu, ta umiejętność grania mediami, ta otwartość, wyciszenie, itd. itp.
No tak, ale w wyborach samorządowych, Prezes startować we wszystkich Wielkich Miastach nie może?
Eeee – żaden problem:
Należy po prostu (w ramach testowania rynku) wystawić we wszystkich metropoliach jako kandydatów na prezydentów pisowskich KPPowców, czyli liberałów.
Adam Hofman, z Kalisza rodem (to Wielkopolska, choć zabór rosyjski) - niech spróbuje wziąć na klatę prezydenta Poznania, Pana Grobelnego :-)
Joanna Kluzik-Rostkowaska urodzona w Katowicach – niech spróbuje wysadzić z siodła prezydenta Katowic, Pana Uszoka. Good luck !
Paweł Poncyliusz, jest rodem z Warszawy i dlatego niech spróbuje wygrać z prezydentem Dutkiewiczem we Wrocławiu, i niech się nie wykręca – wszak nie masz cwaniaka nad warszawiaka!
Mariusz Kamiński, który z Łap pochodzi – podbija Białystok!
A Elżbieta Jakubiak, jako, że spod Pułtuska – zmierzy się z Prezydentką Warszawy, Hanną Gronkiewicz Waltz, którą za dobrą prezydentkę uważa ...uwaga! 61% warszawiaków.
Nie ukrywam, że pojedynek tych dwóch charyzmatycznych osobowości i ponadprzeciętnych intelektów już teraz wyzwala we mnie emocje.
To znacznie ciekawsze niż wysłuchiwanie grymasów Pani Jakubiak na temat nadania zespołowi ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej twarzy Macierewicza.
A z tego testu – pożytków, co nie miara!
Jeśli wygrają – to udowodnią nieufnemu Prezesowi czarno na czarnym, że jego linia przyszłości nie ma i dlatego on ma albo się zmienić – albo, pardon, spadać.
No, a jeśli przegrają?
Hm, to wtedy, jak na ofiary przegranego testu rynkowego przystało, powinni zamknąć buzie i przestać być kojarzonymi z bieganiem po mediach z przeciekami od „zatroskanych działaczy z kręgów partyjnej opozycji”.
Ktoś powie, że mogę sobie pomarzyć, bo KPPowcy nie w ciemię bici i własnych pleców (eufemizm) nadstawiać na wyborczą weryfikację nie zechcą.
No tak – rozumiem, ja też bym nie chciał.
Ale ja przynajmniej nie próbuję po raz drugi wsadzić Prezesa na zepsuty rollercoaster pod nazwą zmiana wizerunku.
A skoro nie zechcą dać się przetestować – to może niech ustąpią miejsc innym, jeszcze, jakby to powiedzieć, nie zużytym. Hm?
------------------------------------------
*Komitet Poprawiania Prezesa
Kopiowanie do użytku publicznego, zamieszczonych na tym blogu tekstów, możliwe jest tylko za moją zgodą.
Kamieniec Podolski - stąd pochodzi moja rodzina
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka