Nie może być większej satysfakcji dla Klienta, gdy na kolaudacji świeżo nakręconego spotu , znajdzie błąd, który Agencja Reklamowa poprawia potem potulnie i w ekspresowym tempie.
Pół biedy, gdy błąd da się poprawić, bo dodatkowe duble na szczęście zostały nakręcone.
Gorzej, gdy poprawka jest niemożliwa, bo nie ma dobrze skręconego materiału, a już fatalnie zupełnie, gdy się okaże, że błąd tkwi ….w samym scenariuszu i żadnym tajemnym mykiem oszukać się tego nie da.
Wtedy trzeba ciąć i modlić się, żeby scenariusz tę operację wytrzymał, bo to, że Klient błędny scenariusz zatwierdził, nie tylko Agencji nie ratuje, ale ją jeszcze pogrąża.
Ale zdarza się czasem, że reklamiarz znajdzie w wyemitowanym spocie, zmajstrowanym przez konkurencję, kardynalne błędy i wtedy może sobie poużywać :-)
Ja, w oryginalnej wersji
pierwszego spotu Pana Komorowskiego znalazłem błędy dwa:
Drewniany domek letniskowy, w stylu
świdermajer, nazwał brzydko
barakiem, a do tego szarpał się z klamką nie do
tego właściwego domku, ale jedynie do
takiego jak ten, czyli - mówiąc po filmowemu –
rekwizytu.
Jakby było mało, Mobi –
znakomicie wychwyciła, że 4 czerwca, w dniu urodzin Kandydata, czereśni Tata jego rwać ze sfilmowanego drzewka nie mógł, bo o tej porze roku, w Polsce czereśni – nie ma!
Minęło parę dni, patrzę ja w telewizor, gotów do pomstowania na scenariuszową ściemkę i nagle – oczom i uszom własnym nie wierzę!
W nowej, poprawionej wersji spotu, już nie ma ani słowa o baraku – nawet „takim, jak ten”.
A do tego znikły też te czereśnie, które, jeśli były, to miesiąc później. :-)
A swoją drogą, to miłe, że sztabowcy Kandydata czytują wpisy na Salonie24…
Kopiowanie do użytku publicznego, zamieszczonych na tym blogu tekstów, możliwe jest tylko za moją zgodą.
Kamieniec Podolski - stąd pochodzi moja rodzina
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka