Ja tam do Gazpromu nic nie mam.
To porządna firma, w której pracują porządni i sprawdzeni w praktyce ludzie – nie, nie mam na myśli tego kanclerza Niemiec Schroedera, bo on tam robi za naszego Kazka.
Chodzi mi o inteligentnych, wykształconych i zdyscyplinowanych menedżerów .
Takich, jak niegdysiejszy major Zarubin na przykład, a kto on zacz – do Gugla zapraszam.
Gazprom, to firma, która w przeciwieństwie do niszczącego właśnie jazzową Luizjanę BP, o ekologię dbająca.
Do tego stopnia, że zamiast rozwalać po drodze dziesiątki Dolin Rospudy i być terroryzowaną przez funkcjonariuszy międzynarodówki ekoterrorystycznej, dokłada do interesu dziesiątki miliardów zielonych i wali rurę po dnie Bałtyku, dokąd żaden terrorysta, nawet eko, nie dopłynie, bo Bałtyk, jak każde dziecko wie, zdradliwy bardzo i dziumdzie ze sloganami na ustach i z krótkofalówkami w rączętach, do portu macierzystego by nie powróciły, a za to akurat im nie płacą.
Ale jest jeden szkopuł, który mnie, zdeklarowanemu miłośnikowi rosyjskiego języka i rosyjskiej kultury, a zatem i Gazpromu (ech, ten cudny koncert w Warszawie, na uwieńczenie podpisanego/ niepodpisanego kontraktu gazowego!) spać nie daje.
To nowa polityka kadrowa koncernu.
A konkretnie nabór nowych pracowników, którzy mojemu ulubionemu Gazpromowi mogą – zamiast przysporzyć korzyści – zaszkodzić bardzo.
Już Lenin wyeksplikował, że kadry rieszajut wsio, co znaczy w wolnym tłumaczeniu, że jak chcesz sobie narobić kłopotów, to najmij sobie głuptasa.
Takiego, co rżnie publicznie łupka. I do tego – rżnie odkrywkowo.
Kopiowanie do użytku publicznego, zamieszczonych na tym blogu tekstów, możliwe jest tylko za moją zgodą.
Kamieniec Podolski - stąd pochodzi moja rodzina
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka