Politycy jadają sushi – pasjami jadają.
Bo to (jak twierdzą) zdrowe, bo lekkostrawne, bo (jak dla nich) niedrogie, no, w ostateczności - bo modne, co nie jest niczym złym, zważywszy, że Polska, to jest dziki kraj i żeby modnym być, w golfa na przykład pograć i pobuszować na szopingu, to trzeba aż na Florydę, a przynajmniej do Jabłonny pod Warszawę.
Sushi politycy jadają w restauracjach, które też są modne, oczywiście, a i położone wygodnie – niedaleko od Parlamentu, Ministerstw, czy Pałaców.
Na przykład w restauracji na M., mieszczącej się na Wilczej albo w tej na T. – ta z kolei na Kruczej, albo na Żurawiej, w restauracji na S. otwartej 24 godziny na dobę, co jest tym zdrowsze, że człowiek się na noc, po dniu ciężkiej pracy poobżera – a na rano, jak nowonarodzony.
Jak to zamiłowanie do sushi, z dopiero co ogłoszoną przez mojego przyszłego Prezydenta, modą na republikańską skromność pogodzić – nie wiem, ale pewnością jest to do pogodzenia, tylko trzeba się zastanowić, a najlepiej zaprzyjaźnionym dziennikarzom do zastanowienia się zlecić, a oni, zgodnie ze znaną zasadą: dajcie mi człowieka, a wytłumaczenie się znajdzie, zawsze coś nie tylko znajdą, ale i upublicznią.
Choć prawdę mówiąc, żadne ze znanych mi dotychczas wytłumaczeń sensu nie ma: bo jaki może być sens, w jedzeniu surowej padliny, z zimnym ryżem, trawskiem i sosem maggi podanej?!
Jest wprawdzie jedno wyeksplikowanie tego fenomenu, rozpropagowane przez zaprzyjaźnionego z politykami Wybitnego Aktora, człowieka ewidentnie z klasą i z kasą, a brzmi ono dokładnie tak samo, jak objaśnienie przyczyny picia kawy przez oficerów armii austriackiej:
żeby g… glanc miało!
Kopiowanie do użytku publicznego, zamieszczonych na tym blogu tekstów, możliwe jest tylko za moją zgodą.
Kamieniec Podolski - stąd pochodzi moja rodzina
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka