"18 160 odbiorców w Małopolsce nie ma prądu" - informuje ministerstwo spraw wewnętrznych. Awarie są na bieżąco naprawiane przez ekipy energetyczne, pracują również służby ratownicze - zapewnia rzeczniczka resortu Małgorzata Woźniak.
Najpierw wątpliwość natury nomenklaturowej: Pani Rzecznik chodzi o liczbę osób, które podpisały umowę z elektrownią na dostawę prądu, czy też liczbę małopolan dotkniętych tym kataklizmem?
Jeśli to pierwsze, to18 160 odbiorców oznacza dużo więcej ludzi. Bo taki jeden odbiorca, czyli klient elektrowni, mieszka najczęściej w domu jednorodzinnym (jak to na prowincji), razem z dziećmi, a bywa, że i z rodzicami, a nawet dziadkami.
Przyjmując, że taki odbiorca mieszka tylko z trzema innymi osobami (małżonek i dwójka dzieci – dziadków odpuśćmy) to wychodzi z tego obliczenia, ze na małopolskiej prowincji bez prądu jest w tej chwili ponad 70 000 ludzi. I to prawie od trzech tygodni.
To znaczy, że są pozbawieni światła, ogrzewania, wody, prądu do zasilania urządzeń domowych i gospodarczych, telefonów (komórkowych też, bo naładować nie mogą), że cierpią i giną im zwierzęta gospodarskie, choćby dlatego, że nie można ich wydoić, ogrzać (drób na fermach). A na zewnątrz -20, no, niech będzie - 15.
Czy to jest kataklizm? Klęska żywiołowa? Katastrofa?
Chyba nie - media na przykład zastanawiają się nad kwestią, co ci ludzie w takim razie robią po zmroku? I dochodzą do wniosku, że odpowiedź poznamy po 9 miesiącach – bardzo dowcipne.
Dwa tygodnie zajęło naszym sztabom kryzysowym podjęcie decyzji o wysłaniu na pomoc wojska. Ale tak, jakby to powiedzieć nieoficjalnie wysłać.
Bez ogłaszania stanu klęski żywiołowej, bo po co? Przecież to nie tylko brzmi fatalnie, ale się pijarowo nie obroni w żadnym wypadku.
Wojewoda z gospodarską wizytą u poszkodowanych? A po kiego? Jeszcze by się wypowiedzieli do kamery nieelegancko. Tacy z małych miasteczek i ze wsi, niewykształceni i w ogóle, tak mają. A wykształconych i z dużych miast dowozić nie wypada – zimno przecież jak diabli.
Minister od spraw wewnętrznych się pojawi? Albo sam Pierwszy Minister? - bądźmy poważni...
Jeśli by walnęło zasilanie w stolicy, w Krakowie, no w Gdańsku ostatecznie - to ja rozumie, jak mawia mój ulubiony przewodniczący komisji.
Ale gdzieś na – pardon – zadupiu? Gdzie nawet porządnej restauracji nie ma?
A poza wszystkim – grunt, że u Rycha w Zieleńcu prąd jest i wyciąg się kręci :-)
Kopiowanie do użytku publicznego, zamieszczonych na tym blogu tekstów, możliwe jest tylko za moją zgodą.
Kamieniec Podolski - stąd pochodzi moja rodzina
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka