Dziś mogliśmy się przekonać, że wbrew różnym takim lobbystom, życie nie składa się z samych szwindli:
Najpierw Holenderki, które mogły spokojnie potraktować mecz z Rosją komercyjnie, zagrały jak natchnione i po morderczej pięciosetówce wysłały Rosję do domu. Ale to już nie te czasy, że do domu mogło znaczyć daleko za Ural, tak że nie ma co się nad Rosjankami rozczulać.
I dzięki temu zwycięstwu Holandia dała naszym dziewczynom szansę na awans do półfinału.
Potem Bułgarki, których nadzieje na awans były zupełnie teoretyczne, zagrały przeciw Polsce z zębem i nasze panny musiały sobie awans wywalczyć w ciężkim boju.
Słowem – triumf fair play, co nie tłumaczy się w żaden sposób na język facetów, którzy rozmowy biznesowe prowadzą na cmentarzu albo w solarium.
Co dalej będzie, czy i jaki medal Polki zdobędą – rozstrzygnie się na boisku, a nie w jakimś jacuzzi.
Jedno natomiast jest pewne: śniadanie u Drugiego nasze dziewczyny ominie.
Po prostu okazało się, że najwięcej punktów dla Polski zdobywa Kaczor, a na taki despekt w dzisiejszych trudnych okolicznościach, żadną miarą nie może sobie Kancelaria pozwolić.
Kopiowanie do użytku publicznego, zamieszczonych na tym blogu tekstów, możliwe jest tylko za moją zgodą.
Kamieniec Podolski - stąd pochodzi moja rodzina
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości