Niektórzy twierdzą, że zbyt często mówimy o mrocznym PRL-u, przypominamy sobie ciężkie czasy, że lepiej poczytać i porozmawiać na prostsze tematy. Przepraszam najmocniej, ale przez te lżejsze tematy tracimy rozumienie tego, co naprawdę mamy! Teraz jest takie bogate i piękne życie, ludzie w owych czasach mogli tylko marzyć o tym wszystkim, co posiadamy, szczególnie na Wigilię!
Komuniści nie mogli ominąć Świąt, natomiast pozwalali sobie robić to trochę w inny sposób. Zostawili ludziom Wigilię, ale bez Bożego Narodzenia, dzieci dostawały prezenty od Mikołaja, ale nie “Świętego”. Dobrze, że choć w ogóle pozostał nam, bo ten radzieki Dziadek Mróz to coś zupełnie obce dla katolika. Odziany w błękitny kożuch starzec w walonkach z wnuczką Śnieżynką pasował raczej Rosjanom, ale nie Polakom. Długi czas pojawiał się na oficjalnych obchodach w zakładach pracy czy na partyjnych imprezach, rozdawał świąteczne prezenty w Nowy Rok. Dziwny plan rozdawania prezentów po Bożym Narodzeniu spalił na panewce, pewnie logicznie.
Polacy nie odbierali nowych kulturnych wskazówek, więc musieli walczyć o przyziemne: mięso, pomarańcze, nawet o … karp. Choć potrawy z karpia znano w polskiej kuchni już znacznie wcześniej, to akurat za czasów Polski Rzeczpospolitej Ludowej został gwiazdą wigilijnego stołu. Przy tym, że jest tani i łatwy w hodowli, był towarem deficytowym, jak i wiele innych składników wigilijnej wieczerzy. Wszyscy wiemy doskonale, im mniej czegoś jest, tym więcej jest chetnych to nabyć. Żeby kupić tego wymarzonego karpia, trzeba było czekać na „cynk” od znajomych albo czekać w kolejkach godzinami. Do prawdziwie kuriozalnych sytuacji dochodziło, gdy w zakładach pracy odbywały się loterie, w których można było wygrać właśnie… karpia.
Czasami jedną rybę dzielono na kilka kawałków, by było sprawiedliwiej. Jeżeli karpia brakowało na scenę wkraczał dorsz importowany z ZSRR.
Z myślą o tych karpiach, życzę Wszystkim cudownych i pogodnych Świąt Bożego Narodzenia! Życzę Państwu obfitego stołu, smacznej wieczerzy i niech dzisiejsza przedświąteczna gorączka będzie spokojniejsza i weselsza!
Studiując dziennikarstwo, zrozumiałam, że w zawodowym pisaniu nie ma nauk ani rad. Należy pisać samemu, czerpiąc odkrycia z własnych błędów. Jak w życiu, chodzić warto własnymi ścieżkami.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura