Miłe złego początki, lecz koniec żałosny - to powiedzenie sprawdza się dziś, jak rzadko kiedy. Przez ostatnie parę lat pławiliśmy się w przyjemnościach serwowanych nam przez, co tu kryć, mało odpowiedzialną władzę - aż stało się, co stać się musiało: zupa się rozlała, a balon pękł. Z przykrością trzeba przyznać, żeśmy symptomów nadchodzącego zagrożenia nie dostrzegali - mimo, iż ostrzegał przed nim niejeden z rozsądniejszych. Wiadomo, nie lubimy słuchać przestróg - ale kiedy je wygłaszał np. ktoś, kto wbrew utartym i niepodważalnym dotąd poglądom potrafił ustalić faktyczną ilość koronowanych głów w Betlejem - to chyba należało mu zaufać? Nie on jeden zresztą przestrzegał i jak mógł, tak starał się zapobiec złu: był taki, co brutalnie, lecz za to szczerze informował, że piniędzy nie ma i nie będzie - a inny, że gdyby wiedział, gdzie pieniądze zakopano, to by je obywatelom dał. Wszystko to miało na celu uniknięcie rozdawnictwa i rozpasania socjalnego, które potem niestety nastąpiło - a skutek, jaki jest - każdy teraz widzi. Wczoraj, jak grom z jasnego nieba spadła wiadomość, że w Niemczech nie ma kto zbierać szparagów, bo Polacy już nie są skłonni przyjeżdżać i zajmować się tą poprzednio intratną dla nich czynnością. Doczekaliśmy się! Pamiętam dobrze, jak Donald Tusk tłumaczył, że nie możemy zarabiać zbyt dużo, bo dzięki temu jesteśmy konkurencyjni; komu przeszkadzał ustalony wedle tego założenia porządek? Wychodzi teraz na to, że Polak napompowany słabo przemyślanymi przedsięwzięciami w rodzaju 500+, wyższa płaca minimalna itp. - zamiast na niemieckie pole, wyjedzie sobie np. z rodziną na wycieczkę czy coś takiego; dobre sobie! Konkurencyjność pokazała swoje oblicze - zupełnie odmienne od tego, o którym mówił Donald Tusk: płace u niemieckich pracodawców nie okazują się konkurencyjne wobec tego, co się polskiemu obywatelowi oferuje w kraju. Nie jestem pewien, czy na to czekaliśmy; nie tak pewnie miało być. Pamiętam przecież, co powiadał były premier - że nie jesteśmy samotną wyspą i w związku z tym pewne rzeczy musimy, a innych - nie możemy; zgodnie z tym powinniśmy zbierać te warzywa czy truskawki według ustalonego ku zadowoleniu wszystkich porządku rzeczy. Tymczasem - zbezczelniały raptownie Polak odkrywa, że nie koniecznie coś tam musi lub - dla odmiany - czegoś nie może; wybiera raczej, co chce. No, nie wiem, do czego może to doprowadzić; pierwszy skutek nieodpowiedzialnych rządów PiS w postaci suchych niemieckich szparagów już mamy. Co będzie dalej - strach się bać. Nutkę optymizmu w te niewesołe sprawy wnosi na szczęście drobny, ale znaczący fakt: po stronie niemieckiej najwyraźniej dostrzega się niebezpieczeństwa wyrastające za wschodnią granicą - i Małgorzata Gersdorf została nagrodzona niemieckim odznaczeniem za opór wobec polskiego rządu. Ot, skromny zabieg, ale ziarnko do ziarnka - i może szparagi przestaną w efekcie usychać? Wypada przypomnieć, że już Jerzy Gersdorf, dowódca zaciężnej chorągwi próbował po stronie krzyżackiej oporu wobec polskiego króla pod Grunwaldem - ze skutkiem, jak wiadomo marnym. Ciekawe, jak się powiedzie pani Małgorzacie.
Inne tematy w dziale Polityka