Co to się wyrabia: kobitki w NBP zarabiają za dużo, dziki poddaje się eksterminacji, nauczyciele na L4 wkładają żółte kamizelki (wymagają tego przepisy drogowe?!) a jakiś podejrzany i niedający się zaakceptować Italiańczyk przyjeżdża, jakby nigdy nic i najspokojniej sobie gawędzi z Prezesem. Jednym słowem - ciąg wydarzeń i spraw, które - na opozycyjny rozum biorąc - powinny budzić grozę i jeśli nie obalić władzę, to przynajmniej porządnie nią wstrząsnąć. Że się tak nie dzieje, to przecież nie wina podnoszącej wokół nich szum i należyty rwetes Koalicji Obywatelskiej czy też Europejskiej; jak się to dokładnie nazywa - trudno być pewnym wobec znacznej dynamiki zachodzących w opozycji zmian. Bo wydawałoby się, że wszystko może zacząć iść dobrze, a tu okazuje się, iż niewyrobiony politycznie i społecznie obywatel skłonny jest bardziej obawiać się odebrania 500 czy wprowadzenia zmian w emeryturach niż ubolewać z powodu połamania Konstytucji; znajomy profesor ekonomii podsumował to z goryczą: - ludzie dali się przekupić (wypada przyznać, że profesurę dostał nie za tę błyskotliwą diagnozę). A szary człowiek myśli sobie pewnie, że nawet jak by się coś złamało - to da się naprawić, a jak to i owo odbiorą - to przepadło na amen. Czy to wszystko miałoby dowodzić beznadziejności sytuacji i skłaniać do obniżenia aktywności tych, którzy świadomi zagrożeń związanych z tym, że jak ćmy do światła pchamy się do dobrobytu i niezależności - usiłują nas z tej niebezpiecznej drogi zawrócić? W żadnym razie - rachuby na to, że skoro pewien gość wykopyrtnął się z powodu ciężarnej zakonnicy na pasach, to Kaczor może się potknąć na martwym dziku czy choćby wiecznie żywym Broniarzu - nie są takie głupie; byle tylko nie ustawać w wysiłkach, a nawet je wzmagać. Jaki skutek mogłoby odnieść np. przykucie się do stada dzików paru spośród wygodnie w warunkach miejskich protestujących obrońców natury - trudno przewidzieć, ale pewnie można byłoby spodziewać się najlepszego. Swoja drogą, to z tymi skutkami nigdy nie wiadomo i bywają one nieprzewidywalne: te wszystkie koszulki z "konstytucją" trzeba było przecież wyprodukować, a potem ktoś je kupił i skutek tego dla PKB choć mały, był oczywisty i pozytywny - a czy o to chodziło?
Wszystkie te sprawy wybuchają z nagła, a potem naturalną koleją rzeczy przygasają i dym się po nich rozwiewa; nie sposób je omijać, ale poświęcać zbyt wiele czasu - to czysta strata. Trafi się jednak czasem coś, co zaprzątnie głowę na nieco dłużej - no, może na parę dni; dla mnie było to wystąpienie Pawła Wojtunika. Z myślą, że jeszcze parę lat temu rządzili nami osobnicy niezbyt szczodrze wyposażeni przez naturę w walory potrzebne nie tylko przy sprawowaniu ważnych funkcji, ale i w codziennym życiu: pamięć, zdolność postrzegania i oceny zjawisk itp. - zdążyłem się oswoić. Na tle swoich pojawiających się przed Komisją poprzedników wyżej wspomniany wypadł ciekawiej, bo mniej narzekał na słabą pamięć - a raczej skarżył się, że mu ciężko: - Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie! - powiadał najczęściej. Ciężko? - tak się zdarza przy dźwiganiu, a to przecież kawał chłopa. Poza tym - ciężko może być na sercu lub na sumieniu; czy o to mogło chodzić ex szefowi CBA? Mniejsza o to - ciekawe było wspomnienie, którym się z Komisją i telewidzami podzielił: - "Proceder rósł, a my byliśmy coraz bardziej efektywni". Proceder - to oczywiście działalność VAT-owskich band - i w głowę zachodziłem, jak to możliwe: na czym miałaby polegać efektywność służb, skoro "proceder rósł"? Jedno zdaje się wykluczać drugie. No, chyba żeby oba te rodzaje aktywności, na pozór sobie przeciwne, zmierzały ręka w rękę w tym samym kierunku.
Inne tematy w dziale Polityka