W jednej z telewizyjnych reklam mały chłopaczek powiada, że - jego zdaniem - życie jest pełne paradoksów. Co tu gadać, ma rację - odbyły się wybory mające, jak to wybory, wyłonić zwycięzcę i ustalić kolejność - a okazuje się, że wygrali wszyscy; tak przynajmniej deklarują. Jak się wydaje, rzecz powinna być oczywista: wygrywa ten, co przybiegnie pierwszy - skoczy najwyżej albo, jak w tym przypadku - nazbiera najwięcej punktów procentowych; to są kryteria niepodważalne i ogólnie akceptowane, choć nie koniecznie w świecie polityki. Tam akurat mało co jest pewne i oczywiste, gdyż wszystko podlega różnorodnym naświetleniom, interpretacjom i oglądaniu z różnych punktów widzenia. Łatwo w takiej sytuacji bywa ogłosić za sukces zajęcie odległego miejsca - jeśli wiąże się to z uniknięciem kompletnego już upadku i pogrążenia w politycznym niebycie.
Po ogłoszeniu wyników Grzegorz Schetyna cieszył się z sukcesu, po którym według niego ma nastąpić "długi marsz"; pomijając nienajlepsze skojarzenia - należy pewnie rozumieć, że ma on doprowadzić do majaczącego gdzieś w oddali celu (w oddali - bo marsz ma być długi). Ponieważ ten cel jest odległy - a co odległe, bywa niepewne - to na czym miałby polegać obecny sukces? Pytanie chyba dobre, bo odpowiedź bynajmniej nie łatwa.
W jakiejś telewizyjnej dyskusji ekspertów usłyszałem, że korzystne dla PO wyniki wyborów prezydenckich w dużych miastach tłumaczy się m.in. strukturą społeczną: w dużych miastach przewaga wyższego wykształcenia, a na tzw. prowincji z tym gorzej. Jeśli tak patrzeć na sprawę, to czy wyniki wyborów np. w Łodzi i w Gdańsku upoważniają do wysnucia przypuszczenia, że ukończone studia mogą skłaniać do sympatii dla borykających się z wymiarem sprawiedliwości? A skoro się o wykształcenie zahaczyło - czy nie jest tak, że liderzy lepiej wykształconej (jeśli wierzyć opinii tego eksperta) części społeczeństwa winni na jej tle błyszczeć w sposób szczególny? No, to spróbujmy wymienić - Schetyna, Kopacz, Kierwiński... chyba wystarczy. No, może jeszcze Arłukowicz.
Co się jeszcze po wyborach mówiło? Na przykład - Kosiniak Kamysz: - " dla nas polityka bez wartości nie istnieje!" Nie można się z tym nie zgodzić - po latach doświadczeń z tą partią wiadomo, iż jest ona mocno przywiązana do wartości - zwłaszcza wymiernych, a najlepiej - w brzęczącej monecie. A Grzegorz Schetyna: - " mamy bardzo dobre doświadczenia ze współpracy z PSL." Trudno w to wątpić; przez minione lata bez większych kłopotów udawało się ustalić, co i jak - żeby sobie po odciskach nie deptać i łokciami nie potrącać, np.: na północy - Gawłowski, na południu - Bury.
A bez związku z wyborami - prof. Bugaj wyartykułował takie zwierzenie: - " coraz mniej uwagi poświęcam temu, co mówi prezydent". Nie wiem, co na to Prezydent; mnie pan Ryszard rozczulił nieustającym przywiązaniem do przeświadczenia o wadze swoich opinii.
Inne tematy w dziale Polityka