Ostatnio - to daje się zauważyć, że jak kto w opozycji coś palnie, to najwyraźniej bez należytego zastanowienia; swoją drogą w wielu przypadkach nie wiadomo, czy to zastanowienie cokolwiek by zmieniło. Wiadomo natomiast nie od dziś, że wszystko, co się powie czy zrobi przynosi jakiś skutek; nie zawsze przewidziany, a często nie taki, jak by się chciało. "Słowo wróblem wylata, a powraca wołem" - znamy to, a pewien klasyk nadmieniał coś o powracającej fali. Doradzało się też: - patrzaj końca! - co oznaczało, że należy starać się przewidywać możliwe następstwa tego, co się robi.
Przewodniczący Platformy dopiero co wyraził się, że PiS - to szarańcza. Pomijając wyszukaną elegancję tego sformułowania, nie sposób nie zauważyć, że chłopina się nie zorientował, co ono niesie dla niego i jego ferajny: szarańcza, czyli chmara insektów - a wyście z kimś takim przegrali? Żaden podręcznik taktyki nie zaleca poniżania i pomniejszania walorów przeciwnika: jeśli z kimś marnym wygrałeś - to co za sukces, a jak przegrasz - to już zupełnie szkoda gadać. Zastanawianie się, o co też panu Grzegorzowi mogło chodzić sprawia, że ręce opadają: czy przypuszczał, że występująca u niektórych niechęć do wszelkiego rodzaju robactwa może przełożyć się na wynik wyborczy? To być może - ale niewykluczone, że w PO po prostu pojawił się następny po zapomnianym już profesorze specjalista od owadów.
Nie zamknął także w porę otworu gębowego pewien "wesoły Romek"; niby nic, bo mówił do swoich i to w sposób pewnie w tym towarzystwie przyjęty, bo nie dość, że nikt nie protestował - to jeszcze dostał brawa, a na końcu nawet szablę; pasowała do niego tak, że ofiarodawcę można by posądzić o ironię, gdyby się go wcześniej z różnych popisów nie znało. Teraz by wspomniany pan Roman pewnie raczej odgryzł sobie język, ale to wcześniej należało pomyśleć, że to, co się mówi w najbardziej swojskim i najzaufańszym gronie wypłynie prędzej czy później w postaci choćby taśm albo czegoś podobnego - i potem wsparcie ze strony żony niewiele pomoże.
Nie lepiej wyszło głównemu opozycjoniście - głównemu, choć dalekiemu - którego powrotu, jak kania dżdżu czekają poniektórzy tu na miejscu. Jemu zdarzyło się ogłosić, że piłka nożna to gra dla dżentelmenów - a to skłania do zastanowienia. Po pierwsze, dżentelmeni - to pewnie on, Lewandowski, Bielecki, Schetyna? No, no... A po drugie, jak się ma kopanina do zespołu cech kojarzonych z pojęciem "dżentelmen"? Prędzej chyba jakiś tenis, krykiet czy jeszcze lepiej - polo; tyle, że konia z rzędem temu, kto sobie potrafi wyobrazić np. Grzegorza Schetynę na boisku do polo - chyba, że w charakterze konia właśnie. Krótko mówiąc - rzecz chyba w tym, co się pod terminem "dżentelmen " rozumie. Pamiętam, że w dzieciństwie przysłuchiwałem się rozmowie starszych chłopaków, z których jeden relacjonował jakąś swoją lekturę, chyba coś o Dzikim Zachodzie: - i wtedy ten gentleman (wymawiane, jak napisano) tak przyp..... ił temu drugiemu w zęby, że się nogami nakrył! Na jakiś czas ukształtowało to u mnie przekonanie, że gentleman - to ktoś, kto potrafi przyłożyć. Nie wiem - co, kiedy i gdzie zasłyszał w tej kwestii Donald Tusk; może na podwórku, na którym się - wedle własnej jego relacji - wychowywał, tak te sprawy widziano: dżentelmen kopie piłkę. Gdy to piszę, kątem oka na ekranie widzę dwudziestu paru dżentelmenów biegających po trawie bez widocznego skutku.
Człowiek dorastając zmienia zdanie co do wielu spraw; u mnie to wyżej opisane przekonanie ulotniło się dość szybko, a Donald Tusk najwyraźniej całkowicie i niezaprzeczalnie pozostaje w przeświadczeniu nie dającym się obronić; dość uzasadnione wydaje się wrażenie, że nie tylko w tej sprawie. Te opisane przypadki - to działania związane z kampanią wyborczą, a więc zmierzające do pokonania politycznego przeciwnika poprzez przekonanie do siebie wyborców. W taki sposób? - Musimy wygrać z PiS-em! - powtarza przy każdej okazji Grzegorz Schetyna - i nie tylko on; życzenie powodzenia byłoby chyba kopaniem leżącego.
Inne tematy w dziale Polityka