"Superstację" odwiedzam rzadko, a jak się ostatnio przekonałem - powinienem robić to częściej, trafiłem tam bowiem na pouczającą rozmowę bardzo wytatuowanego i hałaśliwego redaktora z nieznanym mi z nazwiska doktorem; tak go przynajmniej ten wytatuowany tytułował. Rzecz dotyczyła tego, że choć niby opozycja robi, co może - pożądanych skutków jakoś nie widać. "Spotykamy się, palimy świeczki - a potem wracamy do domu w przeświadczeniu, że coś dobrego zrobiliśmy; skutek z tego żaden" - narzekał doktor, a redaktor mu basował. Jak tak dalej, to nic z tego nie będzie - stwierdzili zgodnie i doktor zaraz orzekł, że palenie świeczek - to poruszanie się w symbolach, a tylko konkretne działania, najlepiej w sferze intelektu, mogłyby złu zaradzić. Pewnie tak - trudno się nie zgodzić; myślenie na ogół się przydaje, choć jednego z bohaterów Lema właśnie ono przyprawiło o zgubę, bo mu się mózg od tego nagrzewał i tylko dopóki nie myślał, to jakoś wszystko szło. Tak, czy inaczej - zaraz pojawia się wątpliwość: skoro trzeba się na gwałt brać za intelekt, to czy go do tej pory, jak to się kiedyś mówiło - nie zażywano i te wszystkie podejmowane w sejmie gierki w rodzaju błyskotliwego wnioskowania o przerwę czy podstępnego i sprytnego zadawania pytań pytaniami de facto nie będących nie noszą piętna intelektu? Nie brałbym się za takie oceny, bo wiem, że wielu nie przyszłaby łatwo konieczność skreślenia z prywatnej listy autorytetów intelektualnych takich postaci, jak np. pp. Szczerba, Kierwiński, Scheuring Wielgus... dobra, nie rozpędzajmy się.
Tak - powiedział wytatuowany redaktor - intelekt, owszem - ale to wszystko będzie chybione, bo druga strona (to chyba m.in. - ja) kieruje się wyłącznie emocjami, co się dobitnie pokazało przy Smoleńsku; szkoda na nich intelektu. Taką mam naturę, że nie lubię się sprzeczać - wolę zgodę nawet za cenę jakichś ustępstw. Ale z wytatuowanym redaktorem nijak by się to nie mogło udać. Smoleńsk przeżywałem mocno, jak każdy nieskażony nadmiernym przechyłem politycznym. Emocje - zgoda, były. Ale już rozmaite pytania, które w tej sprawie zdarzało się m.in. tu zadawać brały się z chłodnego namysłu. Intelekt - bo ja wiem... ale zdrowy pomyślunek, to jak najbardziej.
A wracając do diagnozy pana doktora, że niby - tylko intelekt: owszem, zgoda - tyle tylko, że u opozycji nic z tego, jak to ktoś u Bułhakowa powiedział - za chińskiego boga nie wychodzi! Że sama diagnoza słuszna - wątpliwości nie ma; będąc w głębokiej opozycji PiS zorganizował tyle konferencji, sympozjów i czego tam jeszcze, że materiałów i wniosków z tego wysnuło się po uszy; wiadomo było, co robić i w kampanii wyborczej - i potem. Ruszanie głową, czyli intelektem PiS-owi opłaciło się - emocje dało się z działaniami zatrącającymi o intelekt pogodzić bez widocznego uszczerbku dla jednych czy drugich, a raczej z korzyścią - a obecna opozycja, jak się zagrzebała w tupaniu, paleniu świec i zbieraniu długopisów - to się z tego nijak wyłabudać nie może i nawet ostatnie przedsięwzięcie siódemki z SN jawi się wyłącznie, jako kontynuacja przynudzającej nieskuteczności. Czego zresztą po nich należało się spodziewać? W "Przypadkach Idziego Blasa" trafiłem na zdanie: "O sędziach nie będę wspominał, bo wszyscy wiedzą, co o nich myśleć". A Kajetan Koźmian w swoich pamiętnikach wspomina, że w salach sądowych wieszano krzyże z napisami: iusticias vestras iudicabo! - co się wykłada: - sprawiedliwość waszą osądzę! Widać dobry Pan Bóg wiedział, co o tych typach myśleć.
Mniejsza o sędziów; szło mi o to, że ta rozmowa w "Superstacji" prowadzi do prostego wniosku, iż to, co po jednej stronie okazało się możliwe - po drugiej mimo rozpaczliwego miotania się jest nieosiągalne. Jak o mnie idzie - niech tak zostanie.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo