Bywają rzeczy i sprawy do tego stopnia niewiarygodne, że człowiek nie jest w stanie uwierzyć, iż je słyszy lub widzi - dlatego, usłyszawszy to, co powiedział Rafał Trzaskowski, musiałem poczekać na potwierdzenie z ust samego Grzegorza Schetyny; wtedy zresztą też nie od razu upewniłem się, że mnie uszy nie mylą. Chodzi o to zapewnienie, że oni się postarają przeznaczone dla Polski pieniądze zamrozić w brukselskich sejfach - a potem je, po wygraniu w 2019 wyborów odmrożą.
Nie - nie oburzyłem się, bo nie skłania do tego przyzwyczajenie czy coś w rodzaju znieczulenia biorącego się z bezliku obserwowanych w przeszłości działań i wypowiedzi ze strony tej paczki, których przed 22.00 nie chcę opisywać tak, jak zasługują. Nie oburzyłem się - raczej doświadczyłem czegoś pomiędzy niedowierzaniem a rozbawieniem; rozbawieniem - bo trudno inaczej potraktować pewność siebie bijącą z tej deklaracji: że niby - tacyśmy silni, że możemy zamrozić w Brukseli to i owo, albo i odmrozić - jeśli nam przyjdzie ochota. A niedowierzanie - że ktoś może mieć nadzieję, iż Polacy to kupią. Jasne, czemu nie liczyć na głupotę przekonywanego, ale bywają sprawy do tego stopnia jasne i oczywiste, że tylko pierwotniak, a w najlepszym razie ślimak się w nich nie połapie. Bo to wygląda tak: opozycja ustami tych dwóch polityków (???!) obiecuje, że te pieniądze, które się nam oczywiście należą - to ona dla nas przechowa w brukselskiej zamrażarce; żeby one - broń Boże! - nie wpadły w łapy obecnej władzy. Potem, kiedy już rozsądnie zagłosujemy - to się je odmrozi, aby mogła nimi zadysponować nowa władza; jaka - wiadomo.
Objawiona przez obu panów naiwna wiara w skuteczność takiej próby przekonywania obywateli jest rozczulająco - obezwładniająca: nie dopuścimy, żeby "piniędze" dostały się w ręce władzy skłonnej dbać o dobro obywateli i zabiegającej o możliwie sprawiedliwy podział dóbr - po odmrożeniu natomiast położymy na nich łapę, a co z publiczną forsą potrafimy robić - to już pokazaliśmy w minionych latach; tak z grubsza biorąc należy czytać to, co deklarują panowie Rafał i Grzegorz. Wziąć to za dobrą monetę - to tak, jakby zatrudnić lisa w kurniku albo dać pijakowi pół litra do popilnowania; dopuśćmy ich tylko ponownie do możliwości dysponowania dobrem należącym do wszystkich - a wnet przestanie ono być wspólne; maluczko, a usłyszymy, cośmy już słyszeli: - piniędzy nie ma i nie będzie!
Cóż - pan Rafał, to nie dziwota; czegóż spodziewać się po kandydacie na prezydenta miasta oświadczającym, że tego miasta nie zna i nie wie, czym ono powinno być - i przy tym pełnym nadziei, że go wybiorą. A co do tego drugiego ... nic, tylko nachalnie przypomina się wierszyk o piasku i worku.
Inne tematy w dziale Polityka