Wyżej wymienieni kolęd nie śpiewali, tylko przyszedłszy do pani redaktor Kolendy Zaleskiej snuli rozważania na tematy, które im podrzucała. Widziałem to drugiego dnia Świąt w TVN, gdzie zajrzałem zachęcony stwierdzeniem Doroty Łosiewicz, że wielkim dobrem jest posiadanie pluralistycznych mediów; skoro tak, to nie będę przecież wisiał uczepiony wyłącznie TVP czy Republiki. Opłaciło się! Wprawdzie rzecz oglądałem gdzieś tak od połowy - ale to, co usłyszałem uprawnia do suponowania, że i ta niezasłyszana część dostarczyłaby mi niemałej satysfakcji.
Zaczęło się od smętnego stwierdzenia, że ustrój się zmienił i jesteśmy na najlepszej drodze do państwa policyjnego. To powiedział Jerzy Stuhr i dodał, że to państwo wcale nie musi używać instrumentów charakterystycznych dla tego systemu - co wszakże nie zmienia faktu, że policyjnym pozostanie. Gdyby ktoś się głowił, co w takim razie przesądza o policyjnym charakterze państwa, mogę pośpieszyć z pomocą - bo to proste: moim zdaniem o tym decyduje diagnoza wybitnego aktora. A skoro przy nim jesteśmy, to trzeba mu po stronie plusów dodatnich zaliczyć nie tylko to, co powyżej - ale także, iż część odpowiedzialności za stan państwa - i w ogóle za wszystko, co się wokół nas dzieje - wziął na klatę: - zrobiłem katolicki rachunek sumienia! - powiada i dodaje: - popełniłem grzech zaniechania! Idzie o to, że ucząc w szkole teatralnej wdrażał młodych ludzi wyłącznie do zawodu, a powinien był edukować szerzej. Mogłem - bije się w piersi - zapraszać na wykłady takie wspaniałe postacie, jak choćby prof. Zoll czy Róża Thun!
Żeby skończyć ze Stuhrem (nie, nie - chodzi tylko o wyczerpanie tematu!) - należy jeszcze wspomnieć jego pomysł dotyczący tradycji: - ci, co są przeciw przyjmowaniu uchodźców powinni zaprzestać kładzenia dodatkowego nakrycia na stole wigilijnym. Według mnie - ten talerz dotyczy niespodziewanego gościa, a nie intruza - ale nie będę się sprzeczał; aktor pewnie wie lepiej.
Co do Radziwiłłowicza - to sporo mówił (sprowokowany przez panią redaktor) o romantyzmie, mianowicie, że mity romantyczne są fałszywe (przykłady - ksiądz Marek i Samuel Zborowski) - a w ogóle, to oni (znaczy, ci romantycy) próbowali budować jedność wokół pojęcia narodu, co jest niesłuszne. Zostało przy tym wyrażone przekonanie, że jak o jedności mówią teraz Prezydent oraz Premier - to jest to pustosłowie. Tenże aktor nawiązał też do "Wesela" (Stuhr natychmiast dodał, że w inscenizacji Klaty aktorzy trzymają w garściach egzemplarze Konstytucji) i orzekł, że teraz brzmi ono tak, jak w czasach, kiedy zostało napisane: - teraz jest czas na "Wesele", jako dramat stłamszonej i sponiewieranej inteligencji! Czy mowa tu o inteligencji, jako klasie społecznej - czy raczej idzie o sponiewieraną inteligencję aktora - nie jest całkiem jasne. Było też zastanawianie się, czy gdyby w 1968 nie zakazano wystawiania "Dziadów", to nastąpiłby wybuch? - i niewyartykułowana, ale wyraźna nadzieja, że gdyby tak teraz zakazano Klacie, to kto wie?...
W swoich wypowiedziach panowie wyraźnie się różnili: Radziwiłłowicz próbował pójść tak jakby w intelekt, Stuhr - w sprawy bardziej praktyczne. Ale gdy pani redaktor przejęzyczywszy się powiedziała: Mazowiecki - zamiast: Morawiecki, z obu klatek piersiowych wydarło się jednobrzmiące westchnienie: - żebyż tak było! A wracając do Jerzego Stuhra: wyznał, że słuchając polityków nieodmiennie miewa następujące wrażenie: - już to słyszałem, to ciągłe powtarzanie! Wypadałoby w kontekście występu obu wymienionych zauważyć, że to właśnie istotny element zawodu aktora: powtarzanie tego, co wymyślił inny. I tak jest prawidłowo! Gdy niektórzy próbują dzielić się plonem własnych przemyśleń, bywa tak sobie.
Inne tematy w dziale Kultura