Jestem gotów, bo o to, żeby się dogadać zaapelował w swoim expose Premier - i to mi się spodobało. Nic w tym, prawdę mówiąc, nie było wstrząsająco niezwykłego i odkrywczego; wiadomo nie od dziś, że viribus unitis i przy boskich auxiliach niejedno można zdziałać - a i mądrość ludowa mieszcząca się w przysłowiach poucza, że zgoda buduje, a niezgoda - wiadomo, co. Tak więc, dogadanie się byłoby sprawą nad wyraz pożyteczną; jak je uskutecznić - to już całkiem inna sprawa: będzie trudno - i to też nie jest konstatacja zbyt oryginalna. Po prawdzie, to nie mam bladego nawet pojęcia, jak by się do tego należało zabrać; wzajemna niechęć jest przecież tak głęboka, a z jednej strony przybiera nawet postać skłonności do podgryzania gardła - że to wszystko razem jest w stanie unicestwić każdy pożyteczny zamysł.
Wygląda jednak na to, że Premier wie - i tak jest prawidłowo: na tym między innymi zasadza się różnica między nami. Zaatakowany w tzw. debacie po expose wypowiedziami, które mnie co chwila podnosiły z fotela - spokojnie wyszedł na mównicę i poprawiwszy krawat najuprzejmiej podziękował za cenne uwagi, a także zachęcił do dalszej współpracy ad maiorem Patriae gloriam. Osłupienie, w które popadłem trwało tylko chwilę - a potem wnętrze mojej czaszki rozświetlił błysk zrozumienia: przecież nie od dziś i nie od wczoraj wiadomo, że odrobina minięcia się z prawdą czy - nie bójmy się tego powiedzieć wyraźnie - obłudy, łagodzi relacje i ułatwia życie wszystkim. Szczególnie, jeśli użyta w dobrej sprawie i zaserwowana zręcznie, najlepiej - finezyjnie. Nikt, kto rozsądny nie będzie przecież np. mówił przesadnie obdarzonej wdziękami damie, że - gruba; lepiej powiedzieć - bujna, choć to nie koniecznie musi obrazować stan faktyczny. Czy takie założenie przyjął Premier? - ośmielę się przypuszczać, że tak; słuchałem pilnie tych wszystkich wystąpień i nijak nie mogę przyjąć, że mógł on istotnie znaleźć w nich cokolwiek pożytecznego dla kraju. Idąc więc tym śladem powinienem zaprzestać kwitowania zgrzytaniem zębami wypowiedzi Borysława Budki - a raczej ocenić, że to polityk głęboki i błyskotliwy; co do senatora Rulewskiego - to zostawiając na boku psychologiczne motywacje jego skłonności do infantylnych przebieranek przyznać, że w sposób wyszukanie dowcipny wnosi nieco pożądanego urozmaicenia do nudy senackich posiedzeń. Mając na widoku pożyteczny cel w postaci pojednania powinienem zadać nieco gwałtu swojej naturze i zgodzić się z tym, co nie całkiem jest - moim zdaniem - prawdą.
Niewykluczone, że tak by można - i na początek mógłby to być gest wystarczający do zainicjowania czegoś pożytecznego - pod tym wszakże warunkiem, że rozsądek podpowie przeciwnikowi ( czy odtąd raczej - partnerowi?) przyjęcie podobnego kursu. Czy można na to liczyć? Pamiętam wystąpienia w debacie, a szczególnie te charakterystyczne: poseł Neuman, jak zabrnął dowcipnie w slajdy, to się z nich do końca nie zdołał wyplątać; pani Lubnauer, w matematycznym wykształceniu której redaktor Janecki nie wiedzieć czemu pokładał jakieś nadzieje, popisała się stylem sprawiającym, że po głowie zaczęły mi się plątać skojarzenia z maglem i targowiskiem; prezes Kosiniak Kamysz przekonywał, że karnawał - to jeden z okresów liturgicznych. Rozsądek? Pozwalam sobie powątpiewać, aby dało się go tam znaleźć.
Dogadać się z Brukselą też byłoby nieźle, ale tam o rozsądek może być równie trudno. A nawet - kto wie, czy nie gorzej. No, bo najpierw - willkommen bez ograniczeń, a teraz - kilka tysiaków euro za powrót do domu; z jednej strony - przyznanie, że z tą gościnnością to się już dalej nie da, ale Polsce, która zawsze to mówiła, nie można odpuścić. A więc: myślimy teraz tak, jak Polska - ale ponieważ kiedyś myśleliśmy inaczej, to Polska musi beknąć! Logika, że pozazdrościć - ale czy innej można spodziewać się tam, gdzie za sprawę istotną uznawano regulacje dotyczące krzywizny banana - i gdzie ślimaka zaliczono do ryb? Jak by nie patrzeć - to, co oczywiste, bywa najtrudniejsze; dogadać się i z tymi - i z tamtymi, byłoby nieźle. Czy się uda? - ano, właśnie...
Inne tematy w dziale Polityka