Z początku się martwiłem - i nawet trwało to dość długo, ale teraz już nie. Stress zabija, więc organizm broni się, jak może - nie zawsze całkiem świadomie; najczęściej - szukając, z czego by tu się pośmiać. Za komuny - w czasie, co by nie mówić, raczej ponurym - kawałów na temat władzy było nie do zapamiętania, a o naszym kraju mówiono, że to najweselszy barak w obozie. W obozie demokracji ludowej - rzecz jasna.
Wtedy się dowcipkowało, a teraz - z powodu, że Prezydent przeciąga - miałbym się zamartwiać? Niedoczekanie tych, co by się tego po mnie spodziewali. Raczej się trochę pośmieję - bo nie opuszcza mnie przekonanie, że sprawa i tak się zakończy pozytywnie. No, może niezupełnie tak, jak bym chciał - ale rzadko człowiek dostaje wszystko, czego zapragnie. A w dobry nastrój wprawiają mnie próby dociekania, jakie też są powody tego, że nasze oczekiwanie się przedłuża. Pierwsze, co na myśl przychodzi - w pewnym uproszczeniu, rzecz jasna - to przypuszczenie, iż Prezydent postanowił pokazać, kto tu ważny. Nie wiem, czy tak jest - ale wielu w tym duchu się wypowiada: że to wzmacnianie pozycji, dążenie do silnej prezydentury i tym podobne. Możliwe, ale jeśli tak, to sposób dochodzenia do tych celów trzeba by uznać za dość zabawny: przepychanki, naciąganie struny - i co z tego powinno wynikać? Kto jest najważniejszym w kraju politykiem - mimo mego lekkiego tonu to akurat mówię bez ironii - wiadomo; odprawienie go cztery razy z kwitkiem tego stanu rzeczy na korzyść Prezydenta nie zmieni. Na niekorzyść - niewykluczone. Jeśli by więc to właśnie jego postępowaniem miało kierować - mógłbym się tylko uśmiechać; z politowaniem, to prawda - ale jednak.
Może jednak nie o to chodzi - i taką po prawdzie mam nadzieję. Bywa, że jak się przeciwnikowi daje czas, to on go nie wykorzystuje ku swemu pożytkowi, a raczej popełnia głupstwa; to, czego właśnie doświadczyliśmy wydaje się dowodzić słuszności takiego przekonania. Spośród wszystkich możliwych decyzji Krajowa Rada Sądownictwa wybrała taką, którą można porównać wyłącznie do wyciągnięcia stołka spod własnego zadka, strzelenia sobie w stopę czy dopuszczenia do opadnięcia gaci w miejscu publicznym; stało się tak, jakby jej członkowie przeszli instruktaż polityczny u samego przewodniczącego Nowoczesnej. Ci wybrani spośród wybrańców, przez nikogo nie przymuszani dowiedli, do czego się w gruncie rzeczy nadają - do tego mianowicie, co potrafi wykonać średnio wykwalifikowany biuralista: sprawdzić kompletność papierków przy podaniu. To po kiego licha nam oni potrzebni? - jeśli do takiego wniosku miałby dojść i Prezydent - i wszyscy pozostali, to nie nie mam nic przeciw temu przeciąganiu. A przy tym jeszcze to, z czym wystąpił sędzia Żurek strasząc Ziobrą i plakietką: miodzio po prostu! Od razu przypomina się kawałek z Babla: - "On mówi smacznie; jak on coś powie, to człowiek chce, żeby on jeszcze coś powiedział!" - i człek się uśmiecha, choćby nie chciał. A nadzieja na to, że powie coś jeszcze - jest, boć to rzecznik.
Rachuby mogą być i inne - powiedziałbym, że kalendarzowo- meteorologiczne. Mamy późną jesień, a nadchodzi zima, wedle różnych prognoz - ostra. Protesty po przyjęciu ustaw, co prędzej czy później nastąpi - ani chybi będą. Co było łatwe latem, nie musi być takie samo po upływie paru miesięcy. Jak sobie wyobrażę ekran telewizora w moim przytulnym pokoju - a na tym ekranie czarne parasolki wyrywane przez lodowaty wicher, białe róże ścinane mrozem i grzbiety przymarzające do trotuaru w trakcie kopania w barierki - to mimo usilnej walki, jaką z sobą toczę, gęba mi się rozciąga w uśmiechu; wiem, jestem podły. Ale jak by nie patrzeć na sprawy - jest śmiesznie.
Inne tematy w dziale Polityka