Za naszą nie trzeba się bić; upewniłem się co do tego pytając przyjaciół i oni, jakby się umówiwszy twierdzili zgodnie, że co do wolności - to jest ok. i gdyby tak jeszcze być wolnym od nieuniknionej niekiedy konieczności wysłuchiwania wygłaszanych przez opozycję bzdur, to już doprawdy nie byłoby na co narzekać. A co z tą drugą, o której teraz tak głośno? Maszerujący dziś w Warszawie też bić się nie musieli i wydawałoby się, że to stare zawarte w tytule hasło u nas już się przeżyło, ale najwyraźniej - nie. Pytanie o wolność - to pytanie o stan świadomości i o przekonanie. Wiadomo, że człowiek może umrzeć z głodu pod pełną lodówką, jeśli w jego przekonaniu ona jest pusta. Wolności już drugi rok nikt i nic nie ogranicza, ale czy to przeszkadza w skrzyknięciu ludzi pod hasłem jej obrony? Ani trochę - choć po prawdzie niezbyt wielu. Ilość jednak nie jest tu najistotniejsza, bo czasem warto rozważać i przypadki jednostkowe. Na Placu Konstytucji trochę tych jednostek się stawiło i nie zaszkodzi się zastanowić, co je przyciągnęło czy popchnęło. Wolność - wiadomo, ale co konkretnie? Jak idzie o byłych ubeków - nie ma wątpliwości: można zastanawiać się, czy nie kryli czegoś pod kurtkami i płaszczami? Oczyma wyobraźni widzę takiego obywatela wybierającego się na marsz; obrazek, jak z Mickiewicza: - "...jak weteran w służbę powołany, gdy wnuki jego pałę zdejmują ze ściany; dziad śmieje się, choć pały dawno nie miał w dłoni - lecz czuje, że dłoń jeszcze nie zawiedzie...". Ci weterani, nawiasem mówiąc, spytani przez reportera zapewnili, że za PRL wolności było więcej. Cóż, dla nich - niewątpliwie.
W maszerującej kolumnie warto oddzielić szeregowych od przywódców. Wśród tych pierwszych - różnie, ale na ogół niezbyt odkrywczo i ogólnikowo nadmieniano o niedostatku wolności i o tym, że jej sobie odebrać nie dadzą; wyglądałoby więc na to, że ta wolność jest - a niektórych napędza obawa o jej pozbawienie. Ech, jakie ja miewam obawy - ale na ulicę wychodzę nie po to, żeby im jakoś zaradzić - a tylko dla załatwienia tego czy owego.
Trochę treściwiej wypadły motywacje przywódców: Kosiniak Kamysz, jak na ludowca przystało, boi się utraty wolności poprzez obrócenie w chłopa pańszczyźnianego (wyobraziłem sobie, jak przygięty zbiera ziemniaki, a JK łoi go korbaczem!); Schetyna dla poczucia się wolnym musi wygrać wybory samorządowe, parlamentarne, europejskie i prezydenckie - a Ryszard Petru nie może czuć się wolnym, dopóki istnieje i nadaje Radio Maryja. Każdy tę wolność czuje i widzi po swojemu - i może nawet ciekawie jest się tego dowiedzieć. Ale żeby do tego konieczny był marsz?
Inne tematy w dziale Społeczeństwo